Z reportażu "Układ wokół Turowa" wynika, że trwający właśnie pat dotyczący kopalni węgla brunatnego i fiasko rokowań z Czechami to rezultat katastrofy górniczej z 2016 r. Materiał "Superwizjera" TVN przypomina również kulisy działalności samorządu w Bogatyni i sprawę zatrzymania kilkudziesięciu osób, z których większość to prominentni działacze Prawa i Sprawiedliwości.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
W reportażu przewijają się trzy określenia: "terror, hipokryzja i korupcja". W taki sposób rozmówcy "Superwizjera" opisują ostatnie lata funkcjonowania samorządu w Bogatyni. W ciągu zaledwie trzech lat prokuratura zatrzymała kilkadziesiąt osób.
W tym gronie znalazł się Andrzej G., jeszcze do niedawna burmistrz i członek Prawa i Sprawiedliwości. Tuż po przejęciu władzy przez PiS o samorządowcu tym parokrotnie w naTemat pisaliśmy. Choćby wtedy, gdy Andrzej G. (wtedy jeszcze można było podać pełne nazwisko) organizował w swoim mieście "Dni pamięci Lecha Kaczyńskiego", zapraszając do swego miasteczka m.in. Jarosława Kaczyńskiego, Antoniego Macierewicza czy Martę Kaczyńską.
To wszystko działo się w ostatnich miesiącach. Jednak "Superwizjer" przypomina o wydarzeniach sprzed kilku lat, z września 2016 r. Doszło wtedy do katastrofy na przemysłowej na terenie kopalni. Zwałowisko odpadów osunęło się i zniszczyło wyrobisko oraz około 200 cennych maszyn górniczych.
Oficjalnie PGE wyceniła straty na 165 mln zł. Na czele PGE stał wówczas Sławomir Z., szef powiatowych struktur Prawa i Sprawiedliwości w Zgorzelcu. Nieoficjalnie mówiono, że straty są o wiele większe i w grę wchodzą kwoty idące w miliardy. To dlatego, że doszło do zasypania złoża. Mało tego – pył mógł wtedy dostać się do wód gruntowych, co spowodowało katastrofę ekologiczną, także po stronie czeskiej.
Dlatego Czesi domagali się do wprowadzenia do kopalni niezależnych obserwatorów, którzy mogliby zbadać skutki ekologiczne osuwiska. Martin Půta – hetman kraju libereckiego, który odpowiada za negocjacje z Polską – w rozmowie z TVN24 podkreśla, że eksperci mogliby ustalić wpływ kopalni na środowisko i kto odpowiada za katastrofę z 2016 r. Ale – jak wynika z materiału "Superwizjera" – po stronie polskiej paru osobom byłoby to nie na rękę.
Przeciwny wprowadzeniu obserwatorów jest m.in. Stanisław Żuk, który wtedy był odpowiedzialny za wydobycie węgla w kopalni KWB Turów. – Jeszcze nam do tego wszystkiego potrzebni czescy obserwatorzy – mówi w materiale TVN24. Od 2019 r. Żuk jest posłem, do Sejmu wszedł jako polityk Kukiz 15 z list PSL. Wcześniej w lokalnym samorządzie związany był kolejno (jak podaje Wikipedia): z Porozumieniem Prawicy, PiS, PO, a od 2015 r. ponownie z PiS.
Stanisław Żuk jeszcze przed emisją reportażu opublikował w mediach społecznościowych oświadczenie, w którym zaprzecza zarzutom stawianym w materiale:
"Twórcy dokumentu w jednej półgodzinnej audycji zmieszali ze sobą mafijne brudy dawnych władz gminy Bogatynia, sprawę osuwiska, które miało miejsce w kopalni Turów w 2016 roku, oraz kwestię negocjacji z Czechami w kontekście wyroku TSUE. Zdumiewający to koktajl całkowicie odrębnych i niemających nic wspólnego ze sobą spraw. (...) Szczytem wszystkiego jest łączenie mnie z osobami, z którymi nigdy nie zgadzałem się w kwestiach politycznych, biznesowych i technicznych. Jest to czysta zemsta TVN za moje głosowanie w Sejmie" – pisze Żuk.