– Retoryka wojenna została narzucona przez rząd PiS, gdyż oni uwielbiają zarządzać poprzez strach i rozpalanie emocji społecznych. Tymczasem jeśli już powinniśmy mówić o jakiejś wojnie, to w kontekście tej, którą od dwóch lat prowadzimy o zdrowie oraz życie Polek i Polaków. Przez pandemię zmarło ponad 80 tys. obywateli! To jest wojna, a nie wydarzenia na granicy – mówi #TYLKONATEMAT Joanna Scheuring-Wielgus.
W najnowszym wywiadzie dla naTemat.pl Joanna Scheuring-Wielgus wyjaśnia, z jakiego powodu jej formacja nie poparła nowej ustawy o ochronie granicy i punktuje niekonstytucyjność tego projektu
Posłanka wskazuje też, dlaczego wojenna retoryka lepiej pasuje do walki z pandemią niż opisu sytuacji na polsko-białoruskim pograniczu
A na koniec rozmowy polityczka Lewicy zdradza, jakie tematy powinny zdominować kolejną kampanię wyborczą
Bo ta ustawa jest "protezą stanu wyjątkowego", omija Konstytucję i daje ministrowi spraw wewnętrznych kompetencje w zasadzie takie, że kiedy tylko chce i gdzie chce może wprowadzać ograniczenia równie surowe, jak podczas stanu wyjątkowego.
Czy to nie był jednak przejaw "totalnej opozycyjności", którą obiecywaliście odrzucić?
Lewica nie jest totalną opozycją, tylko opozycją merytoryczną. Dlatego zawsze zwracamy uwagę na to, jak skonstruowany jest dany projekt ustawy i czemu tak naprawdę służy. Nowa ustawa o ochronie granic w niekonstytucyjnym trybie oddaje wielka władzę w ręce szefa MSWiA, prawie całkowicie omija prezydenta i nadal nie gwarantuje dziennikarzom swobodnego dostępu do granicy.
Sytuacja mediów to jeden z kluczowych powodów, dla których byliśmy przeciw. Ta ustawa nie zagwarantuje bowiem jednoznacznie, że polscy dziennikarze będą mogli relacjonować to, co dzieje się na granicy.
A to niezwykle ważne! Kilka dni temu byłam na konferencji zagranicznej i oglądając w zachodnich mediach relacje na temat sytuacji na naszej granicy, widziałam obrazki przedstawiające tylko to, co nagrano od strony białoruskiej. To działanie na szkodę naszego państwa, bo świat dostaje przekaz jednostronny.
Ustawę o ochronie granicy można naprawić w Senacie?
Problem z tą ustawą jest taki, iż stanowi ona wynik niekompetencji. Rząd od samego początku nie miał pomysłu na to, jak reagować na sytuację na granicy. I uparcie nie chciał wziąć pod uwagę propozycji opozycyjnych, choć zarówno Lewica, jak i inne formacje wielokrotnie apelowały, aby usiąść przy jednym stole.
Dwukrotnie składaliśmy też wniosek do prezydenta o zwołanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, na której mogliśmy wypracować plan ponad podziałami. Zamiast tego odgórnie wprowadzono stan wyjątkowy i zapewniano, że to rozwiąże wszelkie problemy.
Dziś wiemy, że stało się inaczej. Sytuacja na granicy jest o wiele gorsza niż była kilka miesięcy temu, Polacy z krajowych mediów niczego nie mogą się dowiedzieć, a na dodatek granica okazuje się nieszczelna. Przecież wiele osób jednak ją pokonuje i dociera do Niemiec, albo gubi się gdzieś w polskich lasach.
Bulwersujące obrazki z Kuźnicy na dalszy plan zepchnęły kwestię humanitarną. Widzi pani szanse na jakąś realną pomoc dla tych, którzy gubią się w lasach?
Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że kwestia humanitarna została zepchnięta na dalszy plan, gdyż to właśnie Lewica jest ugrupowaniem, które konsekwentnie mówi, że obrona granicy jest równie ważna, jak humanitaryzm i udzielenie pomocy tym ludziom, którzy się do Polski przedostają. Do tego jesteśmy przecież zobowiązani prawem międzynarodowym, jak i zwykłą ludzką przyzwoitością.
Nie możemy zapominać ani o uchodźcach, ani funkcjonariuszach i żołnierzach, ani o mieszkańcach terenów przygranicznych. Oni wszyscy są dziś w naprawdę trudnej sytuacji i wszyscy zasługują na wsparcie ze strony państwa polskiego.
Czyli da się jednak połączyć postulat pomocy migrantom z wsparciem dla mundurowych? Żołnierze i funkcjonariusze czują się raczej osaczeni przez tych, którzy stają po stronie cudzoziemców…
Ależ oczywiście, że da się te postulaty połączyć. Proszę zwrócić uwagę, że możemy się spierać z wydającymi im rozkazy politykami, ale nikt z opozycji nigdy nie obraziłby żołnierzy i funkcjonariuszy, którzy strzegą naszych granic. W ogóle nikt poważny nie rzuca obelg w stronę samych mundurowych. Przecież to nie ich wina, że dostają takie, a nie inne rozkazy od decydentów z Warszawy.
Gdy mowa o postrzeganiu Straży Granicznej, wojska i policji, znowu wracamy do problemu z ograniczaniem swobody mediów. Polki i Polacy nie mogą dowiedzieć się, co naprawdę dzieje się na granicy, jak wygląda służba strzegących jej osób i narastają różne mity.
Ludzie sądzą, że skoro władza trzyma media na dystans, to na granicy dzieje się coś, co trzeba ukryć. Od tego trzeba więc zacząć, że dziennikarze muszą uzyskać dostęp do centrum wydarzeń.
A co jeśli władza zgodzi się tylko na "dziennikarzy" mediów publicznych?
A dlaczego mielibyśmy ograniczać dostęp do granicy tylko dla mediów publicznych?! TVN, "Gazeta Wyborcza" czy naTemat.pl nie są w niczym gorsze i muszą mieć zagwarantowane równe prawa. Na całym świecie standardem jest, że dziennikarz, który wykonuje swoją pracę rzetelnie, ma możliwość wykonywania zdań także w miejscach konfliktów czy kryzysów.
Czy ten "wojenny" nastrój nie jest na rękę także opozycji? Proste hasła, ostre spory, polaryzacja – wszystko, co współczesny polityk lubi najbardziej…
Retoryka wojenna w całej tej sytuacji została narzucona przez rząd Prawa i Sprawiedliwości, a nie opozycję. A stało się tak, gdyż oni uwielbiają zarządzać poprzez strach i rozpalanie emocji społecznych.
Tymczasem jeśli już powinniśmy mówić o jakiejś wojnie, to w kontekście tej, którą od dwóch lat prowadzimy o zdrowie oraz życie Polek i Polaków. Przez pandemię zmarło ponad 80 tys. obywateli! To jest wojna, a nie wydarzenia na granicy.
W temacie pandemii jest jeszcze jakiś potencjał polityczny, to tzw. "polityczne złoto"?
Wciąż nie mogę pojąć, jak spadające na Polskę kłopoty oni mogą nazywać "politycznym złotem"… Taka polityka, o jakiej dowiadujemy się z maili Dworczyka, jest obrzydliwa. Ja nigdy takiej polityki nie chciałam uprawiać. Po prostu nie potrafię.
Każdej nocy kładę się spać z myślą o tych ludziach tkwiących na granicy i tych, którym zagraża nieopanowana pandemia. Tymczasem aktualnie rządzący wszystko robią z wyrachowaniem, tylko pod sondaże.
A jeśli mowa o działania w sprawie pandemii, to wiadomo, że wszyscy jesteśmy tym tematem zmęczeni. Chyba już każdy z nas zna kogoś, kto albo sam ciężko przeszedł COVID-19, zmarł, albo znamy kogoś, kto stracił bliską mu osobę.
Nasz rząd niestety kwestię pandemii zaniedbał, szczególnie jeśli chodzi o szczepienia, które mogły nas uchronić przed kolejnymi falami. Tymczasem było romansowanie z antyszczepionkowcami i takie absurdalne zachowania, jak to ze strony Andrzeja Dudy, który w kampanii wyborczej mówił, że się nie szczepi "bo nie".
Te wszystkie błędy i dziwne działania są jak kostki domina, które teraz się wywracają. Tej jesieni mamy naprawdę przerażającą sytuację epidemiologiczną, która przede wszystkim jest efektem błędów i zaniechań rządu PiS.
Macie w Lewicy swoich ekspertów medycznych, jaką oni prognozują przyszłość? Problem z koronawirusem będzie ciągnął się także za kolejnymi ekipami rządzącymi?
Eksperci są zgodni, że COVID-19 to taka choroba, z którą niestety przyjdzie nam żyć długo, ale na wzór tego, jak funkcjonujemy w obliczu zagrożenia grypą. Czyli przede wszystkim konieczne będzie budowanie odporności poprzez powszechne szczepienia.
Wie pan, gdyby w Polsce rządziła Lewica, to kampania promocyjna ruszyłaby tuż po tym, gdy półtora roku temu poinformowano, że szczepionka na koronawirusa została wynaleziona i trafi do masowej produkcji. A potem program szczepień uruchomilibyśmy w taki sposób, żeby zabiegi były szybkie i łatwo dostępne, co uchroniłoby nas przed tymi kontrowersjami, kto pierwszy się zaszczepił.
Jako rządzący bylibyśmy też chodzącym przykładem odpowiedzialnego zachowania. Dziś klub Lewicy jest wszakże jedynym, w którym wszyscy są zaszczepieni.
Jest pani przekonana, że problem ze szczepieniami tkwi tylko w niewłaściwej promocji?
Nie da się przeprowadzić z sukcesem programu szczepień bez odpowiedniej jego promocji. Żeby zachęcić obywateli do przyjęcia zastrzyku trzeba im przede wszystkim przekazać wiedzę, opowiedzieć o najważniejszych faktach. Do tego potrzeba natomiast bardzo dobrego zespołu ekspertów, którzy potrafią rozmawiać ze zwykłymi ludźmi.
Kryzys na granicy i zaostrzenie sytuacji epidemicznej skutecznie przykryły nowe kontrowersje w sprawie aborcji. Tymczasem w sejmie wciąż jest "tykająca bomba" w postaci tego drakońskiego projektu fundacji Fundacji Pro-Prawo do życia…
Ten projekt został skierowany do sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych, której przewodniczącym jest nasz kolega z Lewicy, więc przypuszczam, że nie będzie dalej procedowany. To kwestia najważniejsza "na teraz". Jeżeli natomiast chodzi o cały temat aborcji w Polsce, to istotne jest, aby zrozumieć, że stoimy w zupełnie innym miejscu niż sześć lat temu…
Gdy zaczynały się rządy PiS, odsetek zwolenników liberalizacji prawa aborcyjnego oscylował na poziomie 20-30 proc. Dziś wszelkie badania pokazują, że zwolenników liberalizacji jest co najmniej 60 proc. De facto te wszystkie wysiłki organizacji fundamentalistycznych i polityków PiS wpłynęła na diametralną zmianę świadomości społecznej.
Jestem przekonana, że ostatecznie Polki będą miały takie same prawa, jak Belgijki, Francuzki czy Hiszpanki. Pomimo wszystkiego, co się teraz dzieje, jestem naprawdę bardzo optymistycznie nastawiona.
To jest ten temat, który na dwa lata przed wyborami daje Lewicy nadzieje na zwiększenie poparcia?
Wydaje mi się, że jesteśmy teraz w bardzo dobrym momencie i mamy za sobą wszelkie turbulencje. Ostatecznie nastąpiło połączenie SLD z Wiosną, trwają zjazdy wojewódzkie i wybierane są władze na poszczególnych szczeblach. W pierwszej połowie grudnia odbędzie się pierwszy Zjazd Krajowy.
Mamy też ustabilizowane sondaże i wiemy, co chcemy robić przez te najbliższe lata, by zwiększać poparcie dla Lewicy. Trudno jednak przewidywać, jakie dokładnie będą emocje przed wyborami w 2023 roku.
Tak zwana prekampania zacznie się dużo wcześniej…
To prawda, być może nawet półtora roku przed planowanymi wyborami. I sądzą, że wejdziemy w nią głównie z trzema tematami. Jeśli chodzi o naszych przeciwników z PiS, to sądzę, że oni na pewno będą starali się jak najdłużej wykorzystywać kryzys migracyjny.
Ważnymi tematami będą jednak także zdrowie i sytuacja ekonomiczna. Drożyzna już się rozkręca, a wszystko wskazuje na to, że jej prawdziwy wybuch dopiero przed nami.