Polityczne trzęsienie ziemi w PSL-u jest dużo ciekawsze niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Waldemar Pawlak przegrał, Janusz Piechociński wygrał, zmiana warty i powrót do pracy – tak to wyglądać powinno. No właśnie powinno. – Do tej pory wygląda to jak jedna wielka improwizacja – mówi w rozmowie z naTemat politolog dr Rafał Chwedoruk.
Janusz Piechociński został nowym przewodniczącym koalicyjnego PSL-u, a mimo to nie pali się do objęcia stanowiska wicepremiera i otrzymania teki ministra. Zamiast tego obserwujemy sytuację, w której wręcz prosi i namawia Waldemara Pawlaka do pozostania. Chyba nie tak powinno to wyglądać?
Polska polityka jest pod tym względem od dawna oderwana od jakiegokolwiek logicznego porządku. Co najmniej od czasów, gdy mieliśmy nadpremiera w postaci Mariana Krzaklewskiego. Rzeczywiście, sytuacja, w której nowy lider partii koalicyjnej funkcjonowałby poza rządem byłaby demoralizująca nie tylko dla samej partii, ale także dałaby niejasne przesłanki opinii publicznej. Z tego, co w ostatnich godzinach słyszałem z ust polityków PSL i PO można wyciągnąć wniosek, że teraz mamy do czynienia z jedną wielką improwizacją.
Aż tak źle?
Na poważniejsze komunikaty powinniśmy jeszcze poczekać do czasu pierwszego posiedzenia Rady Naczelnej PSL lub spotkań na linii Piechociński-Pawlak i Piechociński-Tusk. Dajmy im trochę czasu, bo polscy politycy sami nie wiedzą, co właściwie wynika z wyboru Janusza Piechocińskiego. Może przecież nastąpić przerwanie więzi Tuska z Pawlakiem, która była jednym z istotnych spoiw koalicyjnego porozumienia tak odległych programowo partii.
Czy zwycięstwo w wyborach na szefa partii musi iść automatycznie w parze ze zmianą na stanowisku wicepremiera i ministra?
Trudno sobie wyobrazić sytuację, żeby wicepremier, w tym przypadku Waldemar Pawlak, mógłby być podwładnym kogoś poza samym premierem, a taka sytuacja miałaby miejsce z Januszem Piechocińskim na czele PSL-u. Niemniej jednak, choć dotyczy to jednej z mniejszych parlamentarnych partii, to zmiana przypada na bardzo szczególny okres. Zmienia się forum unijne i krajowe, polską politykę rozgrzała atmosfera wewnątrz PO. Paradoksalnie takie wydarzenie, które w innej konfiguracji nie byłoby istotne, tutaj nabiera ciężaru gatunkowego.
Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Janusz Piechociński się po prostu przestraszył, że ogrom wygranej nieco go przytłoczył. Czy możliwe, że on nie spodziewał się zwycięstwa?
Nie wiadomo, co tak naprawdę myśli Janusz Piechociński. Zaplecze ludowców, które doprowadziło do jego wygranej, było różnorodne. Nie ulega wątpliwości, że pomocny był zdymisjonowany niedawno minister rolnictwa Marek Sawicki, który najwyraźniej nie zakończył swojego politycznego żywota. Pomogły także owe mityczne partyjne doły, które tym głosowaniem dały wyraz swojemu stosunkowi do rządu Donalda Tuska. Nie ulega wątpliwości, że głosowanie na szefa PSL było także oceną dotychczasowej współpracy z PO.
Niestety zamiast poważniej, na razie jest śmieszniej.
Nie wiem, czy akurat w tych czasach kryzysu polska polityka powinna wywoływać uśmiechy. Moim zdaniem taktyka Piechocińskiego wiąże się z wyciąganiem wniosków z sytuacji w innych ugrupowaniach. Przypomnijmy sobie przypadek SLD, gdzie wbrew establishmentowi, partyjne doły wybrały Grzegorza Napieralskiego. W efekcie nastąpił kilkuletni okres wewnętrznych walk, mnóstwo energii tracono na te niepotrzebne tarcia. Przez kilka miesięcy SLD było na krawędzi przetrwania, a trzeba zwrócić uwagę, że oni zaczynali z wyższym poparciem niż 5 procent, które ma PSL. Ludowcy są na granicy i nawet najdrobniejsze wahnięcie mogłoby tę partię unicestwić na zawsze. Do głosu będzie musiała dojść chłopska przezorność i ostrożność.
Waldemar Pawlak prawie natychmiast poinformował o swojej dymisji. To profesjonalne podejście, czy zagranie w stylu "zabieram swoje zabawki i idę, teraz zobaczycie"?
Przywykliśmy do daleko posuniętego poczucia nieodpowiedzialności i przywiązania polityków do swoich stołków. A proszę zwrócić uwagę, że jak tylko pojawiły się wątpliwości wobec ministra Sawickiego ten podał się do dymisji. Pawlak też natychmiastowo podjął taką, a nie inną decyzją. To raczej przejaw wysokich standardów. Nawet jeżeli był w tym element obrażenia to lepiej, że ktoś się obraża i ustępuje, aniżeli obrażał i tkwił na stanowisku do momentu aż usunie się go wręcz siłą.
Czytaj: Pawlak o przegranej na kongresie PSL: Ludzie oczekiwali więcej i Piechociński im to obiecał
Piechociński wykopał Pawlaka ze stołka szefa partii, ale wręcz prosi, żeby nie rezygnował ze stanowiska wicepremiera i ministra. To jednoznaczne z przyznaniem "Waldek, jesteś lepszy"? Wygląda jakby nowy szef ludowców sam był zaskoczony wygraną i nie bardzo wie, co teraz robić.
W przypadku małej partii każde posunięcie może kosztować "życie". Piechociński musi dokonać bilansu, jak daleko może posunąć się w negocjacjach koalicyjnych. Polityk, który grałby tylko na siebie przyczyniłby się do klęski partii i samego siebie. Tutaj to partia ciągnie liderów, a nie liderzy partię. Na pozór niepoważne decyzje Piechocińskiego mogą odzwierciedlać trochę głębszą treść. Zapowiedź tego, że nowy szef PSL nie zrobi nic w imię własnego interesu, co byłoby niekorzystne dla partii. Być może to taki symboliczny gest – partia jest już na kolanach i bez pewnej pokory nie będzie mogła się z nich podnieść.