Mamy kraj pełen wybitnych podwórkowych ekspertów od polityki, gospodarki, wspinaczki na K2, pandemii, wychowania dzieci, zwierząt i wszystkiego, o czym akurat jest głośno. Kiedy znudziły nam się ostatnie analizy zawartości szczepionek (kto powiedział, że trzeba mieć do tego wykształcenie?), jak jeden mąż (i żona) zostaliśmy wybitnymi dowódcami polowymi.
24 lutego – od razu po przebudzeniu zacząłem sprawdzać wiadomości. Wziąłem telefon do ręki, a moim oczom ukazały się sceny, które chcę wymazać z pamięci. Naloty, bombardowania, krzyki ludności cywilnej... Skala rosyjskiej agresji wszystkich nas wprawiła w osłupienie.
Wojna Rosji z Ukrainą to astrologia dla mężczyzn
Szok, strach, niepewność odczuliśmy wszyscy. Część jednak dała się ponieść panice. Po przypuszczeniu szturmu na stacje benzynowe i apteki, zabezpieczeni w kanistry z benzyną oraz tony płynu Lugola, odpaliliśmy wujka Google, poczytaliśmy Wikipedię i zabraliśmy się za to, co lubimy najbardziej – zostaliśmy ekspertami od wojny.
– To Chiny zakończą tę wojnę. Im to wszystko nie jest na rękę. Jeden telefon do Putina i sprawa będzie załatwiona – usłyszałem od kolegi. Myślę sobie, cholera, może coś mnie ominęło? Pytam, skąd takie przekonanie? Jak się okazało, z bliżej nieokreślonej wiedzy o stosunkach międzynarodowych.
– Niebo na Ukrainą można zamknąć. Przecież jak Ruskie (sic!) złamią zakaz, to NATO wjedzie do Moskwy i po sprawie – powiedział mi inny znajomy. Zadaje identyczne pytanie, jak poprzedniej osobie. – No przecież USA ma przeważające siły, nowoczesne technologie, dla nich to żaden problem – odparł zaaferowany.
Na pytania o śmierć ludzi, koszty, sytuację geograficzną Rosji, strategie prowadzenia inwazji, prędkość, z jaką USA i NATO mogą gromadzić żywność, uzbrojenie, wojska, sprzęt już odpowiedzi nie usłyszałem.
Czytam wywody kolejnego znajomego na Facebooku. Przejęty tłumaczy, że zaraz będziemy graniczyli z Rosją, Putin to szaleniec, a ciotka brata psa sąsiada ma męża w służbach specjalnych, który potwierdza, że to niebywałe zagrożenie dla Polski. Halo. Obwód Kaliningradzki. Ktoś coś słyszał? Już graniczymy z Rosją.
Niedziela – wchodzę na Facebooka i widzę trzy różne "ekspertyzy" dotyczące słuszności wprowadzenia strefy "no fly zone" nad Ukrainą. "A co zrobi NATO, gdy Rosja złamie zakaz" – pyta jeden z internautów. "Przecież można nadać komunikat radiowy" – odpowiedział jeden z "ekspertów".
Szczerze? Przez pierwsze 10 minut myślałem, że robi sobie jaja. Coraz częściej mam wrażenie, że marnuje się nasz potencjał militarno-strategiczny. Po co ludzie zjadają zęby, poświęcają życie na studiowanie sztuki wojennej, skoro mogli przyjść na korepetycje do Adama po filozofii, Piotrka po polonistyce lub Bartka, który kończy inżynierie?
Najlepsze dopiero przed nami. Część "wybitnych dowódców polowych" zaczęło snuć teorie, że III wojna światowa już trwa tylko nie zdajemy sobie z tego sprawy. – Idioci, k**wa mać, no idioci – skomentował mi w żołnierskich słowach jeden z wybitnych generałów Wojska Polskiego.
Garri Kasparow – szachista, tak, dobrze czytacie, szachista – doskonale wyczuł nastroje społeczne, ostrzegając, że Władimir Putin zaraz przyjdzie po nas. No dobra, to dzwonię do ekspertów i pytam, czy Polska będzie następna.
– Jeśli ktoś wywoła III wojnę światową to nieodpowiedzialni politycy – mówi mi gen. Skrzypczak. – Wydaje mi się, że to niemożliwe. Rosja wie, że nie wytrzyma w starciu z Ameryką – słyszę od prof. Jana Malickiego.
– On łypie okiem na Finlandię, Litwę i Estonię. Tamten teren jest także gorący dla jego ewentualnych działań militarnych – skomentował Jerzy Dziewulski. – Mamy potężną przewagę nad Rosją. Pamiętajmy o tym i to pokazujmy. Inaczej, mimo naszej siły, ze strachu możemy przegrać tę wojnę – ocenił gen. Roman Polko.
Zastanawiam się, po co ja dzwonię do ekspertów ds. sztuki wojennej i wschodniej Europy, skoro mogłem pójść na piwo z kolegami i odpalić dyktafon?