Majcherek: Część skrajnej lewicy pogubiła się w ocenie agresji Putina. A inne oceny były trafne?
Janusz A. Majcherek
09 marca 2022, 17:20·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 09 marca 2022, 17:20
Partia Razem nie dawała dotychczas powodów do pochwał. Dogmatyczny, zapiekły antykapitalizm i antyliberalizm, deprecjonowanie postkomunistycznej transformacji, forsowanie neosocjalistycznych pomysłów, lansowanie zachodnich doktrynerów neomarksizmu i antyamerykanizmu...
Ale to ostatnie właśnie się zmieniło, gdy owi idole okazali się wyrozumiali wobec Putina, uznanego przez nich za kolejną ofiarę NATO i amerykańskiego imperializmu, a atak na Ukrainę za zrozumiałą reakcję na ciągłe prowokacje i naciski ze strony Zachodu. Okazało się, że skrajna lewica zachodnia jest nie mniej łaskawa dla Putina niż skrajna prawica.
Partia Razemogłosiła zerwanie współpracy z dwiema międzynarodówkami radykalnych lewicowców, ideologicznie wspieranych przez owych usprawiedliwiaczy Putina. Ta decyzja zasługuje na uznanie i pochwałę.
Razemowcy w godzinie próby przedłożyli lojalność wobec państwa i społeczeństwa polskiego oraz zachodnich struktur sojuszniczych, ale także solidarność z państwem i społeczeństwem ukraińskim, nad wierność ideologicznym pobratymcom, skłonnym do usprawiedliwiania Putina i dywagowania o słusznych interesach Rosji, potrzebującej w swoim otoczeniu państw sobie przyjaznych, czyli w praktyce jej podporządkowanych lub przynajmniej neutralnych.
W istocie miałoby to dotyczyć nie tylko Ukrainy, ale także Polski, mającej być - według Putina i owych zachodnich lewicowców - rozbrojoną, zneutralizowaną.
Skrajnie lewicowy komentariat polski na ogół zachowuje wobec kompromitacji swoich ideologicznych mentorów powściągliwe milczenie. Niektórzy publicyści związani z lewicą odnieśli się do problemu, ale w sposób dwuznaczny.
Ganiąc Naomi Klein, Janisa Warufakisa, Marianę Mazzucato i innych doktrynerów szukających usprawiedliwień dla Putina, jednocześnie podtrzymują akceptację ich innych poglądów.
Może ci zatem błądzą w kwestii polityki rosyjskiej, ale nie mylą się w analizie polityki amerykańskiej. Pogubili się w ocenie agresji Rosji na Ukrainę, lecz zachowują słuszność w ocenie ekspansji wielkich korporacji. Mylą się co do Putina i jego planów, ale nie mylą się co do Elona Muska i jego zamiarów.
Nietrafnie interpretują wielkoruski imperializm, lecz trafnie interpretują amerykański i zachodnioeuropejski kapitalizm. Rekapitulując: zasadniczo mają rację, a jedynie w tej jednej kwestii pobłądzili.
Może jednak należałoby uznać, że to nie jest pojedynczy błąd, incydentalna pomyłka, lecz element systemowego fałszu w całościowej analizie i ocenie współczesnego świata, a proputinowskie nastawienie skrajnie lewicowych doktrynerów to konsekwentny rezultat negowania przez nich wolnego rynku, liberalnej demokracji, stabilizującej roli NATO, globalizacji.
Polska skrajna lewica powinna rozważyć porzucenie nie tylko struktur organizacyjnych, ale także poglądów jej intelektualnego zaplecza.
Margaret Thatcher, wyprowadzając Wielką Brytanię z gospodarczej zapaści wywołanej przez rządzącą wcześniej lewicę, stwierdziła że dla globalnego kapitalizmu wolnorynkowego nie ma alternatywy: there is no alternative.
Pochodzący stąd skrót TINA stał się dla radykalnej lewicy obiektem kpin i szyderstw na dziesięciolecia. Lewicowi intelektualiści co rusz zgłaszali jakieś alternatywne propozycje, zwane alterglobalistycznymi, negujące jednobiegunowość świata zdominowanego przez amerykańskie supermocarstwo i zachodni kapitalizm.
Na ogół polegały na zastąpieniu neoliberalizmu neosocjalizmem. Gdy przyszła godzina próby, okazało się, że oligarchiczno-szowinistyczny i zamordystyczny imperializm putinowski też jest alternatywną możliwością, którą należy potraktować wyrozumiale i po partnersku, jako przełamujący jednobiegunowość.
Zerwanie z głosicielami takich bredni to słuszna decyzja. Miejmy nadzieję, że zapoczątkuje głębszą i szerszą refleksję nad ich innymi poglądami.