Z informacji przekazanych przez ukraińskie Siły Powietrze wynika, że rosyjski dron typu "Forpost" znalazł się w polskiej przestrzeni powietrznej. Maszyna została zestrzelona tuż po tym, jak ponownie znalazła się nad terytorium Ukrainy. – Dziwi mnie to, że Polska nie zarejestrowała lotu nad swoim terytorium, to mógł być lot sprawdzający nasz system zabezpieczeń – komentuje dla naTemat generał Skrzypczak.
14 marca rzecznik dowództwa Sił Powietrznych Ukrainy poinformował o tym, że rosyjski dron wleciał na terytorium powietrzne polski.
Polski system alarmowy nie zadziałał właściwie.
Generał Skrzypczak wyjaśnia, że celem lotu rosyjskiego drona mogło być sprawdzenie czujności polskiego systemu obrony powietrznej, a ten test oblaliśmy.
Rosyjski dron nad Polską
Ukraińska strona podaje, że rosyjski bezzałogowy statek powietrzny typu Forpost prawdopodobnie obserwował zniszczenia po zbombardowaniu poligonu wojskowego w Jaworowie nieopodal Lwowa. W trakcie tej misji dron miał wlecieć w polską przestrzeń powietrzną.
"Gdy maszyna wróciła na terytorium Ukrainy, od razu została zestrzelona przez naszą obronę przeciwlotniczą. Szczątki maszyny są poszukiwane" – poinformował rzecznik dowództwa Sił Powietrznych Ukrainy w nagraniu zamieszczonym w mediach społecznościowych 14 marca. Doniesień tych nie potwierdziły jeszcze polskie służby ani NATO.
– Pierwszym powodem, dla którego dron pojawił się nad Polską, może być sprawdzenie czujności polskiego systemu obrony powietrznej – czy ten system wykryje zagrożenie. Gdyby był czujny, to wykryłby ten obiekt natychmiast, więc sam fakt, że Ukraina musi nam taką informację przekazywać, jest bardzo niepokojący. Ruch Rosjan był raczej bardziej polityczny niż wojenny – wyjaśnia.
Polski system alarmowy nie zadziałał?
– Nasze systemy do zwalczania ataku powietrznego armii rosyjskiej widocznie są uśpione. Polska służba nie wydała w tej sprawie komunikatu. To budzi co najmniej zdumienie – dodaje.
Ekspert podkreśla także, że ukraińskie systemy bezpieczeństwa są cały czas aktywne, a poziom technologiczny ukraińskiej armii wysoki.
– Ukraińskie systemy powietrzne są czujne i gotowe, skoro dron od razu po powrocie na ich terytorium został zestrzelony. Oznacza to, że monitorowali i śledzili go cały czas, czekając, aż znajdzie się poza terytorium Polski, bo tu nie mogli go zestrzelić – naruszyliby naszą przestrzeń powietrzną. Informacje, które podają, wydają się być bardzo wiarygodne – tłumaczy.
W obliczu tak poważnego konfliktu wojennego zaraz za polską granicą niepokoi jednak fakt, że dron nie został w porę zauważony przez naszą stronę. Nie brak komentarzy wątpiących w bezpieczeństwo Polski w razie jakiegokolwiek ataku powietrznego. Pytamy generała Skrzypczaka, jak to możliwe, że w obecnej sytuacji politycznej, polski system nie był w pogotowiu.
Dron szpiegowski?
– Nie chcę zgadywać, jak obecnie działa polski system alarmowy. Faktem jest, że polskie służby drona nie wykryły, w przeciwieństwie do ukraińskich. Ukraińcy mają teraz czynne wszystkie systemy rozpoznania i obrony przestrzeni powietrznej, rejestrują wlot każdego samolotu, rakiety, drona w ich przestrzeń powietrzną – dodaje.
Pojawiły się głosy na temat tego, że dron przyleciał do Polski z misją szpiegowską i miał na celu zebranie informacji dla rosyjskiego wywiadu. Generał Skrzypczak obala jednak ten argument.
– Rosjanie mają tylu szpiegów w Polsce, że nie muszą zdobywać informacji za pomocą drona. Wiedzą wszystko o polskim wojsku. Ich celem było sprawdzenie czujności systemów rozpoznania naszych radarów, czyli wszystkich tych systemów, które odpowiadają za bezpieczeństwo przestrzeni powietrznej – wyjaśnia.
Kilka dni temu pojawiły się natomiast doniesienia o rosyjskim dronie, który rozbił się w Chorwacji, ten miał na sobie szczątki ładunków wybuchowych. Czy to mogła być nieudana misja?
– Dron, który spadł w Chorwacji, prawdopodobnie był dronem, nad którym Rosjanie utracili kontrolę, gdy już był w powietrzu, więc leciał do momentu, aż skończyło mu się paliwo. Mógł mieć na sobie ładunki wybuchowe, bo miał jakąś misję na Ukrainie. Rozbicie się w Chorwacji było wynikiem utraty kontroli, a nie planu – podsumowuje Waldemar Skrzypczak.