W ostatnim czasie dochodzi tam do prowokacji, eksplozji, ataków, a świat zastanawia się, czy Putin zaatakuje kolejny kraj. Z Odessy do granicy z Mołdawią jest około godzina drogi. Stamtąd do stolicy separatystycznego Naddniestrza jeszcze około 40 minut. Google Maps pokazuje, że w sumie to niewiele ponad 100 km. To miejsce od lat było punktem zapalnym. Oto co warto o nim wiedzieć dziś, gdy jest na ustach wszystkich,
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Według brytyjskiego dziennika "The Times" Kreml ma już gotowe plany ataku na Mołdawię.
Rosjamoże ogłosić niepodległość Naddniestrza 9 maja, w Dzień Zwycięstwa, a potem rozpocząć inwazję na Mołdawię – twierdzi gazeta.
W ostatnich dniach kilka państw poprosiło swoich obywateli o wyjazd lub odwołanie wyjazdów do Naddniestrza
Po inwazji Rosji na Ukrainę Mołdawia natychmiast wymieniana była wśród państw, które w następnej kolejności mogą znaleźć się na celowniku Putina. Wtedy były to głównie spekulacje "kto może być następny", choć sytuacja była niepokojąca od samego początku. Dziś to wydaje się to coraz bardziej realne zagrożenie.
Tam były separatystyczne, prorosyjskie republiki ługańska i doniecka, które oderwały się od Ukrainy w 2014 roku, a Putin po ośmiu latach uznał ich niepodległość i trzy dni później rozpoczął inwazję na Ukrainę.
Tu mamy prorosyjskie Naddniestrze, które oderwało się od Mołdawii w 1990 roku i którego nie uznaje żadne inne państwo na świecie. Według źródeł "The Times" Rosja może ogłosić jego niepodległość 9 maja, w Dzień Zwycięstwa, a potem rozpocząć inwazję na Mołdawię.
Wtedy, jak zaznaczono, od południowego zachodu rosyjskie wojska miałyby prostą drogę do natarcia na położony nad Morzem Czarnym ukraiński port w Odessie.
Wcześniej ukraińska wiceminister obrony Hanna Malar, którą kilka dni temu cytowała agencja Reuters, powiedziała, że Rosja jest gotowa wykorzystać separatystyczne Naddniestrze jako przyczółek do ataku na Ukrainę albo resztę Mołdawii.
Naddniestrze – punkt zapalny
Naddniestrze, czyli Naddniestrzańska Republika Mołdawska, uważane jest za ostatnią pozostałość po czasach ZSRR, nazywane wręcz posowieckim skansenem. To wąski pas ziemi między Mołdawią i Ukrainą, na lewym brzegu Dniestru.
Długi na niewiele ponad 200 km i szeroki według jednych opisów na 15 km, a według innych na ok. 38 km w najszerwszym miejscu. Powierzchniowo mniejszy od najmniejszego województwa w Polsce, bo opolskie ma ok. 9 tys. km kwadratowych, a Naddniejstrze 4,1 tys.
Władze Naddniestrza wprowadziły czerwony alarm, twierdzą, że nie chcą być wciągane w wojnę i przekonują o neutralności, przyjęto tu również wielu uchodźców z Ukrainy. Ale o ataki oskarżają ukraińskich napastników.
W Mołdawii władze postawiły swoje siły bezpieczeństwa w stan gotowości, prezydent Maia Sandu zwołała pilne posiedzenie Najwyższej Rady Bezpieczeństwa.
A świat zastanawia się, co dalej. Naddniestrze, o którym – jak stwierdził euronews – mało kto wcześniej w Europie słyszał, znalazło się na ustach wszystkich.
Niebezpiecznie w Naddniestrzu
W ostatnich dniach kilka państw poprosiło swoich obywateli o wyjazd lub odwołanie wyjazdów do Naddniestrza. Zrobiły to m.in. Francja, Niemcy, Izrael, USA, Bułgaria.
"Obywatele Izraela są wzywani do jak najszybszego opuszczenia Naddniestrza" – przekazał Joel Lion, ambasador Izraela w Armenii i Mołdawii. Izraelskie MSZ wezwało też obywateli Izraela planujących przyjazd do Naddniestrza w najbliższej przyszłości, aby odwołali swój wyjazd w tym czasie.
"Zdecydowanie odradza się podróżowanie do naddniestrzańskiej części kraju" – przekazało także niemieckie MSZ.
Naddniestrze, które uznają tylko władze innych separatystycznych, prorosyjskich regionów jak Abchazja i Osetia Południowa, liczy ok. 350 tys. mieszkańców, z których pewnie większość ma obywatelstwo rosyjskie. Rosyjska agencja Tass cytowała już jednego z generałów, który mówił, że istnieją dowody na to, że ludność rosyjskojęzyczna jest uciskana.
Stacjonuje tu ok. 1500 rosyjskich żołnierzy, część z nich przebywa tam jeszcze od początku lat 90. i jest uznawana za "siły pokojowe". Region od lat uważany jest niemal za składowisko starej, poradzieckiej broni i amunicji, zarzucano mu też nielegalny handel bronią.
We wsi Kołbasna (Cobasna) znajduje się wielki magazyn, który w ostatnich dniach też stał się celem ataku. Uważany jest za największe takie zbiorowisko broni w Europie.
Tu m.in. miała trafić amunicja z dawnych państw sprzymierzonych z ZSRR, w tym – jak mówił w 2020 roku w mediach ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich w Warszawie – prawdopodobnie częściowo z Polski. "Znalazły się tam różne rodzaje uzbrojenia, w tym — na przykład — pociski do wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych, tzw. katiusz" – opowiadał Kamil Całus. W tamtym czasie, według jego informacji, w magazynie znajdowało ok. 20-21 tys. ton ładunków, z czego ponad połowa była przeterminowana i przez to niebezpieczna.
"Za każdym razem, kiedy Mołdawia żąda wycofania wojsk rosyjskich z terytorium kraju, czyli z Naddniestrza, Rosja mówi, że nie może tego zrobić, bo znajdują się tam niebezpieczne pozostałości po Armii Czerwonej, czyli składy w Kołbasnej, które muszą być pilnowane" – wyjaśniał w rozmowie z PAP.
I tylko można sobie wyobrażać, jaką bazę do ataków na Ukrainę mógłby sobie stworzyć tu Putin. "The Times" napisał m.in., że Rosjanie mogą już teraz wysyłać z okupowanego Krymu do Tyraspolu – samolotami i śmigłowcami – swoich żołnierzy i sprzęt, podczas gdy w stolicy Mołdawii, Kiszyniowie, będą przygotowywane protesty i zamieszki.
Już wcześniej media informowały o tym, że Rosja próbuje uzupełnić swoje siły, rekrutując stąd ludzi. – Takie działania nie sprzyjają pokojowi dla nas wszystkich. Są bardzo niebezpieczne i należy je powstrzymać – stwierdził szef mołdawskiego MSZ Nicu Popescu, cytowany przez portal "Ukraińska Prawda".
Jaka sytuacja w Mołdawii
Mołdawia od tygodni żyje w napięciu. Mały kraj, liczący ok. 2,6 mln ludzi, wolał zachować neutralność. Przyjął uchodźców i potępił rosyjską agresję, ale nie przyłączył się do sankcji. Ale już na początku marca Mołdawia ogłosiła, że formalnie ubiega się o członkostwo w UE.
Wbrew pozorom jej relacje z Naddniestrzem też wcale nie są takie złe.
– To eskalowanie napięcia i próba destabilizacji sytuacji w tym regionie przez prorosyjskie i prowojenne siły – tak prowokacje w Naddniestrzu nazwała proeuropejska prezydent MaiaSandu. W ostatnich dniach przekonywała, że jej kraj potrzebuje silnej, nowoczesnej armii.
– Mołdawia nie ma skutecznej obrony w obliczu zagrożenia, ponieważ nie rozwinęliśmy odpowiednich zdolności wojskowych, nie zbudowaliśmy elementów infrastruktury krytycznej – przemawiała.
Sandu objęła władzę w 2020 roku. Przed nią rządził prorosyjski Igor Dodon. "Jego korupcja osłabiła armię Mołdawii prawie do zera – podobnie jak marionetka Putina, Janukowycz, zrobił w Ukrainie do 2014 roku" – skomentował jeden z amerykańskich analityków.
Dyplomatyczne reakcje
Biorąc pod uwagę doniesienia "The Times", najbliższe dni powinny być kluczowe. Ale słychać też zupełnie odmienne opinie, że Rosja może jedynie grać na utrzymanie napięcia. Że chce odwrócić uwagę od wojny w Ukrainie, gdzie na froncie wojennym nie może pochwalić się wojskowymi sukcesami. Że tylko straszy, szerząc propgandę, która jest jej potrzebna w kraju przed Dniem Zwycięstwa.
A także, że w ogóle nie ma wystarczających możliwości, by przeprowadzić taką operację.
Na pewno jednak głosy wsparcia dla Mołdawii płyną, i to nie od dziś.
"Francja będzie zdecydowanie podtrzymywać wsparcie dla Mołdawii, która jest szczególnie narażona na konsekwencje wojny w Ukrainie" – przekazał ostatnio szef francuskiego MSZ Francji Jean-Yves Le Drian po spotkaniu z ministrem spraw zagranicznych Mołdawii Iurie Leancą.
Już na początku marca do Mołdawii przyjechał sekretarz stanu USA Antony Blinken, co uznano za ważny gest.