Na temat sprawy donosu na naczelniczkę poczty z Pacanowa aż huczy w całej Polsce. O wyjaśnienie całej sytuacji w Sejmie poproszono ministra Michała Cieślaka. Dziennikarze oczekiwali cytatu z wypowiedzi pracownicy poczty, gdyż Cieślik twierdził wcześniej, że kobieta użyła wobec niego wulgaryzmów. Agnieszka Głazek temu zaprzecza.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jak zapowiedział przełożony naczelniczki poczty z Pacanowa (woj. świętokrzyskie), ma ona być zwolniona dyscyplinarnie. Decyzja zapadła po tym, jak wdała się w sprzeczkę z ministrem ds. samorządu Michałem Cieślakiem.
Na początku nie rozpoznała polityka, ale usłyszała, jak tytułuje go koleżanka z pracy. - Skojarzyłam nazwisko, skojarzyłam człowieka i po prostu odezwaliśmy się do niego, żeby się odniósł do cen, do tej drożyzny, że to jest nie do pomyślenia, żeby wszystko tak dużo kosztowało, że tak jak teraz to jeszcze nie było, że człowiek ledwo wiąże koniec z końcem, że jako zwykli obywatele zaczynamy się liczyć z każdym groszem - opowiadała.
- Pan poseł mi powiedział, że nie jest w stanie nic poradzić, że teraz względy wojny, a wcześniej pandemia, że mieli do wyboru albo podwyższać ceny, albo ratować przedsiębiorców. Mówię: jak to nie możecie nic zrobić? Przecież to za waszych rządów są te podwyżki - mówiła dalej.
W następstwie rozmowy z ministrem już kilkanaście minut potem dostała telefon, że ma strawić się do dyrektora w Kielcach. Ten przekazał jej, że jest zwolniona z pracy w trybie dyscyplinarnym.
W opublikowanym na Twitterze oświadczeniu świętokrzyski poseł klubu PiS i minister ds. samorządu zarzuca, że zachowanie kobiety "nie licuje z powagą piastowanego urzędu". Jak twierdził, naczelniczka poczty używała w rozmowie z nim wulgaryzmów.
I właśnie o rzekome "wulgaryzmy" próbowali pytać dziennikarze w Sejmie. - Przede wszystkim chcę powiedzieć, że jest mi przykro, że taka sytuacja w ogóle miała miejsce. Chcę tutaj powiedzieć, że moją intencją nie było to, że ktoś narzeka na sytuację, że chce mieć lepszą pracę, więcej zarabiać. Dotyczy to nas wszystkich, każdy chciałby mieć lepszą pracę, lepiej zarabiać i mieć niższy kredyt - mówił.
Tłumaczył, że "nie chodziło mu o to, iż ktoś może w taki sposób przedstawiać obecną sytuację, a raczej o to, że w urzędzie pocztowym, instytucji zaufania publicznego, nie powinno używać się wulgaryzmów".
Dziennikarze dopytywali ministra, jakie to były "wulgaryzmy". Tego jednak również się nie dowiedzieli. - Nie powinno się w urzędzie państwowym używać wulgaryzmów i nie powinno się manifestować swoich preferencji i sympatii politycznych - powtarzał.
- Z tego co wiem, pani naczelnik nadal pracuje i to się nie zmieni - powiedział. Dodał, że "dziś pewnie by się tak nie zachował w tej sytuacji".
Dopytywany nie chciał jednak zacytować, co mówiła w rozmowie z nim naczelniczka poczty, mimo wielokrotnych próśb dziennikarzy. Chcieli porównać jego wersję z tym, co mówiła wcześniej w rozmowie z TVN24 Agnieszka Głazek. Minister jednak znów uniknął odpowiedzi.