
Kibic ma przy sobie racę, jest na stadionie. Ale nie odpali jej normalnie, bo tego zabrania mu prawo. Co z tego, że klub, Ekstraklasa SA i PZPN są po jego stronie? Nic. Kibic będzie krążył po stadionie, szukał miejsca, gdzie może się przebrać. A potem miejsca, gdzie może odpalić racę z dala od kamer monitoringu. Gra w kotka i myszkę - takie są dzisiaj realia. Nic dziwnego, że pytanie o ewentualne dopuszczenie pirotechniki pada coraz częściej. Dopuszczenie, rzecz jasna, pod pewnymi warunkami.
Ale takie postawienie sprawy nie jest do końca prawdą. Zdarzało się, że raca raniła czy wybuchała. Tyle, że prawie zawsze była to kwestia wadliwego sprzętu. Popularyzacja pirotechniki, która nastąpiła w Polsce kilkanaście lat temu, sprawiła, że producenci doszli do wniosku, że race można produkować, jak najmniejszym kosztem. "A jak coś się stanie? Spokojnie, zwalimy to na kibiców. Przecież to oni będą je odpalać" - myślał pewnie jeden z drugim.
Patrząc na wypadki, do których czasami dochodzi, nie sposób się nie zgodzić. Urwane palce, poparzenia, przepalona odzież – to wszystko świadczy o tym, że pirotechnika nie zawsze jest bezpieczna. Wypadki stanowią minimalny odsetek wszystkich pokazów, ale nie można ich negować. Race mogą stanowić zagrożenie, np. jeśli są źle wyprodukowane. – "Bardzo ważną sprawą, na którą chcielibyśmy zwrócić uwagę, jest sposób produkcji i późniejszej dystrybucji tych materiałów pirotechnicznych. Źle wyprodukowana czy przechowywana raca potrafi zadziałać zgoła inaczej jakbyśmy się tego spodziewali" – przekonuje Brandt. A na własnej skórze przekonali się uczestnicy jednej z imprez kibicowskich w Polsce, którym race zamiast jasno płonąć w rękach… wybuchały, raniąc dłonie. CZYTAJ WIĘCEJ
Wszystkich nie da się złapać
Sprawa rac wróciła po raz kolejny wczoraj. Wojewoda wielkopolski Piotr Florek postanowił zamknąć na kolejny mecz trybunę najbardziej fanatycznych kibiców Lecha Poznań. Powód? W czasie piątkowego meczu ze Śląskiem Wrocław fani odpalili 170 rac, z których część, zdaniem wojewody, poleciała na sektor dziecięcy. Szczególne oburzenie wywołuje fakt, że kibicom gości race rekwirowano, podczas gdy kibice Lecha, ciekawym zrządzeniem losu, mieli ich pod dostatkiem. Sugestia była klarowna - klub przymykał oczy.
Masz się jak zamaskować? No to odpalaj
Powoduje to, że na stadionach dochodzi do zabawy w kotka i myszkę. Jakub Olkiewicz, dziennikarz weszło.com, specjalizujący się w temacie kibiców, mówi w rozmowie z naTemat: - Dzisiaj race odpalają ci, którzy są w stanie zamaskować się przed monitoringiem. Zasada jest prosta. Jeśli się nie zakamuflujesz, masz świadomość, że to prawdopodobnie twój ostatni pobyt na danym stadionie. Stąd te przebieranki.
"Z kim by nie rozmawiać - czy to w Ekstraklasie SA, czy w PZPN, czy klubach - każdemu pirotechnika się podoba. Każdy jest za tym, żeby na stadionach była - ale że jest nielegalna, każdy jedynie wzrusza ramionami - nic się nie da zrobić. Mimo szumnych zapowiedzi nie podejmuje się konkretnych działań celem zalegalizowania pirotechniki na stadionach" CZYTAJ WIĘCEJ
Nic dodać, nic ująć. Z jednej strony może się wydawać, że są podmioty, które realnie chcą pomóc, ale na drodze stoją przepisy. W połowie listopada część mediów cytowała rzecznika Ekstraklasy SA, Adriana Skubisa, który powiedział: - Legalne race na stadionach to normalność w innych ligach świata. Bogdan Kuzio z Legii zapewnia mnie w rozmowie, że warszawski klub wspiera takie działania.
W całej sprawie jest jeszcze jedna ciekawa kwestia. W ostatnim czasie zmienił się nieco system kar. Rzadziej orzeka się karę finansową dla klubu, częściej dostaje się kibicom, którzy nie mogą za drużyną udać się na wyjazd, bo obowiązuje zakaz. "Zaraz, chwileczkę, dlaczego jest tak, że kluby były w stanie wylobbować zmianę kar, a nie są w stanie wylobbować ich braku?" - takie pytanie zadaje wielu, w tym Olkiewicz, który dodaje w rozmowie z naTemat: - Myślę, że taka sytuacja jest po prostu każdemu na rękę. Można zwalić winę na polityków, bo przecież to oni nie zmienili ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych. To nie są realna działania, a raczej takie postępowanie w stylu "dobra, udzieliłem wywiadu, to teraz na ten temat mogę mieć wyrąbane". Zresztą, polityków nie ma co usprawiedliwiać, bo dla nich uznawanie pirotechniki za przestępstwo też jest bardzo wygodne. Gdyby ultrasi przestali być nazywani bandytami, nagle okazałoby się, że problem przestępstw na stadionie praktycznie nie istnieje.
Ciekawy tekst o pirotechnice można znaleźć w serwisie stadiony.net. Autor pisze, jak sytuacja wygląda obecnie w krajach, gdzie race zalegalizowano. Jest gorzej? Poparzenia? Ofiary? Nic bardziej mylnego. Fragment tekstu: "W Norwegii czy Austrii nie ma problemu poparzeń, bo cały proces odpalania podlega kontroli, a kibice muszą wcześniej zgodzić się na identyfikację i przejść szkolenie. A przede wszystkim, kibic odpalający pirotechnikę na meczu nie musi się tam obawiać, że zaraz dopadną go funkcjonariusze". Nie ma więc tego lęku, który obecnie, na polskich stadionach, determinuje działanie kibiców. W Polsce szuka się miejsca, w które rzucić racę, by było bezpiecznie. Tam najczęściej wkłada się ją po prostu do wiadra z piaskiem.
Co na to kluby? Bogdan Kuzio, odpowiedzialny w Legii za bezpieczeństwo: - Nie widzę tutaj problemu, jeżeli pirotechnika zostanie odpalona niedługo przed rozpoczęciem meczu, przez przeszkolone osoby oraz przy odpowiednich zabezpieczeniach. Jakieś ograniczenia muszą być w związku z wymaganiami straży pożarnej, służb medycznych itd. Pozostaje pytanie, w jakim stopniu ultrasi będą w stanie to zaakceptować, bo dla nich wartością samą w sobie jest pirotechnika odpalana wyłącznie wg ich zasad.
Olkiewicz nie jest zwolennikiem takiego rozwiązania. Za przesadę uważa też konieczność posiadania przy sobie worków z piaskiem. - Powinniśmy wprowadzić zmodyfikowany model skandynawski - mówi. A potem rozwija swą myśl: - Kibice z grup Ultras powinni przechodzić szkolenia BHP oraz zgłaszać jak ma wyglądać ich oprawa, ile ma być tych rac. To dałoby spokojny sen wszystkim, którzy wątpią, czy race są bezpieczne. Choć tak naprawdę te szkolenia byłyby zbędne, gdyby wprowadzić kaucje. Przed meczem kibice wpłacają określoną kwotę, jeśli race wylądują na murawie, w sektorze gości, albo zostaną użyte wbrew ustaleniom - kasa przepada. To rozwiązałoby problem.
Kibice z grup Ultras powinni przechodzić szkolenia BHP oraz zgłaszać jak ma wyglądać ich oprawa, ile ma być tych rac. To dałoby spokojny sen wszystkim, którzy wątpią, czy race są bezpieczne. Choć tak naprawdę te szkolenia byłyby zbędne, gdyby wprowadzić kaucje. Przed meczem kibice wpłacają określoną kwotę, jeśli race wylądują na murawie, w sektorze gości, albo zostaną użyte wbrew ustaleniom - kasa przepada. To rozwiązałoby problem.
Jeżeli chodzi o stosunek do możliwych zmian, kibice dzielą się na dwie grupy. Jedni wychodzą z założenia, że legalizacja pirotechniki zabije ducha trybun. Oni kolaboracji mówią "nie" i wolą działać tak jak teraz, w ukryciu. Drudzy są gotowi do rozsądnych zmian. Zauważają ich konieczność. Według moich rozmówców rozwiązanie, które wyżej postuluje Olkiewicz, zostałoby przez kibiców w Polsce przyjęte.
