nt_logo

"Rozmowy z przyjaciółmi" są nudne i niezręczne. Serial nie dorasta do pięt "Normalnym ludziom"

Zuzanna Tomaszewicz

21 czerwca 2022, 19:11 · 4 minuty czytania
Powiedzmy to głośno – po sukcesie serialowej ekranizacji "Normalnych ludzi" Sally Rooney oczekiwania względem "Rozmów z przyjaciółmi" od samego początku były zbyt wygórowane. Im większe chęci, tym większe ryzyko rozczarowania. I stało się. Zamiast serialu o romansie z krwi i kości dostaliśmy serial o przypadkowych ludziach, którym musimy wierzyć na słowo, że są w sobie zakochani.


"Rozmowy z przyjaciółmi" są nudne i niezręczne. Serial nie dorasta do pięt "Normalnym ludziom"

Zuzanna Tomaszewicz
21 czerwca 2022, 19:11 • 1 minuta czytania
Powiedzmy to głośno – po sukcesie serialowej ekranizacji "Normalnych ludzi" Sally Rooney oczekiwania względem "Rozmów z przyjaciółmi" od samego początku były zbyt wygórowane. Im większe chęci, tym większe ryzyko rozczarowania. I stało się. Zamiast serialu o romansie z krwi i kości dostaliśmy serial o przypadkowych ludziach, którym musimy wierzyć na słowo, że są w sobie zakochani.
Serial "Rozmowy z przyjaciółmi" nie odniósł takie sukcesu jak "Normalni ludzie". Fot. kadr z serialu "Rozmowy z przyjaciółmi" / materiał prasowy
  • Serial "Rozmowy z przyjaciółmi" na podstawie powieści Sally Rooney nie dorasta do pięt "Normalnym ludziom". Historia Frances i Nicka to opowieść o ludziach, których łączy jedno - oboje są nudni.
  • Między odtwórcami głównych ról - Alison Oliver i Joe Alwynem - brakuje jakiejkolwiek chemii. Przyjemność z oglądania dają widzom tylko Jemima Kirke i Sasha Lane.
  • W miniserialu brakuje ducha irlandzkiej pisarki. [RECENZJA]

"Rozmowy z przyjaciółmi" gorsze od "Normalnych ludzi"

Frances wiedzie z pozoru zwykłe życie studentki dublińskiego college’u. Razem ze swoją najlepszą przyjaciółką i zarazem ex-partnerką Bobbi pisze wiersze, które recytuje na wieczorkach poetyckich. Pewnego razu duet introwertyczki i ekstrawertyczki przykuwa uwagę znanej fotografki Melissy. Starsza od nich artystka zaprasza dziewczyny do bogato urządzonego domu, gdzie przedstawia je swojemu mężowi Nickowi.

Aktor od razu przyciąga wzrok Frances, choć ta nikomu nie chce się do tego przyznać. Zafascynowana starszym od siebie mężczyzną zaczyna wymieniać się z nim wiadomościami tekstowymi, co kończy się nawiązaniem między nimi namiętnego, lecz niezwykle niezręcznego romansu.

Sally Rooney, autorka powieści, na kanwie której powstał serial, jest mistrzynią w snuciu historii o zwykłych ludziach dla zwykłych ludzi. "Rozmowy z przyjaciółmi" nie są ani trochę udramatyzowane, chyba że dla niektórych czytelników / widzów perypetie kochanków chcących zachować swoją "zakazaną" relację w tajemnicy przed innymi z góry wpisują się w widełki dramatyzmu.

Cóż, nawet tak ekstremalne sytuacje, chociaż wcale nie tak rzadko spotykane, irlandzka pisarka potrafi umiejętnie osadzić w scenerii nudnej codzienności, odzierając je z całej romantycznej otoczki skapitalizowanej przez harlequiny, Walentynki czy samo Hollywood. Spod jej pióra wychodzi miłość prawdziwa, która do pakietu z motylkami w brzuchu dołącza nieprzespane noce, urwane rozmowy telefoniczne i dążące donikąd kłótnie.

Serial "Normalni ludzie" miał to szczęście, że w telewizji brakowało szczerego i zarazem przytłaczającego swoją prawdziwością ujęcia miłości. W literaturze na każdym kroku możemy natknąć się na portrety związków ukazujące je takimi, jakie są. Na srebrnym ekranie raczej się tego unika. Wystarczy nam hiperrealizmu we własnym życiu.

"Normalni ludzie" zachwycili widzów (a wcześniej i czytelników) uderzającą w ich czuły punkt reinterpretacją powiedzenia "stara miłość nie rdzewieje". Pierwszej miłości zasmakował każdy, zaś tego, co reprezentują "Rozmowy z przyjaciółmi", zasmakowała mniejszość, przez co trudniej jest usprawiedliwić odbiorcom zachowanie bohaterów, którzy tkwią w błędnym kole zwanym zdradą. Zresztą nasze monogamiczne i religijne społeczeństwo wychowano w duchu pogardy wobec "cudzołóstwa" (to słowo samo w sobie brzmi złowieszczo).

Czytaj także: https://natemat.pl/330851,normalni-ludzie-to-serial-w-ktorym-kazdy-odnajdzie-siebie-recenzja

Im mniej Frances i Nicka, tym lepiej

W nowym serialu wyreżyserowanym przez Lenny'ego Abrahamsona i Leanne Welham oprócz wspólnej dla większości widzów tematyki brakuje interesującego narratora - kogoś, kto zachęciłby nas do tego, aby mu kibicować.

Książkowa Frances tylko z pozoru była szarą mychą, a w serialu całą jej osobowość zbudowano na nijakości. Nie chodzi nawet o grę aktorską Alison Oliver, a o sam scenariusz, który ze sceny na scenę coraz bardziej zniechęca nas do polubienia głównej bohaterki.

Na szczęście fakt, że Frances znajduje wspólny język z serialowym Nickiem, dla nikogo nie powinien być zaskoczeniem. Oboje są jak dwie krople wody. Niezręczni, cisi i mało ekspresyjni. "Rozmowy z przyjaciółmi" bynajmniej nie powielają tropów takich "dzieł" jak "Pięćdziesiąt twarzy Greya", gdzie bogaty macho zakochuje się w kompletnym przeciwieństwie samego siebie.

Frances i Nick jako para są wyjątkowo nudni, ale dzięki temu możemy po części zrozumieć ich wspólną potrzebę bycia razem. Bobbi i Melissa nadrabiają za nich energią - są głośne, pewne siebie, to dusze towarzystwa. Już sam fakt, że obie odpowiadają na pytania za ich partnerów, dużo mówi o motywach kochanków, którzy zdają się przejmować kontrolę nad własnym życiem tylko w swoim towarzystwie. Zdrada czyni ich poniekąd samodzielnymi.

Między Oliver oraz odtwórcą roli Nicka, Joe Alwynem, brakuje chemii potrzebnej do tego, by ich relacja zasługiwała na miano miłości ponad wszystko. Aktorzy wypadają w scenach jak przypadkowi ludzie, którzy zmatchowali się na Tinderze i z braku laku zdecydowali się dalej komplikować sobie życie.

W "Normalnych ludziach" Marianne (Daisy Edgar-Jones) i Connela (Paul Mescal) łączyło silne uczucie, które przy okazji udzielało się widzom. A tu? Zaciskasz momentami zęby z żenady i zaczynasz zastanawiać się, co byłoby, gdyby więcej czasu ekranowego poświęcono jednak Melissie i Bobbi.

Okej, obie są na swój sposób irytujące, ale przynajmniej wiarygodnie odegrane. Najbardziej cieszy powrót Jemimy Kirke, która po serialu "Dziewczyny" Leny Dunham zrobiła sobie krótką przerwę od aktorstwa. Jako Melissa wdziera się w pamięć i aż szkoda, że z całej czwórki głównych bohaterów to ją widzimy najmniej na ekranie. Sasha Lane jako Bobbi też jest niczego sobie. Zjada swoją serialową przyjaciółkę przy każdej okazji, jaka się nadarza.

Mało Sally Rooney w Sally Rooney

Problemem "Rozmów z przyjaciółmi" jest to, że jak na miniserial ma za dużo odcinków, bo aż dwanaście. W pierwszych odcinkach streszczono połowę książki, pomijając lub upraszczając wątki, które czyniły z dzieła Sally Rooney doskonałą lekturę.

Telewizja rządzi się swoimi prawami, więc nikogo nie powinno zaskoczyć, że motyw pisania maili przez Frances i Nicka również został zmieniony. To właśnie dzięki tym rozmowom mogliśmy lepiej zrozumieć intencje bohaterów. Serial BBC nie miał pomysłu, czym zastąpić ściany tekstu z książki. Niektóre fragmenty pokazano w formie SMS-ów, a resztę olano.

"Rozmów z przyjaciółmi" ani nie ogląda się z czystej przyjemności, ani z ciekawości. Aby przebrnąć przez następne odcinki, trzeba się do tego przymusić. Męczymy się na własną odpowiedzialność.

Może Cię zainteresować:

Czytaj także: https://natemat.pl/416482,4-sezon-kontroli-to-jeszcze-wiecej-dram-jak-wypadl-final-serialu-playera