Jarosław Kaczyński kontra mniejszość niemiecka. "Nie będziemy go reformować, bo się nie da"
Michał Mańkowski
10 grudnia 2012, 15:39·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 10 grudnia 2012, 15:39
Od lewa do prawa. Prawo i Sprawiedliwość z prezesem Jarosławem Kaczyńskim na czele atakuje wszystkich. Teraz oberwało się mniejszości niemieckiej, która jego zdaniem ma za dużo przywilejów. Cegiełkę dołożył też Joachim Brudziński, który nie tylko potwierdza słowa prezesa PiS, ale zarzuca, że mniejszość niemiecka "ściśle współpracuje z PO". – Niczego innego się po panu Kaczyńskim nie spodziewaliśmy, ale nie będziemy go reformować, bo się nie da – mówi Norbert Rasch, przewodniczący największego stowarzyszenia osób narodowości niemieckiej w Polsce.
Reklama.
Ile osób potrafi zdenerwować Jarosław Kaczyński? Na pewno sporo. Teraz jedno wystąpienie wystarczyło, żeby ta lista powiększyła się o kolejne 126 tysięcy osób. Przynajmniej teoretycznie, bo właśnie tyle osób w spisie powszechnym ludności z 2011 roku zadeklarowało przynależność niemiecką. Aż 36 tysięcy wskazało ją jako jedyną. Sam Związek Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno-Kulturalnych w Polsce przekonuje, że w rzeczywistości liczby są jeszcze większe i sięgają nawet 350 tysięcy osób.
Mniejszość niemiecka?
Jest największą liczebnie spośród ustawowo uznawanych mniejszości narodowych w Polsce. Obecnie mniejszość niemiecka to Polacy narodowości niemieckiej, którzy zadeklarowali swoją niemiecką narodowość w ramach spisów powszechnych organizowanych na terenie państwa polskiego. CZYTAJ WIĘCEJ
źródło: wikipedia.org
Powodem do złości jest wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego na Uniwersytecie Opolskim, podczas którego opowiedział się za ograniczeniem praw mniejszości niemieckiej w Polsce.
– Tyle praw dla Niemców w Polsce, ile w Niemczech dla Polaków – przekonywał. O ironio, to właśnie w województwie opolskim znajduje się największe skupisko mniejszości niemieckiej w całej Polsce. Wygląda na to, że PiS-owi nie zależy na jej głosach. Sprawę podgrzał dodatkowo Joachim Brudziński, który dziś w TVN24 zarzucił mniejszości "ścisłą współpracę" z Platformą Obywatelską, więc PiS nie rozpatruje jej w kategoriach "politycznego zysku".
Kaczyński vs opcja niemiecka
Jarosław Kaczyński wyjątkowo lubi zabierać głos w sprawach polsko-niemieckich. Najgłośniejszą wypowiedzią było chyba określenie Ruchu Autonomii Śląska "zakamuflowaną opcją niemiecką". W zeszłym tygodniu mówił także o repolonizacji mediów. Bardziej uważni obserwatorzy pamiętają też, jak podczas konferencji spytał reportera TVN, czy ten jest ze stacji "polskiej czy niemieckiej".
Ostatnie słowa prezesa PiS nie są zaskoczeniem dla samych zainteresowanych. – Znamy retorykę pana Kaczyńskiego i niczego innego się po nim nie spodziewaliśmy. Wiedzieliśmy, że właśnie w takim tonie będzie uderzał, co zresztą pokazał już nie raz – mówi w rozmowie z naTemat Norbert Rasch, przewodniczący Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim, największego stowarzyszenia osób narodowości niemieckiej w Polsce.
Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Niemców na Śląsku Opolskim (TSKN)
Jest najliczniejszą organizacją Mniejszości Niemieckiej w Polsce. Należą do niej około 330 koła terenowe. Koła terenowe DFK zrzeszone są w około 50 gminach , a te w 7 powiatach.
Celem Towarzystwa jest animacja i wspieranie życia kulturalnego Mniejszości Niemieckiej, rozwój niemieckojęzycznego szkolnictwa w regionie, propagowanie dwujęzyczności mieszkańców regionu
CZYTAJ WIĘCEJ
źródło: tskn.vdg.pl
Niemniej jednak nie zamierzają zostawić sprawy bez odpowiedzi. Właśnie trwają obrady zarządu, na których zostanie poruszona kwestia tego, jak zareagować na słowa Kaczyńskiego. W grę wchodzi oficjalne oświadczenie, ale ci, którzy liczą na medialną przepychankę mogą być rozczarowani.
– Nie będziemy bawić się w żadną kontrargumentację, ponieważ nie jesteśmy od tego, żeby reformować Jarosława Kaczyńskiego, bo się nie da. Uważamy, że lepiej komunikować światu zewnętrznemu, co na ten temat sądzimy. I dokładnie to zawrzemy w naszym oświadczeniu – mówi Norbert Rasch.
Nikt się z nikim nie spotyka
Prezes Prawa i Sprawiedliwości, choć przemawiał w województwie opolskim, to zdaniem naszego rozmówcy nie ma zielonego pojęcia o regionie i całym problemie mniejszości. – Prezes PiS nigdy nie spotkał się twarzą w twarz z przedstawicielami mniejszości niemieckiej. Swoje opinie wyrabia co najwyżej na podstawie tego, co dociera do niego od polityków z regionu – słyszymy.
Jednak o ewentualne spotkanie do tej pory nie zabiegała żadna ze stron. Norbert Rasch mówi, że TSKN co prawda rozważał zaproszenie Jarosława Kaczyńskiego na obiad podczas tej ostatniej wizyty, ale koniec końców się na to nie zdecydował. – Prawdopodobnie nic by to nie dało, wystarczy posłuchać jego wypowiedzi – dodaje.
Gorszy od braku jakiegokolwiek dialogu jest według przewodniczącego TSKN fakt, że mniejszość niemiecką zaczyna porównywać się do tych, którzy w Kosowie wywołali wojnę domową. – A to jest już coś, na co nie możemy patrzeć obojętnie – mówi Rasch, który wyjaśnia, że to właśnie podobna retoryka PiS wpłynęła na rozpoznawalność Eriki Steinbach w Polsce, mimo że w Niemczech nie miała ona nigdy dużych wpływów.
Trudno się dziwić zarzutom Joachima Brudzińskiego, który oskarża mniejszość o "ścisłą współpracę" z PO, skoro to Platforma chce z nimi rozmawiać, a PiS wręcz odwrotnie. A mogłoby być inaczej, bo jak mówi Norbert Rasch, elektorat mniejszości niemieckiej jest bardzo religijny.
– To mogłoby być wspólną wartością dla nas i Prawa i Sprawiedliwości. Ale oni musieliby zrozumieć różnicę pomiędzy religią a fanatyzmem religijnym oraz wyrazić chęć rozmowy. Aktualnie naszemu elektoratowi jest dużo bliżej do PO, aniżeli PiS-u. Nie ma w tym nic dziwnego, jeżeli słyszy się takie wypowiedzi – mówi przewodniczący. I dodaje: – Nie znaczy to jednak, że jesteśmy na garnuszku Platformy i jemy jej z ręki. W regionie od dwóch kadencji jesteśmy w koalicji i współpracujemy na tych samych zasadach.
W samorządzie nieźle
Mniejszość Niemiecka od dwóch kadencji ma w polskim parlamencie po jednym przedstawicielu. Wcześniej trzykrotnie było ich dwóch, a na początku lat dziewięćdziesiątych uzyskali nawet siedem mandatów poselskich. Mniejszość ma znikome poparcie w skali kraju. W zeszłorocznych wyborach było to zaledwie 0,19, a cztery lata wcześniej niewiele więcej, bo tylko 0,20 procent (jako komitet mniejszości narodowej nie musi przekraczać 5–procentowego progu).
– Jeżeli zniesiecie obowiązujące przywileje to będziemy mogli jedynie pomarzyć o obecności w parlamencie, bo nie damy rady przekroczyć 5 proc. A mało kto wie, że nasz przedstawiciel w Sejmie reprezentuje nieformalnie również inne mniejszości, chociażby opolskich Romów – tłumaczy Rasch. Łatwiej byłoby poradzić sobie w wyborach samorządowych, bo poparcie w regionie jest dużo wyższe. W ostatnich wyborach tylko w województwie opolskim poparcie wyniosło 8,5 proc.
Jest także inny wymiar braku chęci współpracy z Prawem i Sprawiedliwością: strach. – Niewykluczone, że po nagonkach, które urządza PiS rozproszymy się i zejdziemy do podziemia. Może dojść do sytuacji, w której nikt nie będzie chciał zostać posłem z ramienia mniejszości niemieckiej, bo najzwyczajniej w świecie będzie zbyt niebezpiecznie przyznawać się do narodowości, a już w szczególności niemieckiej. Tego się boimy, a to całkiem realny scenariusz, jeżeli PiS dojdzie do władzy – mówi przewodniczący Norbert Rasch.
Antypolskie działania
Czasami jednak zarzuty PiS-u wydają się być uzasadnione. Tak było w przypadku szkoły prowadzonej przez mniejszość niemiecką, której zarzucano antypolskie działanie i dyskryminowanie uczniów, których rodzice nie podpisali deklaracji o nauce języka niemieckiego jako ojczystego. Dzieci, które wolały uczyć się niemieckiego jako drugiego języka nie były obecne w dziennikach, nie mogły kandydować do samorządu klasy, a ich rodzice nie mieli prawa głosu na wywiadówkach.
– Oczywiście mamy swoje grzeszki z przeszłości, ale nie można cały czas ich roztrząsać, bo nigdy nie ruszymy do przodu. Czasami ktoś z naszych działaczy coś chlapnie i robi się z tego obrazę narodową – mówi Rasch.
Sam Rasch nie do końca stosuje się do swojej rady, bo w 2010 roku przy okazji obchodów powstań śląskich też zajmował się przeszłością, za co posypała się na niego fala krytyki.
Kontrowersje w sprawie obchodów powstań śląskich
Wielkie oburzenie wywołał list Norberta Rascha, który przed obchodami powstań śląskich napisał do marszałka województwa opolskiego. Rasch pisał wtedy:
Powinniśmy odejść od zmitologizowanego ukazywania tamtych wydarzeń i instrumentalnego posługiwania się historią w celach politycznych. Dotychczasowa i planowana formuła upamiętnień wyklucza z udziału w uroczystościach tę część społeczeństwa, dla której powstania śląskie były tragedią rodzinną i zbrojnym atakiem na integralność terytorialną kraju. Podkreśla ona najczarniejsze karty tej ziemi, uwypuklając je jako chwalebne. CZYTAJ WIĘCEJ
źródło: nto.pl
Przewodniczący TSKN obawia się, że słowa, które padają z ust polityków obydwu krajów mogą doprowadzić do sytuacji, gdy Niemiec i Polak żyjący płot w płot od wielu lat nagle po prostu zaczną się nienawidzić. – Politycy PiS swoimi słowami wsadzają kij w mrowisko, a to niedopuszczalne. To może doprowadzić do tąpnięcia na płaszczyźnie stosunków międzynarodowych, a to z czasem odbije się na tych najważniejszych stosunkach, międzyludzkich – tłumaczy. Nie zmienia to jednak faktu, że nasz rozmówca ocenia stosunki polsko-niemieckie, jako dobre, a nawet bardzo dobre.