Roztargniona Polka zostawiła córki na stacji benzynowej. Brat też nie zauważył, bo "grał"
Alicja Skiba
25 lipca 2022, 21:17·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 25 lipca 2022, 21:17
Pechowa historia zdarzyła się pewnej rodzinie wracającej znad morza. Matka zatrzymała samochód na MOP Malankowo przy autostradzie A1, by zatankować samochód. Jak relacjonuje TVN24, odjechała i dopiero po pewnym czasie zorientowała się, że zapomniała o córkach, które poszły do toalety. Syn kobiety również nie zorientował się, że nie ma sióstr, bo zajęty był graniem na telefonie.
Dziewczynki po wyjściu z toalety na stacji benzynowej zorientowały się, że ich rodzina odjechała, poprosiły o pomoc pracowników stacji
Powrót na stację zajął matce 2 godz., ponieważ musiała zawracać na autostradzi
42-letnia matka była trzeźwa. Tłumaczyła pomyłkę "rozkojarzeniem", z kolei brat dziewczynek zajęty był grą na telefonie
13-latka i 15-latka poszły do łazienki na stacji benzynowej, w tym czasie ich mama tankowała samochód. Kiedy wróciły, okazało się, że ich rodzina o nich zapomniała, a one zostały same w nieznanym miejscu przy autostradzie.
- Nigdzie też nie było ani mamy, ani brata. Kiedy krótkie poszukiwania nie przyniosły efektu, dziewczyny poprosiły o pomoc pracowników stacji paliw. Przybyli na miejsce funkcjonariusze zaopiekowali się siostrami. Po przejrzeniu nagrań z monitoringu potwierdzili wersję wydarzeń — przekazał asp. Krzysztof Świerczyński z policji w Wąbrzeźnie, cytowany przez TVN24.
Policjanci zadzwonili do matki dziewcząt i kazali jej wracać. Niestety, to nie było łatwe zadanie na autostradzie, więc kobieta pojawiła się po prawie dwóch godzinach.
42-latka była trzeźwa, nie umiała wytłumaczyć swojego zachowania inaczej niż "zmęczeniem i rozkojarzeniem". W samochodzie był też 13-letni brat, on z kolei nie zauważył braku sióstr, bo grał na telefonie i miał słuchawki na uszach.
Kierował busem z półnagim kolegą na dachu
Informowaliśmy ostatnio, że w weekend ulicami Zakopanego przejechał bus z półnagimi turystami na dachu i uczepionymi drzwi. Na swoim miejscu pozostał jedynie kierowca, który już usłyszał zarzuty.
Mężczyźnie grozi do 3 lat pozbawienia wolności za "narażenie człowieka na niebezpieczeństwo". Policja twierdzi jednak, że sprawa jest rozwojowa, ponieważ turyści mogli popełnić także inne wykroczenia.
"W piątek wieczorem na ulicy Nowotarskiej w Zakopanem uczestnicy ruchu zaobserwowali bardzo niebezpieczne i nieodpowiedzialne zachowanie młodych mężczyzn, którzy wychylali się niebezpiecznie z jadącego busa, a kilku z nich wychodziło na dach podczas jazdy" – przekazano w komunikacie policyjnym.
"24-latek z województwa świętokrzyskiego usłyszał zarzut z art. 160 kodeksu karnego tj. 'narażenia człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu'" – czytamy.
Sprawa jest rozwojowa. Mężczyźni mogli popełnić inne wykroczenia
Policja ustaliła, że pasażerami pojazdu byli dwudziestoparolatkowie z województw świętokrzyskiego, podkarpackiego oraz małopolskiego. Mężczyźni celebrowali wieczór kawalerski. "Zarzuca im się m.in. wybryki nieobyczajne, stworzenie zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym" – podaje Komenda Powiatowa Policji w Zakopanem.
Według policyjnych ustaleń sprawa jest rozwojowa. Po opublikowaniu nagrania pojawiły się doniesienia o innych wykroczeniach, które mogły zostać popełnione przez turystów.