Arkadiusz Mularczyk dwoi się i troi, żeby uwiarygodnić tezy stawiane od kilku lat przez rząd PiS. Chodzi o uzyskanie reparacji wojennych od Niemiec, które poseł swego czasu oszacował na 540 mld euro. Tym razem Mularczyk opublikował pewną mapę, która miałaby wytrącić kontrargumenty Berlina. W rzeczywistości Niemcy mogą dzięki temu zacząć debatę, której w Polsce nikt by sobie nie życzył.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Temat reparacji wojennych od Niemiec to ostatnio jeden z najczęściej poruszanych przez PiS argumentów
Te pieniądze, zdaniem partii rządzącej, należą się Polsce, co próbuje argumentować poseł PiS Arkadiusz Mularczyk
Jego ostatni wpis to jednak istna puszka Pandory
– Jeżeli chodzi o reparacje, stwierdził on, że w tej chwili żaden rząd niemiecki się na to nie zgodzi – powiedział Jarosław Kaczyńskipo spotkaniu z Friedrichem Merzem. Jednak zarówno do prezesa PiS, jak i do posła Arkadiusza Mularczyka przekaz niemieckiego polityka nie dotarł.
Przykładem, który potwierdza tę tezę, jest najnowszy wpis Mularczyka na Twitterze. Poseł opublikował mapę ziem, które Polska zyskała i utraciła po II wojnie światowej. Zdaniem Mularczyka pokazuje ona dobitnie, że Niemcy nic nie dały Polsce, bo to "rekompensata" za utracone tereny na wschodzie.
"Ziemie jakie Polska otrzymała na zachodzie po II WŚ nie były to reparacje, lecz rekompensata za straty obszaru poniesione na wschodzie. Przed wojną terytorium Polski wynosiło - 388,000 km2, po 1945 - 312,000. W rezultacie utraciliśmy 76,000 tj. dziś terytorium całego Beneluxu" – stwierdził Mularczyk.
W komentarzach błyskawicznie sprowadzono posła na ziemię. Polacy pytali, dlaczego w takim razie PiS nie zwróci się do Rosji po reparacje wojenne, skoro to ówczesne ZSRR zabrało Polsce wschodnie tereny.
Ponadto zauważono błąd w rozumowaniu polityka, ponieważ skoro nie uznaje on terenów Warmii, Mazur czy Pomorza za reparacje wojenne Niemiec, to Niemcy, którzy utracili na tych terenach swoje majątki, mogą pozywać Polskę i zwykłych Polaków, żeby odzyskać ojcowiznę.
Na post Mularczyka zareagował także Waldemar Kuczyński, członek rządu Tadeusza Mazowieckiego, czyli ekipy, która po uppadku PRL rozpoczęła prace na rzecz ostatecznego ustalenia z Niemcami zachodniej granicy Polski.
"Wielokrotnie pisałem o groźnym dla nas wyciu na Niemcy. Przedwczoraj haniebnie Morawiecki. To wzbudzi nienawiść do Polaków. I kiedyś 'perszeron' spyta czemu trzecia część jego łąki należy do 'kucyka' za Odrą. Niemcy nie muszą być jagnięciem, jak dziś. Nie zapomnijmy tego" – stwierdził.
Niemieccy politycy o żądaniach Nowogrodzkiej
A takich ostrych sygnałów ze strony Niemiec, o których wspomina Kuczyński, byliśmy już świadkami stosunkowo. W 2019 roku dziennikarz Sven Felix Kellerhoff na łamach "Die Welt" stwierdził, że uznanie dotychczasowych ustaleń za nieważne "podważyłoby całą reorganizację Europy po II wojnie światowej".
"Jeśli wielokrotne zrzeczenie się reperacji przez polskie rządy nie powinno mieć zastosowania – na jakiej podstawie nadal obowiązywałoby przesunięcie Polski na Zachód, na przez wieki bezsprzecznie niemieckie terytoria, takie jak Prusy Wschodnie i Śląsk?" – pytał niemiecki publicysta.
"Kurs obrany przez prawicowo-konserwatywny rząd w Warszawie przypomina czas między wojnami światowymi. Kwestionuje on współpracę europejską w ciągu ostatnich 70 lat na Zachodzie i prawie 30 lat na Wschodzie. Konsekwencje są znane" – podsumował Kellerhoff.
Dwa lata wcześniej w "Gazecie Wyborczej" swoją odpowiedź na żądania PiS zamieścił Karl-Georg Wellmann z rządzącej wówczas RFN partii CDU.
"W wyniku wojny Niemcy stracili na rzecz Polski jedną piątą swojego terytorium, z zasobami naturalnymi, miastami, infrastrukturą. Oddanie tych ziem oznaczało, że Polska uzyskała olbrzymi majątek" – wyjaśnia przedstawiciel formacji Angeli Merkel.
I dodał, że konkretna gotówka też do Polski trafiła. "W sumie RFN wypłaciła z tytułu odszkodowań 73,4 mld euro. Kwota nie obejmuje wartości majątku pozostawionego na utraconych terenach" – zwracał uwagę niemiecki polityk.
Dlaczego Polsce nie należą się reparacje wojenne?
Odpowiedź na pytanie, dlaczego Polska nie ma szans na uzyskanie pieniędzy od Niemiec od dawna jest powszechnie znana. – Ta kwestia jest zarówno prawnie, jak i politycznie ostatecznie uregulowana – oznajmił w 2017 roku ówczesny rzecznik niemieckiego rządu Steffen Seibert. I przypomniał, że w świetle prawa międzynarodowego Polska skutecznie zrzekła się reperacji w 1953 roku.
Pomimo tego Polacy i tak znaleźli się w gronie narodów, którym Niemcy przez dziesiątki lat wynagradzali zbrodnie hitlerowskiej III Rzeszy. Chodzi między innymi o miliony marek, a później euro, jakie zostały przekazane ofiarom wojny w ramach odszkodowań, czy środki trafiające do Fundacji Polsko–Niemieckie Pojednanie.
Jakiś czas temu sprawie ponownie przyjrzeli się eksperci powołani przez Bundestag. Przygotowano dokument zawierający szereg merytorycznych argumentów, które wskazują, iż Niemcy nie mają podstaw do podejmowania rozmów na temat reperacji dla Polski.
Przede wszystkim podkreślono, że ewentualne roszczenia "utraciły moc najpóźniej 12 września 1990 roku". Czyli w dniu, w którym w Moskwie sygnowano Traktat o ostatecznej regulacji w odniesieniu do Niemiec.
Potocznie jest on zwany "Traktatem 2+4", gdyż w moskiewskich negocjacjach uczestniczyły Niemcy podzielone jeszcze na RFN i NRD, oraz cztery mocarstwa alianckie z czasów II wojny światowej – USA, ZSRR, Wielka Brytania oraz Francja. Na specjalnych warunkach traktat po części negocjowała też Polska.
Już nie PRL, a wolna i demokratyczna III RP potwierdziła wówczas decyzję z 1953 roku. Jak to ujęto w ekspertyzie Bundestagu, "Polska w ramach negocjacji traktatowych co najmniej milcząco zrezygnowała z dochodzenia reparacji wojennych".
Wspomniany rzecznik Angeli Merkel w jednym z wystąpień wskazał na jeszcze jeden – podstawowy wręcz – problem, który staje na drodze do uzyskania przez rząd PiS jakichkolwiek środków. – Nie ma oficjalnego zapytania ze strony Polski o ten temat – mówił Seibert pięć lat temu.