Tuż przed rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego niemiecki resort dyplomacji podkreślił, iż demokratyczna RFN pamięta o historycznej odpowiedzialności za zbrodnie III Rzeszy. Na prawicy wywołało to euforię w kontekście kolejnej próby zdobycia reparacji za zakończoną 77 lat temu wojnę. Jak bardzo to nierealne oczekiwania kilka dni temu przekonał się jednak sam Jarosław Kaczyński.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Niemcy ponownie podkreśliły swoją odpowiedzialność za zbrodnie reżimu Adolfa Hitlera
Wbrew nadziejom polskiej prawicy, najnowszy komunikat Berlina nie zapowiada jednak przełomu ws. reparacji wojennych
Kolejne rządy RFN temat ten uznają za zamknięty i przypominają, że przed laty Polska oficjalnie zrzekła się roszczeń
Rocznicowy komunikat wzbudził (zbyt) wielkie nadzieje prawicy
"Rząd Republiki Federalnej Niemiec przywiązuje wielką wagę do upamiętnienia ofiar zbrodni niemieckich w Polsce, ponosząc za nie odpowiedzialność" – brzmi komunikat niemieckiego resortu spraw zagranicznych, który przekazano Polskiej Agencji Prasowej. Te słowa, związane z rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego, wśród wielu polityków i sympatyków obozu rządzącego wzbudziły nadzieję na spełnienie marzeń o wypłacie reparacji za II wojnę światową.
– Ja odpowiedziałem, że historia jest dynamiczna i my tę sprawę będziemy stawiali, bo to jest sprawa mająca wymiar materialny, a także wymiar godnościowy. Niby dlaczego nam mieliby nie zapłacić, skoro zapłacili siedemdziesięciu państwom – dodał Kaczyński.
Dlaczego Polsce nie należą się reparacje wojenne?
Odpowiedź na pytanie postawione przez prezesa PiS od dawna jest powszechnie znana. – Ta kwestia jest zarówno prawnie, jak i politycznie ostatecznie uregulowana – oznajmił w 2017 roku ówczesny rzecznik niemieckiego rządu Steffen Seibert. I przypomniał, że w świetle prawa międzynarodowego Polska skutecznie zrzekła się reperacji w 1953 roku.
Pomimo tego Polacy i tak znaleźli się w gronie narodów, którym Niemcy przez dziesiątki lat wynagradzali zbrodnie hitlerowskiej III Rzeszy. Chodzi między innymi o miliony marek, a później euro, jakie zostały przekazane ofiarom wojny w ramach odszkodowań, czy środki trafiające do Fundacji Polsko–Niemieckie Pojednanie.
Jakiś czas temu sprawie ponownie przyjrzeli się eksperci powołani przez Bundestag. Przygotowano dokument zawierający szereg merytorycznych argumentów, które wskazują, iż Niemcy nie mają podstaw do podejmowania rozmów na temat reperacji dla Polski.
Przede wszystkim podkreślono, że ewentualne roszczenia "utraciły moc najpóźniej 12 września 1990 roku". Czyli w dniu, w którym w Moskwie sygnowano Traktat o ostatecznej regulacji w odniesieniu do Niemiec.
Potocznie jest on zwany "Traktatem 2+4", gdyż w moskiewskich negocjacjach uczestniczyły Niemcy podzielone jeszcze na RFN i NRD, oraz cztery mocarstwa alianckie z czasów II wojny światowej – USA, ZSRR, Wielka Brytania oraz Francja. Na specjalnych warunkach traktat po części negocjowała też Polska.
Już nie PRL, a wolna i demokratyczna III RP potwierdziła wówczas decyzję z 1953 roku. Jak to ujęto w ekspertyzie Bundestagu, "Polska w ramach negocjacji traktatowych co najmniej milcząco zrezygnowała z dochodzenia reparacji wojennych".
Wspomniany rzecznik Angeli Merkel w jednym z wystąpień wskazał na jeszcze jeden – podstawowy wręcz – problem, który staje na drodze do uzyskania przez rząd PiS jakichkolwiek środków. – Nie ma oficjalnego zapytania ze strony Polski o ten temat – mówił Seibert pięć lat temu.
Stosunki polsko-niemieckie najgorsze od lat
Od tego czasu oficjalne zapytanie nadal nie wpłynęło. Znacząco "udało się" natomiast zmienić relacje polsko-niemieckie. Kontakty między Berlinem a Warszawą stały się wyjątkowo kiepskie po tym, gdy Angelę Merkel na fotelu kanclerskim zastąpił Olaf Scholz. Socjaldemokrata do sąsiadów znad Wisły ma znacznie mniej cierpliwości, niż jego poprzedniczka, której dziadkowie nosili nazwisko Kaźmierczak.
Najnowszym rozdziałem kryzysu w stosunkach sąsiedzkich są negocjacje w sprawie podarowania Polsce niemieckich czołgów. Z informacji ujawnionych przez "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung" wynika, że rząd PiS "negocjował jak na bazarze", a polski arsenał na Ukrainę przekazano poza programem "Ringtausch", czyli bez pewności uzupełnienia braków przez stronę niemiecką.