Prezes PiS nigdy się nie mylił. Przynajmniej dla wyborców PiS. – Jest takim wielkim strategiem, że przebił Napoleona! – wykrzyczała niedawno jakaś kobieta na targowisku w Sochaczewie dziennikarzowi "SE".
"Strateg" to określenie, które pod adresem Jarosława Kaczyńskiego pojawiało się chyba najczęściej. Taki ma wizerunek, tak był i jest postrzegany zwłaszcza we własnej partii. Jako nieomylny, wielki, wybitny wręcz lider.
"Prezes Jarosław Kaczyński będzie rządził do 120 lat! Jarek to genialny strateg, jest po prostu genialny i żaden z polityków, jak choćby Donald Tusk do pięt Jarkowi nie dorasta. (...) Ma wyjątkową inteligencję, to człowiek niesamowicie zdolny. Jarek jest zawsze 10 kroków przed wszystkimi, przed konkurencją polityczną" – tak zachwycał się nad nim jego kuzyn, Jan Maria Tomaszewski.
Jednak dziś ten strateg zalicza wpadkę za wpadką. A jego ostatnie tournée po Polsce coraz częściej rodzi takie emocje, jakich podczas poprzednich podróży prezesa w takiej skali nie było.
"Jarosław Kaczyński znowu nie wie, gdzie jest", "Ma problem ze skupieniem myśli", "Najlepszy cyrk ever" – komentuje polityczny Twitter.
– Sądzę, że problem, jaki dotknął pana prezesa Kaczyńskiego, jest taki, że mówi z pamięci i z głowy. Natomiast nie przygotowuje precyzyjnie swoich wystąpień i nie posługuje się stosownymi materiałami pomocniczymi, co z kolei ułatwiałoby mu uniknięcie wpadek. I efekt jest, jaki jest – komentuje w rozmowie z naTemat Jan Maria Jackowski, senator niezrzeszony, w lutym wykluczony z klubu PiS.
Traktuje to jako swobodną wymianę myśli i poglądów. Co innego jednak jest, jak mówi się to w małym, prywatnym gronie. W przypadku spotkań publicznych to się mści, ponieważ natychmiast zostaje to wychwycone przez bystrych i dociekliwych odbiorców.
Senator zauważa, że kiedyś prezesowi też zdarzały się wpadki i uleganie pewnej emocjonalności, ale nie wie, dlaczego było ich może trochę mniej niż teraz.
– Nie potrafię tego wyjaśnić. Ale zastanawia mnie, dlaczego tak jest, bo traci na tym obóz rządzący. Skoro opinia publiczna – zamiast skupiać się na tym, co lider chciał przekazać – zastanawia się jakie gafy popełnił – mówi.
Opozycja już zaciera ręce.
– Pamiętam, jak rozmawiałem z nim z 6-7 lat temu, zrobił na mnie świetne wrażenie. Szalenie przenikliwy, bardzo zręczny, błyskawiczna riposta, bardzo żonglował porównaniami, nawiązywał do różnych sytuacji. Był żyletą intelektualną. Dziś nie ma co ukrywać, że wiek też robi swoje. Poza tym mam wrażenie, że jego słowa, wywiady z nim już tak nie grzeją. Kiedyś pewne jego wypowiedzi też pewnie wywoływały śmiech, ale nie na tak masową skalę. Media społecznościowe robią swoje – mówi jeden z polityków prawicy.
Przed wyborami parlamentarnymi w 2019 roku Kaczyński pomylił smartfon ze "sfartfonem dla dziecka", co też wywołało uśmiech. Rok temu, podczas wizyty w Rzeszowie pomylił to miasto ze Szczecinem: – Przepraszam bardzo, nie wiem, dlaczego tak powiedziałem. Oczywiście Rzeszowa.
Jednak ostatnio można mieć wrażenie, że każde jego wystąpienie przynosi coś nowego.
Przypomnijmy, w czasie minionego weekendu najpierw – przemawiając do elektoratu w Nowym Targu, pomylił to miasto z Nowym Sączem, do którego miał się dopiero udać. Z kolei w Nowym Sączu karimatę nazwał "karamatą": – Lekarze proponują, żeby już każdy miał w domu - mogę przekręcić nazwę, proszę się nie śmiać - karamatę?.
Z kolei kilka tygodni temu podczas wizyty w Inowrocławiu pomylił miasto z Wrocławiem, a jego prezydenta Ryszardę Brejzę z posłem Łukaszam Mejzą. Mówił, że euro w Niemczech "nie jest warte więcej niż 3 zł".
A 1 września w TVP mówił o 73. rocznicy wybuchu II wojny światowej, podczas gdy w tym roku przypada 83.
– Jarosław Kaczyński może być po ludzku zmęczony, jest w końcu politykiem bardzo doświadczonym, który od 30 lat aktywnie bierze udział w politycznej grze w naszym kraju. I to zmęczenie widać. Mam też wrażenie, że spotkania, które PiS organizuje w terenie, wielu ludzi w PiS wprowadzają w zażenowanie. Te wiernopoddańcze pytania, śpiewanie sto lat. Podejrzewam, że Jarosława Kaczyńskiego również to żenuje, ale pokazuje to jedno: posłowie z dalszych ław nie mają żadnego kontaktu z Kaczyńskim w Warszawie, więc podlizują się na spotkaniach w terenie – reaguje Jan Strzeżek, rzecznik koła parlamentarnego Porozumienia.
Do tego dochodzą coraz bardziej szokujące albo wywołujące śmiech wypowiedzi, jak te ostatnio, o których mówi cała Polska, np.:
- My karzemy naszych ludzi. Karzemy tak ostro, że nawet w jednym wypadku to kosztowało tego człowieka życie.
– Trzeba palić wszystkim, poza oponami.
– Opanowaliśmy mechanizmy okradania Polski na gigantyczną skalę.
Albo: – Partia niemiecka chce zdegradować Polskę.
– Część to są przejęzyczenia, część są to wypowiedzi głupie. Jestem zdziwiony, że dotyczy to tak doświadczonego polityka, który umie się przygotować i który ma cały sztab ludzi pracujących na to, żeby takie spotkania wypadały dobrze. Mimo tego takie błędy się pojawiają. Widać, że po siedmiu latach rządów obóz PiS nie jest dobrze zorganizowany. Nie wyobrażam sobie takich wystąpień Jarosława Kaczyńskiego w 2014 -2015 roku, jak PiS starał się o przejęcie władzy. Te zachowania Jarosława Kaczyńskiego pokazują, jak długą drogę przebył obóz PiS – mówi Jan Strzeżek.
Co w szerszym kontekście może to pokazywać?
– To starszy człowiek, nie ma kontaktu z rzeczywistością i współczesną myślą politologiczną. On jest zagubiony. Ponieważ nie włada językami, ktoś pisze mu krótkie notki, co pojawia się w "Financial Times" czy "Economist". Żyje w tym swoim kokonie, otoczony Brudzińskim, Suskim, Sasinem. Nie potrafię ocenić, czy jego wypowiedzi są wynikiem strachu, czy utraty kontroli, czy emocji. Czy jednak jest to alternatywna racjonalność, która każe mu mówić takie rzeczy, by jednoczyć swój elektorat – komentuje politolog prof. Radosław Markowski.
Być może, jak wskazuje, może to być nerwowe, może to być objaw frustracji, bo wszyscy mamy taką tendencję, jeśli usuwa nam się grunt pod nogami. A w przypadku PiS to widać, jak łatwo nie jest zaakceptować upadku z dominującej pozycji.
– Należę do tych, którzy nie bardzo wierzą w uczciwe albo przesuwane wybory. W uczciwych wyborach ta partia najprawdopodobniej straci władzę. A ponieważ łamanie konstytucji musi zakończyć się procesami, to strach jest większy. Stąd uderzenie w Niemców w sprawie reparacji. Z formalno-prawnego punktu widzenia każdy wie, że to jest nie do realizacji. To jest chęć sprowokowania Tuska, żeby powiedział coś odwrotnego. I chęć dotarcia do 2-3 mln własnego elektoratu, która nie czyta ani jednej książki rocznie – uważa prof. Markowski.
Słowa Kaczyńskiego o Niemczech cały czasy wywołują lawinę reakcji. Część Polaków kpi z tego, ale prezes PiS mówi i robi swoje.
– Dramatem tego kraju jest to, że PiS odejdzie od władzy nie dlatego, że deptał i pluł na konstytucję naszego kraju i łamał prawo, tylko dlatego, że pogorszyła się sytuacja gospodarcza. Kaczyński musi wymyślać pewne sztuczki, a ich badania zapewne pokazują, że ich elektorat chętnie łyka opowieści o złym Niemcu, który nas krzywdzi. Dlatego Kaczyński robi to, żeby nie przegrać wyborów – mówi prof. Markowski.
Podkreśla: – Nie widzę u niego jakiejś przemiany, poza tym, że w tej chwili chyba desperacko szuka sposobów, jak skupić wokół siebie 5 mln wyborców. Pojawiają się brednie, jak to chrześcijanie w tym kraju są źle traktowani. To jest cały pakiet: Niemcy, obrona chrześcijaństwa, ideologie, które się radykalizują. To jest cwaniactwo polityczne. Jego polityka oparta jest na tym, że wszystkich trzeba trzymać pod kontrolą, że nikomu nie można zaufać. Nigdy nie uważałem, że w jakimkolwiek momencie jego, czy jego brata myśl polityczna była czegoś warta.
O wpadki i reakcje na nie zapytaliśmy w PiS. – Prezes nie ma wpadek. Prezes tylko dobrze mówi. To jest normalny człowiek, tylko czasem źli ludzie coś preparują. W przypadku prezesa wszystko jest w porządku – usłyszeliśmy.