Katarzyna Zielińska była gościnią Magdy Mołek na jej kanale "W moim stylu". W pewnym momencie dziennikarka zapytała aktorkę o to, co chciałaby powiedzieć o sobie, czego nigdy publicznie nie powiedziała na głos. Tym pytaniem otworzyła bardzo intymną szufladkę w głowie swojej gościni. "Jestem normalną Kaśką, która już od roku czasu musi sobie codziennie popłakać" – wyznała, zalewając się łzami.
Reklama.
Reklama.
Magda Mołek to rozpoznawalna polska dziennikarka i prezenterka telewizyjna, a od jakiegoś czasu dobrze prosperująca youtuberka
Podczas rozmowy gwiazda wybuchła płaczem. Nawiązała do śmierci swojej ukochanej mamy
Zielińska wybuchła płaczem w trakcie wywiadu z Mołek
Magda Mołek, goszcząc Katarzynę Zielińską w swoim programie "W moim stylu", pytała przede wszystkim o aktualne sprawy. W rozmowie zahaczyły o niedawne urodziny gwiazdy znanej z takich produkcji jak "Barwy szczęścia" czy "O mnie się nie martw". Pomówiły także o urządzaniu domu oraz zamiłowaniu do roślin.
Nie obyło się bez kwestii związanych z karierą Zielińskiej, ale także bez tych trudniejszych tematów. Mołek, wiedząc, że aktorka jest osobą, która zawsze mocno siebie kontrolowała, zapytała, czy jest coś, czym chciałaby się podzielić. Zachęciła ją, żeby otworzyła się i szczerze powiedziała coś, czego jeszcze nigdy nie mówiła o sobie.
– Nie jestem taką uśmiechniętą od ucha do ucha "Zieliną", która ze wszystkim sobie super daje radę, jak to wszyscy myślą, że też mam mnóstwo problemów. Na pewno jestem osobą, która nie lubi się publicznie dzielić tymi problemami, ale mam dużo problemów, które ogarniam – przyznała.
Wtedy zdobywczyni wielu nagród, w tym dwóch Telekamer Teletygodnia, na chwilę ucichła i z każdym słowem wahała się, żeby powiedzieć więcej. Wtedy popłynęły łzy.
– Jestem normalną Kaśką, która już od roku czasu musi sobie codziennie popłakać. Taki mam czas, no... A nigdy sobie publicznie na to nie pozwalam, bo sobie myślę, że jestem za mocna. A codziennie płaczę sobie wieczorem i jest mi lepiej rano, po prostu – powiedziała z zaciśniętym gardłem. Mołek dopytała, czy taki nastrój utrzymuje się przez śmierć mamy. Aktorka przytaknęła.
– To jest takie do dziewczyn... My się tak boimy popłakać, poryczeć... Dlaczego?! Każda powinna znaleźć sobie na to przestrzeń. (...) Ja mam na to przestrzeń w domu. A często się boję albo wstydzę o tym mówić. Nie wiem dlaczego. Też mam swoje dołki i dużo mam smutków. Natomiast nie wiem, dlaczego też mam taki wizerunek takiej mocnej "Zieliny", która wszystkim pomaga – zastanawiała się.
Mołek odparła na wyznanie aktorki: "Do cholery jasnej, jak wreszcie kobiety uwierzą, że podzielenie się prawdą, emocjami, kurczę, smutkiem, g***em, bo czasem tego jest tyle w życiu, że nie masz nawet jak tej głowy już wynurzyć, żeby ostatni haust powietrza złapać. I to jest okej, to są przejściowe problemy! Ale po prostu czemu jesteśmy w tym tak zakotwiczone, żeby tego nie pokazywać? Co, kto, kiedy wcisnął nam do tych biednych głów, że my nie możemy pokazywać słabości?".
Zielińska wróciła do tematu odejścia mamy, mówiąc, że ma już dosyć ukrywania emocji.
– Kiedy umarła mi mama i szłam po wieniec, i miałam taki w głowie, że to będzie piękny wieniec dla mojej mamy, ogromne serce... I szłam w centrum Warszawy, gdzie akurat natrafiłam na pana z aparatem, który zaczął mi robić zdjęcia. I byłam tak wykończona, że po prostu nie miałam siły powiedzieć: "Spier***aj, mama mi umarła", bo się bałam, że to wyjdzie do prasy, że będą pisać, że przyjadą na cmentarz. Godnie to zniosłam. A potem sobie pomyślałam: "Kurczę, już jestem więźniem samej siebie" i powiedziałam "koniec" – wyznała.
– Musiałam wtedy przyjść do domu, totalnie się wyryczeć i zaczęłam, jak to mówię, banglać po internecie i znalazłam to zdjęcie. Patrzyłam na to moje zdjęcie, takiej smutnej "Zieliny" i sobie myślę: "Ja pierdziu, dlaczego nie postawiłaś tutaj granicy jakiejś?" – przytoczyła.
– Ale się bałam. Po prostu bałam się tych okładek gazet. Bardzo się tego bałam. I powiedziałam "koniec". W tym momencie po prostu się to zmieni. Ja to nazywam upadkiem samej siebie. Sama nie wiedziałam, co ze sobą zrobić – oznajmiła. – Poryczałam sobie, ale jest mi lepiej, że świat o tym usłyszał – dodała na koniec.
Zielińska jest bardzo rodzinną osobą. Przypomnijmy, żew lipcu ubiegłego roku aktorka pożegnała ukochaną mamę. Wówczas zamieściła niezwykle emocjonalny wpis oraz zdjęcie. "Tylko powiedz mi, dlaczego w Niebie nie działają telefony? Byłoby łatwiej, bo zawsze odbierałaś od nas Mamuś" – pisała przybita.
Potem na Instagramie jeszcze nieraz wspominała o mamie, czy to przy okazji swoich urodzin, czy bez okazji. Na jej profilu bez problemu odnajdziemy także posty z jej tatą.
Redaktorka, reporterka, koordynatorka działu show-biznes. Tematy tabu? Nie ma takich. Są tylko ludzie, którzy się boją. Szczera rozmowa potrafi otworzyć furtkę do najbardziej skrytych zakamarków świadomości i rozjaśnić umysł. Kocham kolorowych i uśmiechniętych ludzi, którzy chcą zmieniać szarą Polskę. Chcę być jedną z tych osób.
Kiedyś podeszła do mnie jakaś osoba w Starym Sączu i powiedziała: "Pani Kasiu, zmarła pani mama, a pani się tak uśmiecha". Tak mi miesiąc po powiedziała... A ja mówię: "Wie pani co? Ja walczę, żeby się uśmiechać, bo ja żyję, mam dzieci i chcę się uśmiechać dla nich". I sobie później myślę: "Ku*wa, a czemu ja się tłumaczę? Z czego się tłumaczę?". A od roku czasu jestem dosyć smutną osobą, która też sobie musi czasami ulżyć, poryczeć.