Aż 60 tysięcy miejsc pracy jest zagrożonych nową, unijną dyrektywą wycofującą z produkcji i sprzedaży papierosy, tzw. "slimy" i "mentole". – Najbardziej na nowym prawie ucierpią nie rządy i budżety, a pracownicy fabryk i ich rodziny – mówił dla naTemat, po specjalnej konferencji prasowej, przewodniczący Federacji Związków Zawodowych Pracowników Przemysłu Tytniowego Maciej Skorliński.
Aż 60 tysięcy miejsc pracy jest zagrożonych nową, unijną dyrektywą wycofującą z produkcji i sprzedaży tzw. "slimy" i "mentole". UE chce także ujednolicić opakowania papierosów, na których aż 75 proc. powierzchni zajmować ma ostrzeżenie przed szkodliwością palenia. Nasz kraj może na tym stracić miliardy złotych.
– Są regiony w Polsce i w Europie, w których ta dyrektywa spowoduje, że ludzie już nie będą mieli żadnej pracy – mówił dla naTemat, po specjalnej konferencji prasowej, przewodniczący Federacji Związków Zawodowych Pracowników Przemysłu Tytniowego Maciej Skorliński.
Jak przekonywali uczestnicy konferencji prasowej "Przepis na rozwój czarnego rynku wyrobów akcyzowych w Polsce i Europie" organizowanej przez Polską Izbę Handlu, miliardy złotych to tylko jeden z katastrofalnych skutków, jakie może mieć wprowadzenie unijnej dyrektywy.
UE zabierze pracę...
Podczas konferencji wypowiadali się, między innymi, dyrektor generalny Polskiej Izby Handlu oraz przewodniczący Federacji Związków Zawodowych Pracowników Przemysłu
Tytniowego Maciej Skorliński. Ich zdaniem, unijna dyrektywa przyniesie tylko straty. Potwierdzają to statystyki: zagrożonych może być nawet 6 tysięcy miejsc pracy w fabrykach wyrobów tytoniowych, a także 60 tysięcy plantatorów tytoniu.
Skorliński po konferencji podkreślał, że produkcja tytoniu odbywa się w dużej mierze na wschodzie Polski. – Wschodnia Polska to region, który od zawsze produkował tytoń i nie można tam sadzić kapusty. To są rejony o słabej klasie ziemi, infrastrukturze przemysłowej, ci ludzie nie mają tam żadnej szansy – mówił nam szef FZZPPT i zaznaczał, że nowe przepisy to duże zagrożenie dla "wschodniej ściany Polski".
– Trzeba też powiedzieć, że pracownicy branży tytoniowej związali się z tymi firmami na zawsze. Pracownik, który jest maszynistą maszyny papierosowej czy filtrowej to specjalista, który nie może pójść np. do fabryki volkswagena lub innej i być tam fachowcem. To specjalizacja, którą się robi tylko w tym sektorze tytoniowym – wyjaśniał Skorliński. I dodał, że najbardziej na nowym prawie ucierpią nie rządy i budżety, a właśnie pracownicy i ich rodziny.
... I handel
Przy czym skutki dla handlu mogą być równie tragiczne, co dla samych producentów. Jak tłumaczył dyrektor PIH Maciej Ptaszyński, obecnie wyroby tytoniowe sprzedaje aż 120 tysięcy sklepów zatrudniających 500 tysięcy osób. – Wprowadzając tę dyrektywę zabijemy 16 proc. obrotu netto w małych sklepach. To dla nich śmierć – oceniał Ptaszyński.
Przedstawiciele Polskiej Izby Handlu podkreślali, że palaczom jest już obojętne, czy kupią papierosy w sklepie czy na bazarze albo spod lady. Dlatego też należy spodziewać się, że po wprowadzeniu unijnego zakazu znacznie wzrośnie papierosowa szara strefa. Taki trend rosnący można już zauważyć – od 2006 roku udział nielegalnych papierosów na polskim rynku wzrósł o prawie 6 punktów procentowych.
Maciej Ptaszyński podkreślał też, że im więcej nielegalnych papierosów z przemytu, tym łatwiej one dostępne dla młodzieży. – Sprzedawcy z bazaru nie sprawdzają, czy ktoś ma 18 lat – mówił dyrektor PIH.
Budżet też ucierpi
Wszyscy na konferencji podkreślali, że nie negują faktu, że palenie jest szkodliwe – nie godzą się tylko na formę, jaką przyjęła UE w walce z papierosami. Przedstawiciele PIH zaznaczali też, że unijni urzędnicy nie mają żadnego dowodu – w postaci np. badań –
Nieudolna walka z papierosami
Francuzi właśnie podliczają, ile stracili przed 20 lat wprowadzania kolejnych pustych zakazów palenia. Palić w miejscach publicznych nie wolno, a nikotynizm to wciąż najczęstsza przyczyna śmierci we Francji. Zupełnie inaczej, niż w Wielkiej Brytanii, gdzie palaczy ubywa z dnia na dzień, bo uzależnionym zapewniono odpowiednią pomoc. CZYTAJ WIĘCEJ
że proponowane przez nich rozwiązania zmniejszą liczbę palących. Co więcej, Maciej Ptaszyński opowiadał, że w Australii producenci papierosów obeszli chociażby obowiązek ujednolicania opakowań. Tamtejsi przedsiębiorcy po prostu masowo sprowadzają plastikowe pudełka, do których pakują paczki, a które skutecznie zasłaniają ogromne ostrzeżenia o szkodliwości palenia.
Nie da się jednak ukryć, że również dla rządu nowe przepisy mogą mieć bolesne skutki. Jak bowiem podkreślał Maciej Skorliński po konferencji, obecnie z tej branży do polskiego budżetu płynie ponad 20 miliardów złotych i "tylko paliwa to wyprzedzają". – 15 milionów ludzi musiałoby zapłacić 1500 zł podatku rocznie, żeby wyrównać te wpływy do budżetu – mówił przewodniczący tytoniowych związków zawodowych.
Polscy politycy bierni
Niestety, rządu zdaje się to nie zajmować. Chociaż minister gospodarki Janusz Piechociński zapowiedział, że zrobi wszystko, by dyrektywa nie została wprowadzona, to na konferencji negatywnie oceniono działania polskich władz w tej sprawie. – Ale martwi nas to, że była to wypowiedź nieoficjalna. Rząd zareagował za późno. Rok temu, gdy interweniowaliśmy w tej sprawie, nie było dla nas zrozumienia. Na forum UE przez ten czas nie powiedzieliśmy ani słowa – mówił rzecznik prasowy PIH Marcin Kraszewski.
Pod koniec konferencji zaś jeden z przedstawicieli tytoniowych związków zawodowych zaznaczył, że na dyrektywę zareagował również minister rolnictwa Czech, który "wszedł w obronę mentola". Ale nastroje były raczej ponure i raczej trudno oczekiwać, by sprzeciwy branży tytoniowej miały odnieść skutek w walce z ogromną unijną machiną. Ich głos bowiem jest po prostu ignorowany. – To, co nas też martwi, to tabu w tym temacie. Papierosy szkodzą i co do tego wszyscy się zgadzamy, ale przez to wszelkie głosy przeciw tej dyrektywie uznawane są za nieracjonalne i przeciwne zdrowiu – narzekał na rozmowy z UE Marcin Kraszewski,
Mimo to, uczestnicy konferencji podpisali specjalny list do Donalda Tuska, w którym apelują o zajęcie się tą sprawą przez polski rząd. Niewątpliwie sprawa ta jeszcze powróci w naszych tekstach – ważą się przecież losy tysięcy pracowników i miliardów złotych w budżecie, a rząd musi podjąć jakąś decyzję. Chwilowo bowiem gabinet Tuska stoi w tej sprawie między unijnym młotem i finansowym kowadłem.