Z powodu naruszania praworządności, Polska i Węgry od lat wrzucane są do jednego unijnego worka. Różnic przeciętny Polak pewnie nie dostrzega, ale KE właśnie jedną pokazała. Za co dokładnie chce zablokować miliardy euro funduszy dla węgierskiego rządu? Pod tym względem Węgry od dawna są w ogonie UE. Choć, jak zaznacza węgierski politolog, nie chodzi o korupcję w tradycyjnym znaczeniu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Komisja Europejska zaproponowała Radzie Europejskiej uruchomienie wobec Węgier mechanizmu warunkowości w budżecie UE. Węgry mogą stracić 7,5 mld euro.
Chodzi o nieprawidłowości w węgierskich przepisach ws. zamówień publicznych, o brak zabezpieczeń przed konfliktami interesów i nieskuteczną walkę z korupcją.
Jak wygląda korupcja na Węgrzech? – W tradycyjnym rozumieniu tego słowa ona praktycznie nie istnieje na Węgrzech. To jest inny rodzaj korupcji – mówi nam prof. Zsolt Enyedi, węgierski politolog.
W czasie weekendu komisarze KE jednomyślnie podjęli decyzję o złożenie wniosku ws. zablokowania 7,5 mld euro funduszy dla Węgier. W ten sposób, pierwszy raz w historii, Komisja zaproponowała Radzie UE uruchomienie wobec Węgier mechanizmu warunkowości w budżecie UE.
– Chodzi o naruszenia praworządności, które zagrażają wykorzystaniu i zarządzaniu funduszami UE – ogłosił komisarz ds. budżetu Johannes Hahn. Doprecyzował, że chodzi o nieprawidłowości w węgierskich przepisach ws. zamówień publicznych, o brak zabezpieczeń przed konfliktami interesów i nieskuteczną walkę z korupcją.
To inny casus niż Polski. W przypadku naszego kraju nikt nie podnosi zarzutu korupcji, ale i tak w PiS znaleźli się obrońcy Węgier, z premierem Mateuszem Morawieckim na czele. Choć byli tacy, którzy pytani o to, czy Polska może być następna, podchwycili to inaczej.
– To smutna wiadomość, ale jest to problem Węgier – oceniła w TVN24 posłanka Mirosława Stachowiak-Różecka, argumentując, że KE chce zablokować Węgrom środki UE przede wszystkim z powodu korupcji, a w Polsce problem ten w takiej skali występuje.
Korupcja i miejsce Węgier w UE
Faktycznie. W ogólnoświatowym Indeksie Percepcji KorupcjiTransparency International 2021Węgry ze wskaźnikiem 43. znalazły się na przedostatnim miejscu w UE – przed Bułgarią i kilka miejsc za Rumunią – oraz na 73. miejscu na świecie. W otoczeniu m.in. takich państw jak wyspy Vanuatu, Jamajka, Tunezja czy Ghana.
Kraje punktowane są w skali od 0-100, przy czym 0 równa się największej korupcji. Kraje z czołówki listy, jak Dania, czy Finlandia, mają po 88 punktów.
Dla porównania Polska znajduje się na 56 miejscu z 42 punktami, a w odniesieniu do wcześniejszych rankingów był to skok o kilka miejsc w górę.
Tymczasem w przypadku Węgier spadek widać od kilku lat.
– Można powiedzieć, że jest to kwestia ostatnich 5-6 lat, gdy ten mechanizm stał się bardzo wyraźnym i dominującym obrazem, jeśli chodzi o Węgry. To się bardzo nasiliło, w związku z tym powstały działania ochronne i wyjaśniające, ale także procedura oparta o mechanizm warunkowości, pozwalający na ochronę środków unijnych lub zamrożenie nowych, który miałyby płynąć do danego kraju, jeśli te warunki nie są spełnione – mówi naTemat Andrzej Halicki, europoseł PO.
Jakie zastrzeżenia do Węgier ma UE?
Od lat anglojęzyczne węgierskie media, zwracały na to uwagę. "Z takim wynikiem Węgry znalazły się wśród najgorzej radzących sobie państw członkowskich, poza Bułgarią. Transparency International stwierdziła, że im mniej demokratyczny jest kraj, tym większa korupcja. W przypadku Węgier i Turcji dostrzeżono również związek między korupcją a autokracją" – analizował w 2019 roku portal Hungary Today.
Rok później media grzmiały, że Węgry są drugim najbardziej skorumpowanym państwem UE, a także, że ich walka z korupcją jest nieskuteczna. Grupa Państw przeciwko Korupcji, organ Rady Europy monitorujący korupcję (GRECO) w ogóle stwierdził w raporcie, że Węgry nie poczyniły w tej kwestii żadnego postępu
– W przypadku Węgier mamy dwa bardzo poważne zastrzeżenia. Aż trzy czwarte środków w ostatnim czasie rozdysponowywane było bez procedur konkursowych lub w takich procedurach, w których był tylko jeden podmiot. Można powiedzieć, że nie ma to nic wspólnego z konkurencją i transparentnością. Te podmioty po prostu były zwycięzcami z zasady. Można powiedzieć, że decyzję podejmowały władze centralne, dedykując środki do podmiotu wskazanego lub akceptowanego przez nie – mówi o funduszach unijnych Andrzej Halicki.
Andrzej Halicki mówi, że z tego powodu ostrzeżeń pod adresem rządu węgierskiego było bardzo dużo. Na niewiele się jednak zdały. I choć procedura dotyczy praworządności, jednak jest to inny element niż w przypadku Polski.
– To zupełnie inna procedura, którą uruchomiono wobec Węgier w związku z art. 7. Ona przede wszystkim obejmuje ochronę środków budżetowych UE. Co to oznacza w praktyce? Żeby ze środków europejskich korzystali beneficjenci tak, jak jest to w opisie i przeznaczeniu dla danych projektów. A po drugie, żeby procedura korzystania z tych środków była transparentna – podkreśla.
Pytanie, co na to sami Węgrzy. I jak ta korupcja wygląda u nich w praktyce. Jeśli słyszycie to hasło, nie wyobrażajcie sobie jednak, że za łapówkę można tu załatwić wiele.
Jak wygląda korupcja na Węgrzech?
– Korupcja w tradycyjnym rozumieniu tego słowa praktycznie nie istnieje na Węgrzech. Tu nie chodzi o dawanie łapówek, jak w Bułgarii czy Rumunii i o to, że decydentom można wręczać jakieś kwoty pieniędzy. Taka korupcja jest nawet mniejsza niż kiedyś, została ograniczona, nawet przez Fidesz. Gdy idziesz do lekarza, nie dajesz mu pieniędzy w kopercie jak jeszcze z 10 lat temu – zastrzega w rozmowie z naTemat prof. Zsolt Enyedi, politolog z Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego w Budapeszcie.
Pojęcie korupcji, jak podkreśla, nie jest obecne w codziennym życiu zwykłych Węgrów, ale wszyscy wiedzą, że jest.
– Wiadomo, że jak chcesz osiągnąć sukces w większości sfer gospodarki, musisz mieć dobre relacje z tymi, którzy rządzą krajem. Są ludzie, którzy nazywają to korupcją, ale to jest inny rodzaj korupcji, w jakimś sensie nawet gorszy. Na Węgrzech nawet większe pieniądze są zawłaszczane przez partię rządzącą, kuzynów Viktora Orbána i jego przyjaciół i w tym sensie korupcja jest ogromna. Ale odbywa się to w inny sposób. To nie jest odchylenie od zasady, to sposób, w jaki działa reżim – tłumaczy.
Mówi o tym, że węgierskie władze przyjmują środki z UE i z innych źródeł i wykorzystują w sposób, który według nich jest odpowiedni. Że wszystko jest scentralizowane i odbywa się zgodnie z prawem. Zwraca też uwagę na ważnych, ekonomicznych graczy, którzy swoją silną pozycję zawdzięczają temu, że Orbán i jego otoczenie im ufa lub mianowało na stanowiska.
– Z tego powodu rząd może nawet pozwolić sobie na otwarty konkurs przetargowy, ponieważ tylko jego ludzie mogą wziąć w nim udział. W wielu sektorach gospodarki nie ma już nikogo innego, kto mógłby w nich startować – mówi naTemat.
Ale – jak w Polsce – na Węgrzech też słychać skrajnie odmienne opinie. Inny z politologów zapewnia nas z kolei, że korupcja nie była i nie jest czymś, co spędza Węgrom sen z powiek i szczególnie ich niepokoi. I w ogóle nie o to chodzi, co wmawia nam UE. Zabrzmiało niemal jak narracja PiS.
– Bruksela czasem mówi o korupcji, ale po 2010 roku węgierski rząd przyjął nowy system kontraktów publicznych, w którym głównymi wykonawcami są węgierskie firmy. Jak w Austrii, Szwajcarii, Szwecji, gdzie publiczne kontrakty trafiają głównie do krajowych firm, a firmy zagraniczne są podwykonawcami. To oznacza, że większa część profitów zostaje w krajowych firmach, a mniejsza część trafia do zagranicznych. Na Węgrzech mamy podobny system. I to jest nazywane korupcją. Gdyby korupcja była takim problemem, to rząd nie byłby wybierany trzy razy – mówi naTemat Zsolt Kiszelly, szef Centrum Analiz Politycznych (Szazadveg), powiązanego z Fideszem.
A indeks korupcji Transparency International, który plasuje Węgry na samym dole UE?
– Nie trzeba go traktować poważnie. Tzw. niezależne NGO-sy są finansowane przez KE, PE, Sorosa, i wielkie firmy. Np. węgierska Transparency International jest finansowana przez ambasady innych państw. To znaczy, że nie jest niezależna, nie jest godna zaufania. Swoje badania przeprowadzają, opierając się na pytaniach swoich tzw. ekspertów, którzy są z tego samego otoczenia – przekonuje.
Orbán gra na czas
Wracając do blokady unijnych funduszy, sprawa Węgier nie jest jeszcze przesądzona, ostateczna decyzja o blokadzie funduszy może zapaść w RE w ciągu kilku miesięcy. A z Budapesztu płyną sygnały, które sugerują, że – by nie stracić miliardów euro – Orbán może chcieć się z KE dogadać.
Na przykład na początku września zapowiedział utworzenie nowego urzędu antykorupcyjnego i podpisał już w tej sprawie dekret.
– Można powiedzieć, że Viktor Orbán też zdaje sobie sprawę, że ta groźba jest realna. Latem pojawiło się wiele sygnałów, na stole są nowe ustawy, które mają naprawić błędy z poprzedniej kadencji, dotyczące mediów, organizacji pozarządowych, obszaru sprawiedliwości. Można powiedzieć, że rzutem na taśmę Orbán próbuje zmienić wizerunek swojego rządu, zapowiadając też pełną transparentność, jeśli chodzi o konkursy i dbałość o to, żeby nie wyglądało to, jak poprzednio – mówi europoseł PO.
Tu dostrzega różnicę z polskim rządem. – Orbán sam zapowiedział współpracę prokuratury węgierskiej z OLAF-em. Jest zapowiedź zmian legislacyjnych, które oczywiście potrwają i jest to gra na czas. Ale można powiedzieć, że Viktor Orbán trochę próbuje odwracać bardzo zły wizerunek rządu Fideszu. Nie sądzę, żeby mu się to udało, bo za wiele razy robił tego rodzaju wolty i później niewiele z tego zostawało. Ale przynajmniej próbuje – tłumaczy.
Sami Węgrzy, jak uważa prof. Zsolt Enyedi, są sceptyczni co do efektu działań KE.
– Fidesz jest dobry w zmienianiu zasad i regulacji w taki sposób, że wygląda to dobrze z zewnątrz, ale w praktyce pozwala mu władać krajem, jakby była to ich prywatna własność. Większość ludzi uważa, że będzie jakaś kara dla Węgier, że jakieś pieniądze zabiorą, ale jakieś dadzą i będzie kompromis. Jednak fundamentów tego systemu, że Orbán i jego otoczenie koncentrują te środki w swoich rękach, UE z zewnątrz nie może zmienić – twierdzi politolog.
W tle oczywiście była kwestia, kto jest tą instytucją, firmą, czy podmiotem korzystającym z tych środków. Tu było bardzo wiele zastrzeżeń. Nie pamiętam już liczby postępowań prokuratorskich i OLAF [Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych] w tej kwestii, ale jest to bardzo poważna liczba zastrzeżeń z podejrzeniem nie tylko o korupcję, ale i nepotyzm, czyli o bardzo bliskie związki personalne osób, które kierowały tymi firmami lub podmiotami z Viktorem Orbanem i układem władzy.