nt_logo

Wielu odbija się od ściany, ale niektórzy dostają sukces na tacy. "Nepo babies" to rak Hollywood

Zuzanna Tomaszewicz

02 października 2022, 16:16 · 5 minut czytania
"Nepo babies", czyli gwiazdy zrodzone z nepotyzmu, nie są już tak wychwalane jak kiedyś. Chcąc walczyć z systemem, w którym jedni mają łatwiejszy start w branży filmowej od drugich, internauci rozpoczęli krucjatę przeciwko młodym gwiazdom. Nie tędy droga, choć niektórzy aktorzy ze znanym nazwiskiem po matce lub ojcu sami proszą się o kubeł zimnej wody.


Wielu odbija się od ściany, ale niektórzy dostają sukces na tacy. "Nepo babies" to rak Hollywood

Zuzanna Tomaszewicz
02 października 2022, 16:16 • 1 minuta czytania
"Nepo babies", czyli gwiazdy zrodzone z nepotyzmu, nie są już tak wychwalane jak kiedyś. Chcąc walczyć z systemem, w którym jedni mają łatwiejszy start w branży filmowej od drugich, internauci rozpoczęli krucjatę przeciwko młodym gwiazdom. Nie tędy droga, choć niektórzy aktorzy ze znanym nazwiskiem po matce lub ojcu sami proszą się o kubeł zimnej wody.
Kim jest "nepo baby"? Internauci wymieniają m.in. Lily-Rose Depp i Mayę Hawke. Fot. Invision / East News; SplashNews.com
  • Nepotism baby / nepo baby to określenie osób, które są dziećmi lub rodzeństwem gwiazd. Hollywood pęka w szwach od nadmiaru "dzieci zrodzonych z nepotyzmu".
  • W bieżącym roku pojęcie to stało się niezwykle popularne – a zaczęło się od Maude Apatow, czyli Lexi z serialu "Euforia" HBO.
  • Internauci zaczęli wytykać niektórym aktorom i aktorkom, że żyją w bańce. Pod ich adresem pojawiły się oskarżenia o "odklejkę" i "brak akceptacji swojego uprzywilejowania".
  • Lily-Rose Depp uważa, że pracuje dwa razy ciężej, by udowodnić wszystkim, że nie jest sławna dzięki swojemu tacie, Johnny'emu Deppowi.
  • Do "nepo babies", które są świadome swojego przywileju, należą m.in. Maya Hawke ze "Stranger Things" i Elizabeth Olsen, siostra bliźniaczek Olsen.

Nepo baby - kto to?

Nieraz łapiemy się na tym, że po obejrzeniu filmu sprawdzamy, kim jest młody aktor, którego poczynania śledziliśmy na ekranie 5 minut temu. Nagle okazuje się, że to nie jest jakiś tam żółtodziób, świeża krew w branży filmowej, a dziecko hollywoodzkiej szychy. Fabryka snów słynie z zatrudniania młokosów idących śladami znanych rodziców. Może ten chłopak faktycznie ma talent do grania – albo nosi nazwisko zdolne przyciągnąć tłumy przed ekrany lub jego ojciec wziął producentów na słówko. Umówmy się, życie pisze różne scenariusze.

Jeśli prześledzimy drzewa genealogiczne aktorów i aktorek, możemy się niemile zaskoczyć. Dzieciom z niższych klas od zawsze wciska się kapitalistyczny kit, że jeżeli będą ciężko pracować, to spełnią swoje marzenia. "Talent stanowi tylko 10 proc. sukcesu. Reszta to zapi*rdol" – słyszą, a później wylatują do innego stanu i harują na zmywaku w Los Angeles z nadzieją, że następny casting przyniesie im role.

Po dyżurze w gastro spieszą się na warsztaty z aktorstwa metodycznego, w których uczestniczą ludzie z takimi samymi marzeniami, co oni. Pracują ciężko, bo wiedzą, że nie mogą liczyć na dobry start w tej branży. I choć nie chcą tak myśleć, czasem sądzą, że po prostu urodzili się tam, gdzie nie trzeba. Na wszystko muszą zapracować sobie sami.

Dzieci filmowców raczej nie zmagają się z podobną sytuacją życiową co ludzie bez żadnych powiązań i kontaktów w świecie kina. W końcu od małego obracają się wśród blasków fleszy, odwiedzają rodziców na planach zdjęciowych i spacerują z nimi po czerwonym dywanie. Znają zawód matki lub ojca od podszewki i poniekąd są przygotowywane do tego, by w przyszłości "zasłużyć" sobie na własną gwiazdę na Walk of Fame przy Hollywood Boulevard.

Skąd wzięło się pojęcie "nepotism baby"?

Jeszcze nie tak dawno pociechy gwiazd Hollywood cieszyły się sympatią widzów - odbiorcom poniekąd imponowało to, jakie życie wiodą, jak bardzo podobni są do swoich rodziców i jakie zgarniają role. Dopiero w ostatnim czasie publiczność zaczęła wykazywać się tendencją do ich piętnowania. Czy słusznie?

W maju 2022 roku w internecie popularność zdobył termin "nepotism baby" (w skrócie "nepo baby"), co na polski można przetłumaczyć jako "dziecko nepotyzmu". Zaczęło się od Maude Apatow, która w serialu "Euforia" Sama Levinsona wcieliła się w postać Lexi Howard. 24-latka jest córką aktorki komediowej Leslie Mann ("40 lat minęło" i "Wpadka") oraz reżysera / producenta filmowego Judda Apatowa ("Król Staten Island" i "Wykolejona").

Apatow nigdy nie kryła się z tym, że gra ze swoją matką w tych samych filmach bądź pracuje na planie u swojego ojca. Czara goryczy przelała się jednak, gdy młoda gwiazdka zaczęła usilnie przekonywać samą siebie (i zdaje się, że tylko siebie) do tego, że samodzielnie zapracowała na swój sukces.

Po tym, jak jedna z użytkowniczek Twittera nazwała ją "nepo baby", Apatow zdradziła w wywiadzie z Net-a-Porter, że było jej z tego powodu smutno. W rozmowie z amerykańskim tygodnikiem "Variety" wyznała, że przecież wzięła udział w przesłuchaniu do "Króla Staten Island", który wyreżyserował jej tata. – Za każdym razem chcę mieć pewność, że mogę udowodnić sobie, że mam rację i że nie jest mi to dane – oznajmiła.

Oczywiście ludzie zaczęli dzielić "dzieci zrodzone z nepotyzmu" na te faktycznie utalentowane i na "beztalencia". Dyskusja wokół Maude Apatow zrodziła się po tym, jak wielu internautów uznało ją za niezbyt charyzmatyczną aktorkę. – Zdecydowanie rozumiem, dlaczego ludzie mogliby być na mnie wściekli, ale spędzę resztę życia próbując się wykazać i pracować dwa razy ciężej – dodała odtwórczyni Lexi w "Euforii".

Samo sformułowanie "nepo baby" ma raczej charakter uwłaczający, zwłaszcza jeśli przyjrzymy się słowu "dziecko". Większość młodszych i starszych gwiazd, którym nadano to miano, jest wszak pełnoletnia.

Walka z systemem, który stawia na elitaryzm cementujący nierówności, to jedno, a atakowanie osób urodzonych w tymże systemie to drugie. Dlatego też pojęcie "nepotism baby" wciąż budzi sporo zastrzeżeń – nawet w środowiskach bardziej lewicujących.

Tematu nepotycznych dzieciaków nie byłoby, gdyby synowie, córki czy nawet rodzeństwo hollywoodzkich grubych ryb nie chwaliliby się publicznie taką "odklejką" od rzeczywistości.

Lily-Rose Depp, córka Johnny'ego Deppa i francuskiej aktorki Vanessy Paradis, zadebiutowała na ekranie w spin offie czarnej komedii "Yoga Hosers". Później wystąpiła m.in. w netfliksowym "Królu" z Timothée'em Chalametem i niezależnym "Wilku" u Nathalie Biancheri, stała się muzą Chanel i instagramową "it girl".

W wywiadzie z australijską edycją modowej biblii "Vogue" powiedziała: – Łatwo jest zakładać, że na wejściu dostanę role w filmach, bo mam takie, a nie inne nazwisko. Zawsze odrzucałam takie myślenie. Zawsze miałam wrażenie, że muszę pracować dwa razy ciężej, aby udowodnić innym, że nie jestem tutaj tylko dlatego, że to dla mnie łatwe. Czuję, że (...) nie zatrudnią cię tylko dlatego, że twoje imię dobrze wyglądałoby na plakacie".

W podobnym tonie wypowiedział się też m.in. 56-letni Ben Stiller, syn Anne Meary (Mary Brady z serialu "Seks w wielkim mieście") i Jerry'ego Stillera ("Kroniki Seinfelda"). Gwiazda "Zoolandera" i "Nocy w muzeum" nie zgodziła się ze słowami producenta filmowego Franklina Leonarda, który na Twitterze napisał, że "Hollywood to merytokracja". – Każdy zmaga się z przeszkodami. Innymi niż ci, którzy nie mają dostępu do tej branży – zauważył.

Internautów razi to, że część hollywoodzkiej śmietanki sądzi, iż nie jest częścią systemu, ponieważ bierze udział w castingach. Emma Roberts, córka Erica Robertsa ("Uciekający pociąg") i bratanica Julii Roberts ("Erin Brockovich"), w rozmowie z portalem PopEater nazwała temat nepotyzmu w branży filmowej "śmiesznym".

– To oczywiście nieprawda, bo brałam udział w przesłuchaniach do wielu rzeczy i nie dostawałam ról. Ponadto ten świat działa tak, że ktoś może załatwić ci jedną rzecz, ale nie załatwi ci kolejnych dziesięciu ról – tłumaczyła Roberts. Problem tkwi w tym, że aspirujący aktorzy bez nazwiska zwykle nie mają nawet ułatwionego dojścia do castingów.

Internautom nie spodobał się fakt, że Depp, Stiller i Roberts unikają mówienia o własnym uprzywilejowaniu. Lista "nepo babies", które ich zdaniem zasłużyły na sławę i nikomu nie starają się mydlić oczu, jest wyjątkowo krótka.

Dobre "nepo babies"

Elizabeth Olsen od początku swojej kariery aktorskiej mierzyła się z porównaniami do sióstr Mary-Kare i Ashley. Jako nastolatka nie chciała być kojarzona z bliźniaczkami. – Wtedy chyba zrozumiałam, czym jest nepotyzm – oznajmiła w rozmowie z "Glamour". W wywiadzie z "Grazia UK" dodała natomiast, że jest świadoma swojego położenia. Nikt nie ma raczej wątpliwości co do tego, że Olsen potrafi grać i nie traktuje swojego rodzeństwa jako karty przetargowej.

Znana z kultowego już serialu "Stranger Things" i teen dramy "Zróbmy zemstę" Maya Hawke, córka Umy Thurman ("Kill Bill") i Ethana Hawke'a ("Czarny telefon"), też nie robi wielkiego halo wokół pojęcia "nepo baby".

– Jestem bardzo wdzięczna za to, że moi rodzice ułatwili mi robienie tego, co kocham. Myślę, że dostanę kilka szans dzięki swojemu nazwisku, a potem, jeśli będę do bani, to zostanę wyrzucona z "królestwa". I tak powinno się stać. Więc po prostu spróbuję nawalić jako aktorka – wyjaśniła tygodnikowi "People".

Nicolas Cage zmienił swoje nazwisko, gdyż zamierzał udowodnić sobie, że da radę zbudować karierę bez pomocy rodziny Coppola. Po latach przyznał ze wstydem, że prosił wujka, Francisa Forda Coppolę, o rolę w "Ojcu chrzestnym 3". Na szczęście reżyser nie zatrudnił siostrzeńca do filmu, za co ten jest mu dziś bardzo wdzięczny.

Aby uszczęśliwić internautów wystarczy być po prostu szczerym. "Nepotyczne dzieci pozbawiają nas tej przyjemnej historii o amerykańskim śnie" - tak fenomen "nepo baby" wyjaśnił ekspert od biznesu Shai Davidai w rozmowie z portalem Vox. Ludzie wylewają swoją frustrację na Hollywood i nikogo nie powinno to dziwić.

Życie nie jest sprawiedliwe, ale nikt nie lubi, kiedy go się okłamuje. Legenda o ciężkiej pracy, jaką wciskają zwykłym obywatelom dzieci gwiazd, w oczach niższych klas jest po prostu kpiną.