Wiadomość, że na cmentarzu w Trzebini zapadła się ziemia i do głębokiego na 10 metrów leja runęło 40 grobów, w ubiegłym tygodniu poruszyła całą Polskę. Zdjęcia były wstrząsające. Zapadlisko było ogromne i najbardziej medialne, ale w mieście niejedyne. Kilka dni później dziura wyskoczyła w innym miejscu. I kilka dni wcześniej też. – Wyczuwa się niepokój. Zwłaszcza na osiedlu obok – słyszymy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Cmentarz parafialny w Trzebini jest zamknięty od 20 września. W środę dobiegały już końca prace zabezpieczające dół o średnicy 20 metrów, który pochłonął szczątki 61 osób pochowanych w tym miejscu. Na najnowszych zdjęciach z tego fragmentu cmentarza widać usypaną ziemię. Ale to nie koniec prac. Teraz trwają badania gruntu, czy jeszcze może się gdzieś zapaść.
– Teren jest ogrodzony, są wywieszone tablice, jest zakaz wstępu na cmentarz. Ochrona pilnuje, by nikt tam nie wszedł. W tej chwili sytuacja jest już w miarę opanowana. Lej na cmentarzu lej zasypywany – opowiada nam Józef Dziedzic, przewodniczący rady Osiedla Gaj, które znajduje się po sąsiedzku.
Właśnie tu zapadlisko wywołało największy niepokój. Blisko stąd stoją bloki mieszkalne. "Ok. 150 metrów od blokowiska, a niespełna 100 metrów od budowanego na nim nowego bloku komunalnego" – relacjonowała "Gazeta Krakowska".
Obok jednego z nich, nr 26, dosłownie tydzień wcześniej – 13 września – też pojawiła się dziura w ziemi. Znacznie mniejsza, o szerokości 3 metrów, która została już zabezpieczona.
– Byłem tam w tej chwili, oglądałem, jak to wygląda. Wszystko jest tam zasypane. Jako gospodarz osiedla, codziennie staram się obejrzeć te wszystkie newralgiczne punkty. Obawiam się, czy to już koniec. Czy to się uspokoi? Czy nie ujawni się kolejne zapadlisko? – mówi radny.
Kolejne ujawniło się 26 września, sześć dni po cmentarzu.
– Dziura wyskoczyła w rejonie ul. 22 Stycznia na terenie, który nie jest zabudowany. W sumie, z informacji przekazanych przez Spółkę Restrukturyzacji Kopalń, od sierpnia 2021 roku takich zapadlisk było w Trzebini jedenaście. Pojawiają się na terenie dawnej płytkiej eksploatacji węgla, obejmującym część osiedla Gaj i osiedla Siersza. Właśnie w tym rejonie dziury wypadają – mówi naTermat Anna Jarguz, rzeczniczka Urzędu Miasta w Trzebini.
Reakcje ludzi?
"Czy musi dojść do tragedii, czy ktoś musi zginąć, żeby Polska usłyszała, że żyjemy na bombie? Co chwila pojawiają się zapadliska i nikt się tym nie przejmuje. Od ubiegłego roku mamy tu co chwilę jakieś zapadlisko" – tak mówili mieszkańcy w reportażu krakowskiej "Wyborczej".
– Ludzie dzwonią, pytają. Niewątpliwie się boją. Mieszkamy na tym terenie, wiemy, że tu była prowadzona działalność górnicza i każdy dba o swoje życie i zdrowie. To nie jest tak, że wszyscy śpimy spokojnie, bo nic się nie dzieje – przyznaje Józef Dziedzic.
Jaka jest przyczyna zapadlisk w Trzebini
Sytuacja nie jest prosta, choć przecież na Śląsku zapadliska zdarzały się, zdarzają i pewnie jeszcze nie raz zdarzać się będą. Okiem laika wydaje się, że to normalne i naturalne zwłaszcza tam, gdzie działały kopalnie z płytką eksploatacją.
– Ostatnio zapadlisko zdarzyło się kilkanaście kilometrów dalej, w Bolesławiu, też przy domach. W Krakowie, przy nowym bloku też. Ale odnoszę wrażenie, że z taką sytuacją jak w Trzebini, gdzie węgiel kopano przez 220 lat, nikt się nie zetknął. Jak wynika z opinii eksperta z AGH, sytuacja jest najgorsza z możliwych. Tam jest po prostu grunt, który jest niezbyt związany. To są piaski, iły, muły, trochę gliny, czyli po prostu trochę inny typ gleby, która jest bardzo piaszczysta. Do tego dokłada się płytka eksploatacja górnicza, jeszcze XIX-wieczna, która zaczynała się od ok. 20 metrów od powierzchni ziemi. Na zawał, czyli bez wypełniania pustek – tłumaczy naTemat Wojciech Jaros, rzecznik Spółki Restrukturyzacji Kopalń.
Józef Dziedzic opowiada, że chodzi o wyrobiska z lat 1860-1900, wtedy powstawały tu pierwsze kopalnie.
– Nie znano wówczas takiej techniki jak potem. Eksploatację prowadzono płytko, na głębokości 20-30 metrów i właśnie tam mogą powstawać zapadliska. Tam, gdzie kopalnie są na głębokości od 300 metrów do ponad tysiąca metrów, teren może się obniżać, ale zapadliska nie powstają. U nas dochodzi czynnik, że nasza kopalnia jest teraz zatapiana. Obecne zapadliska to skutek procesu zatapiania kopalni "Siersza", w której zaprzestano wydobywania węgla w latach 1999-2001 i od tej pory zaczął się proces jej likwidacji – wyjaśnia.
Łatwo to sobie wyobrazić. Woda się podnosi, drąży swoje korytarze, wypłukuje piasek i ziemia się zapada.
Wojciech Jaros zwraca jednak uwagę, że linie przebiegu zapadlisk niekoniecznie odpowiadają przebiegowi dawnych chodników kopalnianych, czy wyrobisk. – Wcześniej na tym obszarze zdarzały się zapadliska, ale nie było takiego problemu. To, co zaczęło się dziać od roku, zbiegło się mniej więcej z wynikami naszych badań dotyczących wód gruntowych. Wyszło wtedy, że w ubiegłym roku woda podchodząca od dołu, doszła do płytkich starych wyrobisk – mówi.
Zagadka z Trzebini
To, co zdarzyło się na cmentarzu, najbardziej podziałało na wyobraźnię ludzi. Choć burmistrz miasta uspokaja.
– Całkowity obszar zagrożony to ok. 270 hektarów, ale to nie oznacza, że na całości tego terenu będą powstawać zapadliska. Eksploatacja kopalni odbywała się na obszarze ok. 40 km kwadratowych. Proszę sobie wyobrazić, jaki to jest ogromny teren. Dziś widzimy, że epicentrum następuje w zawężonym obszarze ok. 8 hektarów, który jest terenem niezabudowanym albo niezamieszkałym, bo to jest warte podkreślenia – mówił wRMF FM.
– Wygląda na to, że to nie jest przypadek i dlatego właśnie dziś świat nauki mocno się nad tym pochyla, aby rozszyfrować tę sytuację, tę zagadkę – dodał.
Burmistrz Jarosław Okoczyk ostatnio dwoi się i troi. Codziennie informuje mieszkańców o sytuacji, zamieszcza zdjęcia i mapy. I uspokaja. "Kilka osób o to pytało, więc zwróciłem się oficjalną drogą o potwierdzenie przekazanych ustnie informacji - po zapadnięciu się części cmentarza nie było i nie ma zagrożenia dla źródeł wodny pitnej" – przekazuje.
Już 18 września w Urzędzie Miasta odbyło się posiedzenie sztabu kryzysowego, w którym wzięli udział przedstawiciele Spółki Restrukturyzacji Kopalń, Powiatowego Centrum Zarządzania Kryzysowego, straży pożarnej, policji i mieszkańców. Odbywały się posiedzenia Wojewódzkiego Zespołu Zarządzania Kryzysowego.
A 26 września na spotkanie z udziałem przedstawicieli SRK i mieszkańców przyjechali eksperci z Akademii Górniczo-Hutniczej.
"W efekcie wczorajszego spotkania Spółka Restrukturyzacji Kopalń rozpoczęła badania georadarem terenów przy blokach" – informował Jarosław Okoczuk w ostatnim komunikacie.
Wielu usłyszało zapewnienia, że osiedlu nic nie zagraża. – Na spotkaniu słyszeliśmy, że bloki na osiedlu Gaj są bezpieczne, bo pod osiedlem nie była prowadzona działalność eksploatacyjna – mówi Józef Dziedzic.
Anna Jarguz: – W przypadku osiedla Gaj SRK, która jest prawnym następcą zlikwidowanej kopalni i opowiada za zabezpieczenie tego terenu, przekonywała, że w tym rejonie płytka eksploatacja nie była prowadzona i ten rejon nie jest zagrożony zapadliskami. Na wniosek mieszkańców, żeby ich uspokoić, zlecono jednak dodatkowe badania obszaru między blokami, które już się zakończyły.
Dodaje, że urząd nie otrzymał jeszcze od SRK wyników badań, na ile cały ten teren jest zagrożony powstawaniem zapadlisk i co najważniejsze, jak temu zaradzić.
Kiedy można spodziewać się wszystkich wyników?
Kiedy wyniki georadarów
Rzecznik SRK przypomina, że cały obszar, który ma być objęty badaniami to ok. 8 ha. – To część, którą można określić jako granice realnego zagrożenia. Nikt jednak dzisiaj nie odpowie na pytanie, kiedy będą wyniki badań i co zrobimy potem. Regularnie jesteśmy o to pytani. To, co będzie można zrobić, będzie szacowane dopiero po interpretacji badań – podkreśla.
Mówi, że w ubiegłym roku spółka trzy razy ogłaszała przetarg na zbadanie gruntu, ale nikt się nie zgłosił. Dziś badaniem zajmuje się stowarzyszenie działające przy AGH.
– Przez jakiś czas potrzebują pogody bezdeszczowej, żeby ziemia obeschła i żeby wyniki były wiarygodne. Później wyniki muszą być zebrane i zinterpretowane. To wszystko wymaga czasu. Dopiero na tej podstawie, mamy nadzieję, będzie można określić, co można tam zrobić – mówi.
Nie wiadomo jednak kiedy cmentarz ponownie zostanie otwarty.
– Cały czas czekamy na wyniki badania georadarem terenu cmentarza. Wstępne wyniki mają być znane w tym tygodniu. Taką deklarację złożyła SRK. Jeżeli badania wykażą, że pustek w ziemi nie ma, to myślę, że cmentarz zostanie otwarty. Jeżeli się okaże, że teren nie jest bezpieczny dla przebywających tam osób, to SRK będzie musiała opracować sposób, żeby stał się bezpieczny. Na ten moment nikt nie udzieli jednoznacznej odpowiedzi, czy 1 listopada cmentarz będzie zamknięty – mówi Anna Jarguz.
Bez wątpienia najtrudniejsza w tym wszystkim jest dziś sytuacja przede wszystkim rodzin zmarłych, których groby zostały zniszczone.
– SRK poinformowało, że biegły nie zgodził się na ekshumację z grobów, które uległy zniszczeniu. Powodem takiej decyzji jest zagrożenie dla osób, które miałyby pracować w rejonie zapadliska. SRK ma wykonać tablicę pamiątkową. Jej przedstawiciele zadeklarowali publicznie, że będzie gotowa przed 1 listopada tego roku. Natomiast docelowo, po ustabilizowaniu sytuacji, spółka ma odbudować nagrobki. Takie jest oczekiwanie wielu osób – mówi rzeczniczka.
Zapadliska powstawały m.in. na działce gminnej przy ul. Jana Pawła II, na ogródkach działkowych, ostatnio na cmentarzu parafialnym i w rejonie bloku na osiedlu Gaj. Mieszkańcy są zaniepokojeni i trudno im się dziwić.