Marcin Koszałka nie jest zapalonym kibicem piłkarskim. Jest za to świetnym operatorem, reżyserem, dokumentalistą. Gdy dostałem zaproszenie na przedpremierowy pokaz filmu "Będziesz legendą, człowieku", opowiadającego o polskiej kadrze w czasie Euro2012, wiedziałem, że zobaczę coś specjalnego. Nie zawiodłem się. Koszałka zrobił film z piłką i turniejem w tle. To opowieść o Damienie Perquisie i Marcinie Wasilewskim. O ludziach, którzy walczą. Raz wygrywają, raz przegrywają. Do kin film wejdzie w lutym.
- Umiera każdy, ale nie każdy żyje - to najmocniejsze zdanie spośród tych, które padają w filmie. Wypowiada je Marcin Wasilewski, obrońca reprezentacji Polski. Obok Damiena Perquisa, główny bohater "Będziesz legendą, człowieku". Ale też bohater jako człowiek. W swoim życiu.
Potworny ból, ręcznik w ustach
Perquis i Wasilewski. Wasilewski i Perquis. Gdy na Filmwebie, wchodzę w obsadę filmu, widzę tylko te dwa nazwiska. Resztę trzeba rozwinąć. Wracając autobusem z pokazu zastanawiałem się, dlaczego Koszałka skupił się na nich. Chyba wiem. Nie chodzi o prozaiczną przyczynę, polegającą na tym, że obaj grają na środku obrony, muszą się porozumieć, a jak rywal ich przejdzie, to zostaje mu tylko bramkarz. Ważniejsze jest to, że obaj przed mistrzostwami toczyli walkę ze swym organizmem. Bardzo mocna jest scena z pokoju masażystów kadry, jak ci zajmują się łokciem Perquisa, a ten potwornie cierpi. Tak, że musi sięgnąć po ręcznik i włożyć sobie do ust. Wasilewski podobnie cierpiał, może nawet bardziej, gdy w meczu ligi belgijskiej złamano mu nogę. Wydawało się, że nie będzie już w stanie grać w piłkę tak, jak dawniej. Mało tego - pod znakiem zapytania stanęła cała jego kariera. A on powrócił. I na Euro był nie dość, że jednym z ważniejszych piłkarzy w kadrze, to jeszcze z całą pewnością jej liderem mentalnym.
Straszna kontuzja Wasilewskiego:
Kibic piłkarski, słysząc, że ktoś był przy kadrze w czasie Euro 2012 i kręcił w tym czasie film, pomyśli pewnie, że będą tajemnice szatni. Że zobaczy Smudę, który swoją umiarkowanie poprawną polszczyzną prowadzi odprawę w szatni. Wymianę zdań w stylu: "Uważajcie chłopaki przy koronerach". "Panie trenerze, koroner to zgony stwierdza". I piłkarzy, którzy w tym czasie ledwo tłumią śmiech. Nic bardziej mylnego. No to może przynajmniej film skupi się na Smudzie? Albo na kimś z Borussii Dortmund? Albo na Szczęsnym. Przecież to najlepsi polscy piłkarze.
Nie mówił, że kocha
- Miałem 21 lat, gdy pierwszy raz usłyszałem od ojca, że mnie kocha - wyznaje w filmie Perquis. Gdy powołano go do reprezentacji Polski, został przez Jana Tomaszewskiego nazwany francuskim śmieciem, co bardzo oburzyło prasę znad Sekwany. Samego Perquisa też. Ale może dzięki doświadczeniom z ojcem łatwiej mu było się z czymś takim uporać?
Nie ukrywam, że z postacią Perquisa mam problem. Nie jestem zwolennikiem nadawania obywatelstwa piłkarzom, w dodatku tak koniunkturalnego. Uważam, że mamy, nawet w lidze polskiej, obrońców nie gorszych niż Perquis. Uważam, że powinniśmy grać Polakami, a nie szukać posiłków w sytuacji zagrożenia. Napisałem o tym w naTemat tekst, jeszcze przed meczem z Portugalią, na który odpowiedział Tomasz Lis. W tej sprawie kraj był podzielony.
Tomaszewski i Perquisie:
Koszałka, robiąc taki film, nie ucieknie od zarzutu zabierania głosu w tym sporze. Tym bardziej, że w jednym z wywiadów w zasadzie wyraził swój pogląd. Stwierdził, że żyjemy w kosmopolitycznym świecie i tego typu zjawiska są czymś normalnym. Sam Perquis w filmie, rozmawiając z babcią, dochodzi do wniosku, że w zasadzie nie ma teraz stuprocentowych Francuzów.
Farbowane lisy przeżywają porażkę
W "Będziesz legendą, człowieku" Koszałka nie analizuje występu swych bohaterów. Nie stawia pytań, czy zawalili, czy mogli coś zrobić lepiej. Ma to gdzieś. Prezentuje nam ich punkt widzenia. Świat widziany z ich perspektywy. Pokazuje, jak reaguje człowiek, postawiony przed wielkim wyzwaniem, który nie jest w stanie mu sprostać. A reaguje różnie. W jednym z wywiadów Koszałka powiedział, że Wojtek Szczęsny traktował Euro jak zwykły turniej, bo co rusz taką presję przeżywa w Arsenalu.
Z Perquisem i Wasilewskim było inaczej. - Wiesz, co jest ciekawe? Że najbardziej naszą porażkę przeżywają te farbowane lisy - mówią do siebie masażyści po przegranej z Czechami. Masażyści, którzy do filmu wnoszą swój specyficzny sposób bycia. Epatujący lekko agresywnym humorem, ale po porażce z Czechami inni - leżący na łóżkach, prawie nic nie mówiący.
Z kolei Wasilewski na początku, jeszcze przed turniejem, wygłasza mocny monolog, pod hasłem "W Korei było w dupę, w Niemczech było w dupę, w Austrii było w dupę. Teraz - w Polsce - nie możemy zagrać do dupy".
Koszałka, o swoim filmie:
dla serwisu stopklatka.pl:
Mi trener nie jest do niczego potrzebny. To dla mnie postać drugoplanowa. Całą dramaturgię buduję na piłkarzach. Nie tylko na Wasilewskim i Perquisie. Przez mój film przewijają się też inni gracze, którzy są może na drugim planie, ale i tak odgrywają ważną rolę. Chodzi przykładowo o Wojtka Szczęsnego czy Przemka Tytonia, który wyrasta na bohatera narodowego. Skupiam się również na rodzinie Perquisa, ze szczególnym naciskiem na jego babcię, która jest Polką, ale urodziła się we Francji i nie mówi po polsku. Nagrałem, jak przylatuje do Warszawy i jest po raz pierwszy w naszym kraju. Towarzyszy jej praktycznie cała rodzina Perquisa, ale do Wrocławia się nie wybierają. Wkrótce będę nagrywał mocną scenę, w czasie której w wynajętym mieszkaniu w Warszawie będą oglądali mecz z Czechami. CZYTAJ WIĘCEJ
Jednak tak właśnie zagrali. Dali ciała. Na szczęście Koszałka nie nakręcił filmu, dostosowując się do ich poziomu. On wyszedł ze swojej grupy. Chyba nawet z pierwszego miejsca.
Kary cielesne od ojca
Koszałka nie zrobił filmu o sporcie. Skupił się na ludziach, a piłkę nożną i wielką imprezę uczynił tłem swej opowieści. To nie jest film Tomasza Smokowskiego z mundialu w Korei czy pokazywana jakiś czas temu w Orange Sport "Trzecia część meczu", opowiadająca o kadrze Leo Benhakkera. Franciszka Smudy w filmie praktycznie nie ma, a obecność Grzegorza Laty służy głównie wprowadzeniu elementów humorystycznych. Ale to humor ciężkostrawny, bo w filmie prezentowanych jest kilka żartów byłego prezesa. Żartów na wiadomo jakim poziomie. Tak, takich w stylu trzech sekund na setkę.
Początek "Trzeciej części meczu":
Reżyser pokazał to, co interesuje go najbardziej. Psychikę, motywacje, emocje. A Perquis otworzył się bardzo. Pozwolił filmować siebie i swoją rodzinę - dzieci, żonę, pochodzącą z Polski babcię, dzięki której grał dla Polski na Euro. Opowiedział też szczerze o swoich relacjach z ojcem. O tym, jak, gdy szli gdzieś w gości, musiał się kontrolować. Ojciec najpierw chwalił, mówił: "To jest mój syn, tu a tu gra w piłkę", ale gdy ten syn robił coś nawet tylko trochę niewłaściwego, od razu go karał. Głównie cieleśnie.
Film Koszałki obejrzeć na pewno warto. Dla dwóch, ciekawych ludzkich historii. Dla zobaczenia przemian, jakie zachodzą w człowieku. Dla przekonania się, jak wygląda życie piłkarza przed, w trakcie i po wielkiej imprezie. Dla genialnych zdjęć, takich jak ujęcia mostu Świętokrzyskiego od dołu, gdy akcja przenosi się z Lienz do Warszawy. Albo same obrazy z boiska, zbliżenia piłkarzy, w trakcie podejmowanie kluczowych decyzji, które zostały udostępnione przez UEFA. Razić mogą wprowadzane co jakiś czas, zupełnie nie wiem po co, animacje z karykaturalnymi wizerunkami piłkarzami. Razić może też chwilami zbyt duża dosłowność. Ale to wszystko.