
Perquis i Wasilewski. Wasilewski i Perquis. Gdy na Filmwebie, wchodzę w obsadę filmu, widzę tylko te dwa nazwiska. Resztę trzeba rozwinąć. Wracając autobusem z pokazu zastanawiałem się, dlaczego Koszałka skupił się na nich. Chyba wiem. Nie chodzi o prozaiczną przyczynę, polegającą na tym, że obaj grają na środku obrony, muszą się porozumieć, a jak rywal ich przejdzie, to zostaje mu tylko bramkarz. Ważniejsze jest to, że obaj przed mistrzostwami toczyli walkę ze swym organizmem. Bardzo mocna jest scena z pokoju masażystów kadry, jak ci zajmują się łokciem Perquisa, a ten potwornie cierpi. Tak, że musi sięgnąć po ręcznik i włożyć sobie do ust. Wasilewski podobnie cierpiał, może nawet bardziej, gdy w meczu ligi belgijskiej złamano mu nogę. Wydawało się, że nie będzie już w stanie grać w piłkę tak, jak dawniej. Mało tego - pod znakiem zapytania stanęła cała jego kariera. A on powrócił. I na Euro był nie dość, że jednym z ważniejszych piłkarzy w kadrze, to jeszcze z całą pewnością jej liderem mentalnym.
Kibic piłkarski, słysząc, że ktoś był przy kadrze w czasie Euro 2012 i kręcił w tym czasie film, pomyśli pewnie, że będą tajemnice szatni. Że zobaczy Smudę, który swoją umiarkowanie poprawną polszczyzną prowadzi odprawę w szatni. Wymianę zdań w stylu: "Uważajcie chłopaki przy koronerach". "Panie trenerze, koroner to zgony stwierdza". I piłkarzy, którzy w tym czasie ledwo tłumią śmiech. Nic bardziej mylnego. No to może przynajmniej film skupi się na Smudzie? Albo na kimś z Borussii Dortmund? Albo na Szczęsnym. Przecież to najlepsi polscy piłkarze.
- Miałem 21 lat, gdy pierwszy raz usłyszałem od ojca, że mnie kocha - wyznaje w filmie Perquis. Gdy powołano go do reprezentacji Polski, został przez Jana Tomaszewskiego nazwany francuskim śmieciem, co bardzo oburzyło prasę znad Sekwany. Samego Perquisa też. Ale może dzięki doświadczeniom z ojcem łatwiej mu było się z czymś takim uporać?
Koszałka, robiąc taki film, nie ucieknie od zarzutu zabierania głosu w tym sporze. Tym bardziej, że w jednym z wywiadów w zasadzie wyraził swój pogląd. Stwierdził, że żyjemy w kosmopolitycznym świecie i tego typu zjawiska są czymś normalnym. Sam Perquis w filmie, rozmawiając z babcią, dochodzi do wniosku, że w zasadzie nie ma teraz stuprocentowych Francuzów.
W "Będziesz legendą, człowieku" Koszałka nie analizuje występu swych bohaterów. Nie stawia pytań, czy zawalili, czy mogli coś zrobić lepiej. Ma to gdzieś. Prezentuje nam ich punkt widzenia. Świat widziany z ich perspektywy. Pokazuje, jak reaguje człowiek, postawiony przed wielkim wyzwaniem, który nie jest w stanie mu sprostać. A reaguje różnie. W jednym z wywiadów Koszałka powiedział, że Wojtek Szczęsny traktował Euro jak zwykły turniej, bo co rusz taką presję przeżywa w Arsenalu.
Mi trener nie jest do niczego potrzebny. To dla mnie postać drugoplanowa. Całą dramaturgię buduję na piłkarzach. Nie tylko na Wasilewskim i Perquisie. Przez mój film przewijają się też inni gracze, którzy są może na drugim planie, ale i tak odgrywają ważną rolę. Chodzi przykładowo o Wojtka Szczęsnego czy Przemka Tytonia, który wyrasta na bohatera narodowego. Skupiam się również na rodzinie Perquisa, ze szczególnym naciskiem na jego babcię, która jest Polką, ale urodziła się we Francji i nie mówi po polsku. Nagrałem, jak przylatuje do Warszawy i jest po raz pierwszy w naszym kraju. Towarzyszy jej praktycznie cała rodzina Perquisa, ale do Wrocławia się nie wybierają. Wkrótce będę nagrywał mocną scenę, w czasie której w wynajętym mieszkaniu w Warszawie będą oglądali mecz z Czechami. CZYTAJ WIĘCEJ
Jednak tak właśnie zagrali. Dali ciała. Na szczęście Koszałka nie nakręcił filmu, dostosowując się do ich poziomu. On wyszedł ze swojej grupy. Chyba nawet z pierwszego miejsca.
Koszałka nie zrobił filmu o sporcie. Skupił się na ludziach, a piłkę nożną i wielką imprezę uczynił tłem swej opowieści. To nie jest film Tomasza Smokowskiego z mundialu w Korei czy pokazywana jakiś czas temu w Orange Sport "Trzecia część meczu", opowiadająca o kadrze Leo Benhakkera. Franciszka Smudy w filmie praktycznie nie ma, a obecność Grzegorza Laty służy głównie wprowadzeniu elementów humorystycznych. Ale to humor ciężkostrawny, bo w filmie prezentowanych jest kilka żartów byłego prezesa. Żartów na wiadomo jakim poziomie. Tak, takich w stylu trzech sekund na setkę.
Reżyser pokazał to, co interesuje go najbardziej. Psychikę, motywacje, emocje. A Perquis otworzył się bardzo. Pozwolił filmować siebie i swoją rodzinę - dzieci, żonę, pochodzącą z Polski babcię, dzięki której grał dla Polski na Euro. Opowiedział też szczerze o swoich relacjach z ojcem. O tym, jak, gdy szli gdzieś w gości, musiał się kontrolować. Ojciec najpierw chwalił, mówił: "To jest mój syn, tu a tu gra w piłkę", ale gdy ten syn robił coś nawet tylko trochę niewłaściwego, od razu go karał. Głównie cieleśnie.