Dzieci na huśtawce przy barze. Obok dorośli piją piwo, a ja mam ochotę wrzeszczeć. Drodzy rodzice, czy naprawdę nie umiecie wyjść na spacer z dziećmi bez browara? Swoją drogą, zwracam się nie tylko do rodziców. Mam już dość picia w miejscach publicznych.
Reklama.
Reklama.
To była niedziela. Jeden z ostatnich weekendów przed nagłym ochłodzeniem. Wybrałem się do jednego z popularniejszych warszawskich parków, żeby skorzystać z końcówki letniej pogody. Przy oczku wodnym widzę mini plac zabaw. Nic specjalnego. Biegające wkoło dzieci, huśtawki, jakaś zjeżdżalnia.
Rodzice piją piwo, a obok bawią się dzieci
Podchodzę bliżej, dostrzegam parasole, ogródek i dorosłych. Krajobraz uzupełnia typowa buda, jakich wiele. Wiecie – piwko, karkóweczka i kiełbaska w nieco zawyżonych cenach. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt dość egzotycznego - delikatnie mówiąc - połączenia tego z placykiem i małymi dziećmi.
Przy prawie każdej ławce koło kiełbaski mamusi i kaszanki tatusia stoją kufle z browarem. Przyznam, że nieco mnie wcięło. Nie wiem, co bardziej mnie zbulwersowało: pijący rodzice czy fakt, że koło browarka zorganizowano miejsce dla dzieci.
Nie będę się produkował i tłumaczył, że pijąc alkohol, dziecko naraża się na niebezpieczeństwo. Zresztą nie brakuje rodziców z zarzutami prokuratorskimi, bo "podchmieleni" opiekowali się swoją pociechą, która niespodziewanie wypadła z okna.
Reakcje są opóźnione, organizm odbiera mniej bodźców i szanse, że rodzic zareaguje w porę i ochroni syna czy córkę przed upadkiem, porwaniem, wejściem do wody, wychyleniem się za barierkę, maleją z każdym łykiem piwka czy drinka.
Zaraz się zlecą osoby, które powiedzą, że wbrew prawom nauki i biologii mogą nawet i pół litra wypić i nic im się nie dzieje. Ewentualnie, że jedno piwo nikomu krzywdy nie robi. No właśnie robi.
Ale to nie o to chodzi. Czy wy naprawdę nie potraficie spędzić czasu z dzieckiem bez używek? Dwie, trzy godzinki spacerku na trzeźwo to za dużo? I to wszystko jeszcze w zwykłym parku miejskim... Serio?
Mama poszła z synem do restauracji. Ona pije piwo, on wodę
Wychodzę z parku. Przed powrotem do domu zatrzymuję się w lokalu gastronomicznym. Zamawiam jedzenie, a stolik obok siadają matka i syn. Chłopak na oko 10-letni. Przeżywam kolejny szok, gdy widzę, że jego matka do jedzenia kupiła sobie piwo.
Podkreślę, mama i syn sami w lokalu. Bez towarzystwa, przyjaciół, innych członków rodziny... I po co? Nie można było zamówić soku? Skoro tak bardzo potrzebujecie się napić, zorganizujcie dziecku czas trochę inaczej. Niekoniecznie przez przyglądanie się, jak regulujecie się alkoholem.
Pozwolicie, że odpuszczę sobie tłumaczenia, co pokazuje dziecku ojciec, który po pracy musi walnąć piwko, bo "tata musi".
Jeszcze, żeby to był jakiś wakacyjny wyjazd, to bym się nie denerwował. Dzieci idą spać, a rodzice idą się bawić (w granicach rozsądku), ale w miejskim parku? Podczas wspólnego obiadu w restauracji sam na sam z dzieckiem?
Myślicie, że do nich nie dociera prosty sygnał – żeby odpocząć i się zrelaksować trzeba się napić alkoholu. Tak samo dziwi mnie postawa rodziców, którzy paląc papierosa, tłumaczą dziecku, żeby nigdy tego nie robiło. Naprawdę myślicie, że wtedy wasze dziecko nie zapali?
Nie wspomnę już o tym, że w podstawówce jednym z wyznaczników prestiżu była możliwość spicia pianki z piwa od rodzica. Użyłem słowa "prestiż" nie bez powodu. Dzieci marzą o byciu dorosłym i jak gąbka chłoną obrazy takie jak wypoczywająca mama z kieliszkiem czerwonego winka czy tata bawiący się z kolegami przy wódeczce na weselu.
Mam dość picia w miejscach publicznych
Idealnym przykładem są niegdyś popularne gumowe papierosy i paluszki, które wkładało się do buzi, imitując wdychanie i wydychanie dymu.
Ale, żeby nie było, że wytrząsam się nad rodzicami. W ogóle mam dość waszego picia w miejscach publicznych. Mityczne "jedno piwo i do domu" czy "kulturalne winko na kocyku" prawie nigdy tak nie wygląda.
Najpopularniejszy przykład – schodki nad Wisłą. Pamiętam, że sam byłem gorącym zwolennikiem zalegalizowania spożycia w tym miejscu. Zdanie zacząłem zmieniać, gdy słyszałem mieszkańców pobliskich bloków, mówiących o zalanych moczem elewacjach.
Nie wspomnę już o tym, ile osób nieletnich okupowało te miejsca, bo dawały bezpieczną przestrzeń do spożycia. Pisząc nieletnich, mam na myśli 14-latków. Ciekawe, czy jako dzieci też oglądały swoich rodziców z piwem w ręku podczas spaceru w parku?