Od samego początku, żeby wejść na spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim, trzeba było się zapisać i być na liście gości. I chociaż lokalne struktury PiS zaprzeczały istnieniu takiej selekcji, to na licznych nagraniach widać było, że nie każdy mieszkaniec mógł zobaczyć się z prezesem. Teraz jednak okazuje się, że PiS nie tylko ma listę, ale także przywozi sympatyków autokarami z innych miast. Jeden z uczestników spotkania wygadał się, jak to wygląda.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W sobotę Jarosław Kaczyński odwiedził Myszków w województwie śląskim
Na spotkanie z prezesem PiS nie wpuszczono wszystkich mieszkańców, którzy chcieli zobaczyć się z liderem obozu władzy
Okazuje się jednak, że na sali obecni byli nie tylko mieszkańcy Myszkowa, ale także... Częstochowy, których partia przywiozła autobusami
Od samego początku uczestnictwo w spotkaniu z Jarosławem Kaczyńskim było dla mieszkańców odwiedzanych przez niego miast dużym wyzwaniem. Dlaczego? Na każde z nich obowiązywała selekcja.
Na salę z Kaczyńskim trafiali tylko ci, którzy zapisali się na listę lub zostali na niej umieszczeni przez lokalne struktury PiS. Były spotkania, przed którymi wydało się, że zapisy prowadzono w lokalnej siedzibie partii.
I chociaż PiS temu zaprzeczał i zarzekał się, że są to otwarte spotkania i każdy mieszkaniec może w nich uczestniczyć, to jednak wielokrotnie było widać, że nie wszyscy są na nie wpuszczani. Mało tego – niektórzy nawet po wejściu na salę mogli być z niej wyrzuceni. Tak było w Szczecinie z Łukaszem Olejnikiem, który opowiedział naTemat o całym zajściu.
– Po jakimś czasie rozpoznał mnie sekretarz wojewódzki PiS Witold Witkowski. Podszedł do mnie i powiedział, że nie jestem tu mile widziany. Potem chwycił mnie za ubranie na wysokości piersi i zaczął mnie szarpać. Powiedziałem, żeby mnie puścił, że nie zgadzam się na takie zachowanie, ale dalej mnie szarpał. Gdy próbowałem strząsnąć z siebie jego ręce, złapali mnie ochroniarze – panowie w garniturach, ze słuchawkami w uszach – opowiadał Olejnik.
– W międzyczasie podszedł do mnie mężczyzna z identyfikatorem "Organizator" i powiedział, że mojego nazwiska nie ma na liście gości, więc wszedłem nielegalnie. To było kłamstwo, bo na listę się wpisałem, a oni sami dali mi plakietkę z napisem "Gość" – dodał.
Okazuje się jednak, że PiS poszedł o krok dalej i nie tylko nie wpuszcza na wizyty gospodarskie Kaczyńskiego mieszkańców danego miasta, ale przywozi autokarami zwolenników PiS z innych miast.
Tak było w miniony weekend w Myszkowie w województwie śląskim. Wyszło na to, że na spotkanie z prezesem partia przywiozła ludzi spoza miasta, co całkowicie podważa sens organizowania takich spotkań.
– To miało być spotkanie z mieszkańcami, otwarte dla każdego. A wejść się nie dało. Kto był w środku? Klakierzy, politycy i ludzie, których przywieźli autokarami. To są mieszkańcy Myszkowa? – pytała reportera Onetu jedna z mieszkanek Myszkowa.
Portal relacjonował, że naprzeciwko domu kultury, w którym przemawiał Kaczyński, podjechały dwa autokary, do którego wsiadło kilkadziesiąt osób, które wcześniej uczestniczyły w spotkaniu z prezesem PiS.
Mediom udało się porozmawiać z jednym z pasażerów autobusu. Okazało się, że on, tak jak reszta towarzyszących mu osób, jest z Częstochowy.
– My jesteśmy z Częstochowy. Pan prezes też będzie w Częstochowie i my też tam będziemy. Będziemy na obu spotkaniach – powiedział przed kamerą.