To nie Stanisław Stroński pociągnął za spust – był na to zbyt cwany. On tylko podburzał nacjonalistów do tego, by pozbyli się "zawady", czyli pierwszego polskiego prezydenta Gabriela Narutowicza. W końcu kampania nienawiści prawicy osiągnęła swój zabójczy cel – pięć dni po zaprzysiężeniu Narutowicz zginął w zamachu. A zadowolony Stroński, redaktor naczelny "Rzeczpospolitej", uciszał wzburzone społeczeństwo słowami "ciszej nad tą trumną".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
16 grudnia 1922 roku zamordowany został pierwszy prezydent RP Gabriel Narutowicz
Wcześniej konserwatyści nie mogli się pogodzić z przegraną swojego kandydata i zaczęli szczuć na demokratycznie wybraną głowę państwa
"Zawadę" usunął prawicowy terrorysta Eligiusz Niewiadomski w warszawskiej Zachęcie – wystrzelił z rewolweru trzy razy, prezydent Narutowicz zginął na miejscu
W 100. rocznicę mordu politycznego na prezydencie Gabrielu Narutowiczu warto przypomnieć, kto przyczynił się do zamachu i jakie były jego dalsze losy.
Stanisław Stroński (ur. 1882) poświęcił prezydentowi szereg tekstów, w których odmawiał mu polskości, oskarżał o zablokowanie szans na naprawę państwa oraz czynił mu zarzut z tego, że do jego zwycięstwa przyczyniły się głosy mniejszości narodowych II RP, Ukraińców, Żydów i Niemców. Prezydentem miał być kandydat prawicy albo prezydenta miało nie być wcale.
To zaledwie kilka przykładowych cytatów. 40-letni Stroński, filolog romański z Uniwersytetu Jagiellońskiego, a potem wykładowca Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, obficie dorzucał do brunatnego pieca w kierowanej przez siebie gazecie, aż znalazł się ktoś, kto urzeczywistnił jego wizję.
Mokrą robotę wykonał nacjonalistyczny terrorysta Eligiusz Niewiadomski – z zawodu krytyk sztuki. Dlaczego w zbrodniczy sposób pozbawił Polskę pierwszego prezydenta? Rzekomo dla dobra Polski. Stroński swoje szczucie motywował podobnie – miał to robić w "dobrej wierze".
Gdy kilka tygodni po zbrodni wykonano na Niewiadomskim wyrok śmierci przez rozstrzelanie, Stroński w ciepłych kapciach i zza biurka naczelnego w redakcji "Rzeczpospolitej" pisał kolejne teksty, w których zrzucał z siebie odpowiedzialność za zabójstwo Narutowicza. Opinia publiczna miała bowiem jasność: zamachowiec był tylko ostatnim ogniwem w łańcuchu nienawiści, a na czele kampanii szczucia stał Stanisław Stroński.
Ten jednak, z charakterystyczną dla siebie dozą odwagi, całą winę zrzucał na Niewiadomskiego. Przecież to szaleniec – przekonywał Stroński. Po co drążyć. Niecałe 100 lat później podobnie tłumaczyła się kierowana przez Jacka KurskiegoTVP, gdy jej kampanii szczucia na prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza też położył kres zamachowiec. Przecież Stefan W. to wariat, a TVP nie ma z tym nic wspólnego. Proszę się rozejść i nie roztrząsać.
Piłsudski o Strońskim: Zapluty karzeł
Żywiołem Strońskiego była publicystyka, jednak chciał mieć aktywny wpływ na politykę. W tej drugiej dziedzinie był jednak znacznie mniej sprawny, choć pozostał z nią związany prawie do końca życia.
Na kilkanaście dni przed zabójstwem Narutowicza Stroński został posłem w Sejmie I kadencji jako reprezentant Stronnictwa Chrześcijańsko–Narodowego. Miał już doświadczenie parlamentarne, choć bardzo krótkie – przez trzy miesiące na przełomie 1913 i 1914 roku zasiadał w Sejmie Krajowym Galicji, a wcześniej prowadził działalność niepodległościową. Stroński zasmakował w pracy parlamentarnej – jako reprezentant różnych ugrupowań nacjonalistycznych zasiadał także w Sejmie II i III kadencji.
Trudno wskazać jego osiągnięcia związane z pełnieniem mandatu – nie znaczy to jednak, że Stroński nie odcisnął piętna na polityce międzywojnia. I nie chodzi jedynie o zaszczucie prezydenta Narutowicza. Wcześniej Stroński ukuł równie nośny, co kłamliwy zwrot "cud nad Wisłą".
Nacjonaliści wiedzieli, że sukcesu z 1920 roku nie da się ukazać jako porażki, ale nie mogli się pogodzić z tym, by chwała spłynęła na znienawidzonego przez nich Piłsudskiego. Próba przypisania zasługi sobie byłaby z kolei manipulacją szytą zbyt grubymi nićmi nawet dla osób mało zorientowanych w sprawach państwa. Co robić?
Na pomoc przyszedł Stroński i jego "cud nad Wisłą". O zwycięstwie Polski miał zdecydować nie gen. Tadeusz Rozwadowski i polscy żołnierze, a więc racjonalne przygotowanie, plan i wykonanie, lecz kapryśna boska interwencja. Kler gorliwie podchwycił tę narrację. Propagandowy termin przeżył Strońskiego i jest używany po dziś dzień – wiele osób, które się nim posługują, nie jest świadomych okoliczności i celu jego powstania.
– Stroński Piłsudskiego za jego życia nienawidził – wspominał dziennikarz Wacław Zbyszewski na antenie Radia Wolna Europa.
Powiedzieć, że z kolei marszałek Józef Piłsudski nie przepadał za Strońskim, to nie powiedzieć nic. Bliższe rzeczywistości będą słowa odraza i pogarda. To właśnie niskiego wzrostu naczelnego "Rzeczpospolitej", twierdził konserwatywny pisarz Stanisław Mackiewicz, miał na myśli Piłsudski, gdy podczas swojego wystąpienia siedem miesięcy po tragicznej śmierci prezydenta Narutowicza mówił o "zaplutym karle".
1939. Stroński ucieka z Polski
Kres animozjom – przynajmniej jednostronnie – położyła śmierć Piłsudskiego w 1935 roku. Tymczasem szczyt kariery posła Strońskiego był dopiero przed nim. W drugiej połowie lat 30. Stroński związał się politycznie z gen. Władysławem Sikorskim. Gdy we wrześniu 1939 roku na Polskę napadła najpierw III Rzesza, a potem ZSRR, Stroński salwował się ucieczką za granicę.
Na emigracji przywódca nagonki na prezydenta Narutowicza otarł się o premierostwo – nie przyjął jednak posady, która w końcu przypadła Sikorskiemu. Zadowolił się funkcją wicepremiera na uchodźstwie i początkowo został ministrem bez teki. Potem powierzono mu rolę ministra informacji, którą sprawował przez 3 lata jako polityk Stronnictwa Narodowego.
Posadę rządową Stroński stracił wkrótce po śmierci gen. Władysława Sikorskiego w katastrofie lotniczej na Gibraltarze. Po zakończeniu II wojny światowej narodowy publicysta nie wrócił do Polski. Prowadził wygodne życie w Wielkiej Brytanii, gdzie kierował Związkiem Pisarzy Polskich na Obczyźnie i wykładał na Polskim Uniwersytecie. Zmarł w Londynie w 1955 roku.
Według relacji Adama Pragiera, prawnika i działacza socjalistycznego, Stroński w 1939 roku powiedział mu, że nagonka na prezydenta Gabriela Narutowicza była największym błędem jego życia.
Trafne podsumowanie tej lepkiej historii dał pisarz Jacek Dehnel w niedawnym wpisie na Facebooku.
"Ironia polega na tym, że Stroński, posługujący się najgorszymi nacjonalistycznymi i antysemickimi argumentami, był... pół-Żydem, synem Emilii Loevy, córki żydowskiego lekarza z Niska. Tak bardzo chciał się wkupić w łaski owego 'myślącego ogółu polskiego', tej 'narodowej większości', że nie wahał się pisać najobrzydliwszych rzeczy pod adresem grupy, z której sam – chcąc nie chcąc – się wywodził. I to znamy z dzisiejszych czasów" – ocenia Strońskiego Dehnel.
Wybór ten zdumiewająco bezmyślny, wyzywający, jątrzący, wytwarza stan rzeczy, z którym większość polska musi walczyć.
Stanisław Stroński
10 grudnia
Naród, w którego żyłach płynie krew, a nie gnojówka, musi się wzburzyć (...)
Stanisław Stroński
12 grudnia 1922
Wybór p. Narutowicza na stanowisko Prezydenta Rzplitej wstrząsnął tak potężnie uczuciami i myślami ogółu polskiego przede wszystkim dlatego, że narzucony on został większości polskiej przez lewicową mniejszość z walną pomocą obcych narodowości, czym sponiewierano haniebnie zasadę samodzielności i niezależności narodowej, drogą każdemu Polakowi.
Stanisław Stroński
14 grudnia 1922
(...) zapluty karzeł na krzywych nóżkach, wypluwający swą brudną duszę, opluwający mnie zewsząd (...), śledzący moje kroki, robiący małpie grymasy, przekształcający każdą myśl odwrotnie; ten potworny karzeł pełzał za mną jak nieodłączny duch (...)