Wypadek radiowozu z nastolatkami pod Warszawą. Zaskakujące ustalenia ws. jednego z policjantów
redakcja naTemat
12 stycznia 2023, 15:05·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 12 stycznia 2023, 15:05
Drugiego stycznia w Dawidach Bankowych na Mazowszu rozbił się radiowóz. Z tyłu auta były dwie nastolatki. Jeden z policjantów został już zawieszony, ale takiej decyzji nie podjęto w sprawie drugiego z funkcjonariuszy. "Gazeta Wyborcza" dowiedziała się, dlaczego tak się stało.
Reklama.
Reklama.
Wypadek w Dawidach Bankowych pod Warszawą nadal budzi duże zainteresowanie opinii publicznej
Obaj funkcjonariusze są na zwolnieniu lekarskim, ale młodszy z nich, w przeciwieństwie do dowódcy patrolu, nie został zawieszony
Jak informowaliśmy w naTemat.pl, wypadek w Dawidach Bankowych, gdzie radiowóz uderzył w drzewo, szybko przestał być tak oczywistą sprawą, jak się na początku wydawało. Okazało się bowiem, że na tyle wozu była 17-latka i 19-latka. Żadna z nich nie była osobą zatrzymaną. Wcześniej obie, wraz z grupą znajomych, zgłosiły służbom pożar traw.
W tym tygodniu Komendant Stołeczny Policji zdecydował, że dowódca patrolu, który w Dawidach Bankowych rozbił radiowóz, został zawieszony w czynnościach służbowych. Co jednak z drugim z funkcjonariuszy?
To był pierwszy dyżur młodszego policjanta
Jak podaje stołeczna "Gazeta Wyborcza", nie został on zawieszony. Policjant był tylko dwa miesiące po kursie podstawowym w policji. Ale to nie wszystko. Dziennik dowiedział się także, że był to jego pierwszy dyżur i pierwsza interwencja w terenie.
"Także zeznania świadków nie wskazują go jako osoby, która zasługuje na zawieszenie. Tak twierdzi komendant powiatowy policji w Pruszkowie, który dodaje, że w wyniku wypadku młodszy policjant utracił na chwilę świadomość, a gdy się ocknął, próbował udzielić nastolatkom pomocy" – czytamy na stronie "GW".
Policjant, jak mówią świadkowie, przed wypadkiem był bierny i robił tylko notatki służbowe. "GW" podkreśla także, że "prowodyrem całej sytuacji był zawieszony i doświadczony funkcjonariusz".
Policjanci z Pruszkowa, którzy siedzieli w radiowozie, dostarczyli swoim przełożonym zwolnienia lekarskie. – To było uprowadzenie, mieliśmy do czynienia z nielegalnym pozbawieniem wolności – nie ma wątpliwości Roman Giertych, który jest pełnomocnikiem jednej z nastolatek uczestniczących w wypadku. – Zdaniem mojej klientki one miały szczęście, że doszło do tego wypadku – dodał mecenas.
Szokujące relacje znajomych nastolatek
Wcześniej światło dzienne ujrzały także relacje znajomych nastolatek, które siedziały na tyle radiowozu. – Teksty policjantów miały taki podtekst erotyczny, jakby sobie flirtowali – usłyszeli dziennikarze Onetu.
Głos zabrał także brat 17-latki, który stawił się na miejscu wypadku, by udzielić pomocy dziewczynom. – Radiowóz był rozbity, policjanci żartowali, śmiali się. Nie wyglądali na specjalnie przejętych. Dopiero kiedy powiedziałem, kim jestem, miny im zrzedły – powiedział dla "Faktu".