Gdy je czytałem, miałem łzy w oczach, dlatego zapytałem Kowalskiego o jego wpisy o LGBT
Gdy je czytałem, miałem łzy w oczach, dlatego zapytałem Kowalskiego o jego wpisy o LGBT fot. naTemat.pl
Reklama.
  • Janusz Kowalski od początku 2023 roku wraz z Solidarną Polską szarżuje, grzmiąc na ideologię LGBT, tęczową agendę i homopropagandę
  • Jako osoba biseksualna zaprosiłem wiceministra do konfrontacji przed kamerą, żeby zapytać, czy może powtórzyć mi te słowa prosto w oczy – Byłbym pierwszą osobą, która wystąpiłaby w pana obronie, gdy stała się panu krzywda – przekonuje polityk
  • Co, gdyby jego syn miał wątpliwości co do tożsamości? – Rolą rodzica jest być na dobre i na złe ze swoim dzieckiem – mówi
  • Pytam Janusza Kowalskiego, czy powtórzy mi w oczy słowa o ideologii LGBT

    Nie było łatwo przeprowadzić tę rozmowę. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że nie chciałem dyskutować jak dziennikarz polityczny z politykiem, a jak młody biseksualny chłopak z człowiekiem, którego przekaz głęboko krzywdzi mniejszości seksualne.

    Janusz Kowalski i Solidarna Polska weszli w rok wyborczy mocnym krokiem. Zaczęli bowiem od wystąpień o "homopropagandzie" i "ideologii LGBT". Po co, skoro Kowalski zajmuje się energetyką i kwestiami prawnymi w resorcie rolnictwa?

    – To nie jest agenda prawicy, ale agenda lewicy oraz środowisk, które chcą ingerować w prawo do wychowywania dzieci. To agresywna, genederowa agenda, więc my reagujemy. Flaga tęczowa to znak opresji – tłumaczy mi polityk Zbigniewa Ziobry.

    – Ja jestem osobą biseksualną. Czy może pan spojrzeć mi w oczy i powtórzyć słowa o ideologii LGBT? – pytam. Odpowiedź wiceministra była natychmiastowa.

    – Tak, oczywiście, nie mam z tym żadnego problemu. Odróżniam osoby LGBT od afirmacji, czy ruchów LGBT, które próbują narzucić sposób myślenia takim osobom, jak ja. Tolerancja polega na tym, że żaden z nas nie próbuje narzucić swojego punktu widzenia – odpiera.

    – Byłbym pierwszą osobą, która broniłaby praw osób LGBT, gdyby te były dyskryminowane – zapewnia. Dopytuję Kowalskiego, czy zdaje sobie sprawę z tego, że odbiorcą jego wypowiedzi jest człowiek – człowiek, który czuje się skrzywdzony słowami.

    "Momentami miałem łzy w oczach"

    W końcu mówię o moim doświadczeniu. – Ja przygotowując się do tej rozmowy, czytałem pana wpisy, śledziłem pana konferencje. Mnie było po ludzki przykro. Momentami miałem łzy w oczach – wyjaśniam.

    – Nie znajdzie pan ani jednego mojego wpisu, który byłby ad personam. Trzeba chronić wrażliwość każdego człowieka. Ale uważam, że organizacje LGBT szkodzą szczególnie panu. Aktywiści LGBT szkodzą osobom o innej orientacji seksualnej – odpowiada.

    Zaczynam tłumaczyć, że to wypowiedzi o ideologii szkodzą. – Tematu LGBT w tym roku nie byłoby, gdyby to państwo nie zaczęli publikować wpisów (...). Ten środek ciężkości jest postawiony w złym miejscu – mówię.

    Opowiadam o lęku, który towarzyszył mi, gdy byłem w trzyletnim związku z mężczyzną: – Dla mnie o wiele większym problemem było to, że kiedy szliśmy ulicą, baliśmy wziąć się za rękę. W takich sytuacjach nie czuję wsparcia, gdy czytam o homopropagandzie.

    – Polacy są otwarci i tolerancyjni. Ja nie spotkałem się z takim przypadkiem. Dzisiaj w warszawskich szkołach ze względu na homopropagandę, jest już grupa dzieci, które zastanawiają się nad swoją seksualnością. A to już jest wkraczanie w niebezpieczny obszar. Zaczynamy robić dzieciom krzywdę – odpowiada.

    – Byłbym pierwszą osobą, która wystąpiłaby w pana obronie, gdyby ktoś pana skrzywdził. Bo ma pan swoją godności jako człowieka, który jest istotą boską. Ale chciałbym, żeby pan i inne osoby LGBT uszanowały moje prawo jako ojca do wychowywania dziecka w zgodzie z moimi wartościami – dodaje.

    Co zrobiłby Kowalski, gdyby jego syn miał wątpliwości co do tożsamości?

    Zaczynam odnosić się do mojego doświadczenia odkrywania seksualności i lekcji z edukatorem seksualnym. – To było niesamowite, że ktoś przyszedł do szkoły i wyjaśnił mi, że to, co czuję, jest okej. Że nie muszę się bać, rozmawiać o tym z rodzicami, czy nauczycielem, który ma obowiązek wspierać proces wychowawczy – wyjaśniam.

    – Ja sobie nie życzę, żeby do mojej szkoły przychodził seksedukator i tłumaczył mojemu dziecku takie rzeczy. To przestrzeń zastrzeżona dla rodziny. Rozmową na inny temat jest kryzys rodzicielstwa, ojcostwa, uciekanie od rozmów z dziećmi i brania odpowiedzialności za ich rozwój – komentuje Kowalski.

    Dopytuję więc o syna: – A gdyby pana syn przyszedł do pana i powiedział, że ma wątpliwości dotyczące swojej tożsamości, to co by pan zrobił?

    – Zareagowałbym jak każdy rodzic. Mam 10-letniego syna i jestem przekonany, że jego rozwój jest prawidłowy, jeśli chodzi o relację z rodzicami i naszą troskę o niego. Do tego dochodzi świetne otoczenie, znakomita szkoła. To powoduje, że nie widzę zagrożeń edukacyjnych, czy społecznych, czy wychowawczych. Proszę to potraktować jako ogólna wypowiedź. Rolą rodzica jest być na dobre i na złe ze swoim dzieckiem – mówi.

    W końcu pytam, czy nie uważa, że powinien przynajmniej przeprosić za słowa o homopropagandzie. – Tak, jak powiedziałem, nie znajdzie pan w żadnych moich wypowiedziach argumentów, które naruszają wrażliwość takich osób, jak pan – kwituje.

    Całość rozmowy znajdziecie poniżej.