Prof. Antoni Dudek: Po głosowaniu nad nowelizacją ustawy o Sądzie Najwyższym, podczas którego Polska 2050 zachowała się inaczej niż reszta opozycji, powstało spore zamieszanie i to najwidoczniej przełożyło się na dzisiejszą mobilizację. Szymon Hołownia zorientował się, że na tych kontrowersjach dramatycznie traci, więc teraz próbuje odwrócić uwagę pewnym aliansem z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem.
Natomiast Donalda Tuska coraz mocniej dusi szklany sufit, który rozpościera się nad Koalicją Obywatelską. Pod jego przewodnictwem formacja ta wróciła na pozycję niekwestionowanego lidera po stronie opozycyjnej, ale ciągle ma tylko dwadzieścia parę procent poparcia. Żeby być dla Prawa i Sprawiedliwości prawdziwą konkurencją w walce o władzę, KO musi na stałe przebić poziom 30 proc. No i teraz zaczęło się tam intensywne główkowanie nad tym, jak te brakujące punkty zdobyć.
A poza tym czas tak naprawdę zaczyna się kończyć…
Od lutego do przełomu listopada to jednak nie jest dużo czasu?
Oczywiście, że nie! Politykom zostało już bardzo mało czasu. Nie mówimy tu rzecz jasna o terminie na formalną rejestrację list wyborczych, ale na całościowe przygotowania są ostatnie chwile. Przed nami tylko relatywnie spokojne marzec i kwiecień, może jeszcze majówka. A później zacznie się najbardziej intensywna faza kampanii wyborczej.
Z każdym kolejnym tygodniem będzie więc bardziej nerwowo. Szczególnie w tych formacjach, które są daleko od uzgodnienia miejsc na listach. Tego nie widać, bo i nikt nie chce pokazywać najbardziej wstydliwej strony polityki, ale trwają ostre przepychanki i targi o to, kto i gdzie znajdzie tzw. biorące miejsce.
To jest etap, gdy najbardziej brutalna walka toczy się nie między konkurencją zewnętrzną, a wewnątrz partii czy koalicji.
Powinniśmy spodziewać się wielu nowych twarzy na listach wyborczych?
Jakichś nowych twarzy na pewno się doczekamy. Polityka w takich momentach zawsze zasysa trochę znanych postaci ze świata sportu, rozrywki czy biznesu. Nie spodziewajmy się jednak, że będzie to wiele tak ciekawych osób, iż dokona się zmiana jakościowa.
Czyli nawet nie ma co marzyć, że wreszcie pożegnamy się z polityką w wersji ojców założycieli III RP?
Zdecydowanie nie ma na to szans. Co więcej, będziemy świadkami najbardziej zaciekłego pojedynku Donalda Tuska z Jarosławem Kaczyńskim, jaki kiedykolwiek miał miejsce. Niby reszta obecnej klasy politycznej jest już młodsza, ale nie ma się co oszukiwać – wybory parlamentarne w 2023 roku to będzie rozstrzygający pojedynek między tymi dwoma dżentelmenami.
I moim zdaniem wcale nie zostanie rozstrzygnięty po ogłoszeniu wyników, a dopiero jakiś czas później. Moja prognoza co do wyborów jest bowiem taka, że ich wynik nie będzie jednoznaczny. Spodziewam się nowego Sejmu w takim kształcie, w którym przez długie tygodnie po wyborach nie będzie jasne, kto stworzy nową większość.
Tusk z Kaczyńskim będą musieli więc stoczyć jeszcze jeden pojedynek – o to, kto przeciągnie na swoją stronę brakujących do większości posłów.
W tej chwili mniej niż jeszcze kilkanaście miesięcy temu. Gdyby wówczas Hołownia i Kosiniak-Kamysz dali znać, że pracują nad wspólnym projektem, mieliby szansę na zbudowanie poważnej przeciwwagi dla KO, na serio spędzając Tuskowi sen z powiek. Dziś jest to jednak ruch spóźniony, jak już wspomniałem – na walkę o głosy wyborców zostało mało czasu i raczej nie nastąpią spektakularne przetasowania na scenie politycznej.
Jeśli sojusz Polski 2050 z Polskim Stronnictwem Ludowym zostanie ostatecznie potwierdzony, liderzy obu tych partii nadzieję powinni mieć co najwyżej na zsumowanie się elektoratów. Czyli mniej więcej 12-13 proc., bo PSL balansuje na 5-proc. progu wyborczym, a PL2050 ma średnio nieco ponad 8 proc. poparcia.
Mało prawdopodobne jest, że Hołownia i Kosiniak-Kamysz dostaną dodatkową premię za zjednoczenie, a jeśli nawet to nastąpi, mowa o poziomie ok. 15 proc. To wciąż bardzo daleko do 25-28 proc. KO, o ponad 30-proc. poparciu dla PiS nie wspominając.
To jest właśnie najciekawsza kwestia, jeśli chodzi o wyborcze plany obozu rządzącego. Zdaje się, że losy "ogona" będą ważyły się do absolutnego końca, czyli przełomu wiosny i lata. Pewnie dopiero na tydzień przed ogłoszeniem list ziści się jeden z dwóch możliwych scenariuszy.
Pierwszy to ten, w którym cyklicznie zamawiane przez PiS szczegółowe sondaże pokażą, że jest szansa na trzecią kadencję. Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro wyjdą więc na wspólną konferencję i ogłoszą, iż spory zostały rozwiązane, a Zjednoczona Prawica kroczy dalej.
Jeżeli z badań będzie jednak wynikało, że bardziej prawdopodobna jest przegrana, pierwszą konferencję ogłosi sam Kaczyński i zwymyśla na niej Ziobrę od najgorszych kretów i szkodników. Chwilę później wyjdzie oczywiście Ziobro, zarzucając kolegom z Nowogrodzkiej zdradę prawicowych ideałów.
Załóżmy, że ziścił się scenariusz pierwszy… Kaczyński idzie dalej z Ziobrą z przyzwyczajenia? Na czym polega siła szefa Solidarnej Polski?
Chodzi głównie o to, że Jarosław Kaczyński uważa, iż Zbigniew Ziobro jest niedoskonałym, ale jedynym narzędziem służącym do radykalnej przebudowy sądownictwa w Polsce. Niedoskonałość polega na tym, że prezesowi Solidarnej Polski nie wystarcza władza ministra sprawiedliwości oraz prokuratora generalnego i ciągle próbuje zajmować się innymi sprawami, jak polityka europejska.
Takiej funkcji dla Ziobry nie ma tymczasem w wizji Kaczyńskiego. On naprawdę podobnie do niego patrzy na sędziów, ale cała reszta ich właściwie dzieli. Nie, żeby prezes PiS był jakimś wielkim euroentuzjastą, ale po prostu wie, że eurofobiczne tyrady ziobrystów i problemy takie, jak z KPO szkodzą dalekosiężnym interesom PiS.
Dlatego też Kaczyński jesienią zarządził odwrót w sprawie tzw. reform sądownictwa i wtedy Ziobro powinien rzucić dymisją. Nie mógł jednak tego zrobić, bo nie miał jeszcze szalupy ratunkowej.
On buduje tę szalupę dopiero od jesieni, poprzez nasilenie sporów wewnątrz koalicji. Na wypadek realizacji scenariusza rozpadu Zjednoczonej Prawicy, będzie mógł ogłosić, że PiS jest "targowicą" i on jedyny walczył o polską suwerenność.
To może mu pozwolić na oderwanie największych radykałów i walkę o przekroczenie progu wyborczego. Choć moim zdaniem będzie to zadanie karkołomne…
Czytaj także: