– Z arytmetyki sejmowej wychodzi, co wychodzi, ale… rozmawiamy przecież z niektórymi posłankami i posłami PiS w kuluarach. Oni bynajmniej nie są szczęśliwi z powodu tego, co ostatnio odstawia Przemysław Czarnek. Ci, którzy nawet nie są jego akcjami zażenowani, wykazują pewną zazdrość i pytają, dlaczego podmiotów z ich regionu zabrakło w "Willa Plus". W sprawie wotum nieufności jest zatem pewne światełko w tunelu – mówi #TYLKONATEMAT poseł Paweł Krutul z Lewicy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Paweł Krutul: Pewnie nie mogę odpowiedzieć słowami niecenzuralnymi…?
Postarajmy się utrzymać język parlamentarny.
To, co działo się w Sejmie w czwartkowy wieczór, było kuriozalnym show. Szczególnie w wykonaniu Janusza Kowalskiego, który w sposób urągający powadze parlamentu postanowił zawalczyć o miejsce na listach Prawa i Sprawiedliwości. Coś takiego nigdy nie powinno mieć miejsca, to było żenujące nawet dla wielu PiS-owców.
Czy szefowi MEiN nie należą się jednak oklaski za to, w jaki sposób zadbał na przykład o rodzinne strony?
Och, niewątpliwe są ludzie, którzy mogą podziękować Czarnkowi za jego "zaradność". Mam jednak wrażenie, że w programie "Willa Plus" celem nie wcale nie było zadbanie o własny region. Zdaje się, że istotne było po prostu to, kto jest jakoś powiązany z jakimś politykiem PiS.
Opozycja wszystkich wrzuciła do jednego worka z napisem "Willa Plus". Nie ma pan wyrzutów sumienia, że robicie krzywdę wielu organizacjom, które też załapały się na wsparcie, ale z PiS nie mają nic wspólnego?
Oczywiście, że na całej tej aferze mocno cierpią bogu ducha winne organizacje, ale nie jest to winą opozycji. Cała odpowiedzialność spoczywa na ministrze Czarnku, który do takich sytuacji w MEiN dopuścił, a za dodatkowe ośmieszenie odpowiada teraz poseł Kowalski.
W ogóle fakt, że krewni i znajomi królika dostali od Czarnka takie pieniądze na wystawne nieruchomości jest splunięciem w twarz wszystkim organizacjom, które mają doświadczenie i od lat wiele dobrego dla polskiej edukacji robią. A teraz, jeśli w ogóle na dotacje się załapały, to zwykle dostały niewspółmiernie mniej środków niż ci, których wnioski budzą wątpliwości.
Emocje wokół "Willa Plus" jeszcze nie ucichły, a już rodzą się podobne pytania o Fundusz Patriotyczny i Funduszu Edukacji Finansowej. Dlaczego obóz rządzący stwarza sobie takie problemy w roku wyborczym?
Szczerze mówiąc, sam jestem zaskoczony, bo przecież każdy rozsądnie myślący człowiek wie, że prędzej czy później dziennikarze i politycy opozycji to wyciągną na światło dzienne. Wygląda więc na to, iż oni po prostu idą na całość. Z zamawianych przez nich sondaży musi wynikać, że nadchodzi przegrana i organizują sobie program "Spadochron Plus".
A wy na opozycji już zacieracie ręce na przejęcie tych stołków i synekur.
Pani redaktorze, to moja pierwsza kadencja w Sejmie, wywodzę się z korporacji, w której spędziłem długie lata i naprawdę nie muszę liczyć na synekury! I nie pojmuję, jak inni ludzie mogą funkcjonować w taki sposób, o jakim pan mówi.
Gdyby w normalnej pracy ktoś dwa lata nie potrafił osiągnąć żadnego z założonych celów, dawno straciłby robotę. A oni mają na tych stołkach ósmy rok degrengoladę i zero profesjonalizmu. Z tym po prostu trzeba skończyć.
Jakie są więc szans na pozbawienie stołka ministra edukacji i nauki? Lewica złożyła wniosek o wotum nieufności wobec Przemysława Czarnka dla zasady czy widzicie szansę na to, że ktoś z obozu rządzącego na czas głosowania np. zatrzaśnie się w windzie?
Z arytmetyki sejmowej wychodzi, co wychodzi, ale… rozmawiamy przecież z niektórymi posłankami i posłami PiS w kuluarach. Oni bynajmniej nie są szczęśliwi z powodu tego, co ostatnio odstawia Przemysław Czarnek.
Ci, którzy nawet nie są jego akcjami zażenowani, wykazują pewną zazdrość i pytają, dlaczego podmiotów z ich regionu zabrakło w "Willa Plus". Pewne światełko w tunelu zatem jest.
Mam wrażenie, że bardziej prawdopodobny jest kolejny show Janusza Kowalskiego podczas debaty…
Liczę, że z tymi występami już koniec. Poseł Kowalski powinien zrozumieć, że to było raczej ujmujące PiS i ziobrystom niż dodające punktów w oczach opinii publicznej. A wniosek o wotum nieufności był konieczny choćby ze względu na głos Polek i Polaków. W sondażach 60 proc. obywateli stwierdziło, że oczekuje dymisji i jeśli premier Morawiecki tych głosów nie słyszy, ktoś inny musi zająć się Czarnkiem.
Niedawny sondaż IBRiS pokazał, iż kruszy się podlaski bastion PiS – poparcie dla "dobrej zmiany" w waszym regionie spadło grubo poniżej 50 proc. Czy zatem da się odbić Podlasie?
Na pewno nie będzie to łatwe, o czym jako rodowity Podlasianin – tu się urodziłem, wykształciłem i mieszkam z rodziną – wiem najlepiej. Poparcie dla PiS kruszy się, ale Podlasie nadal jest drugim po Podkarpaciu regionem, w którym oni mają największy elektorat.
Nie jest jednak tak, że nie da się z nimi walczyć. Tylko wymaga to o wiele więcej czasu i wysiłku niż w innych regionach. Z pracy w korporacji wciąż zostało mi wiele nawyków, w tym zadaniowość. I takie właśnie sobie zadanie stawiam, żeby stopniowo polityczny układ sił na Podlasiu zmieniać. To jest cel realny, tylko trzeba wcześniej przepracować wiele mniejszy zadań.
Czyli jesienią opozycja zdobywa więcej podlaskich mandatów niż PiS, czy potrzeba więcej czasu?
No właśnie patrząc realistycznie, oceniam, że w tych wyborach to może się jeszcze nie udać. Opozycja demokratyczna może jednak nawiązać rywalizację. Dobrym prognostykiem są nie tylko sondaże, ale i to, że – przynajmniej w Lewicy – będziemy mieli na listach bardzo mocne kandydatki i kandydatów.
Jak rozmawiam z mieszkańcami mojego Białegostoku, to naprawdę widać, że w regionie idzie zmiana. Rozmawiając z osobami prowadzącymi czy to warzywniak, gdzie od 30 lat robię zakupy, czy lokalną piekarnię itd. słychać coraz mniej poparcia dla PiS, a rosnącą frustrację. Teraz musimy tylko popracować nad przekonaniem tych ludzi do lepszej oferty.
W jakie nuty trzeba uderzyć, żeby podbić serca podlaskich wyborców?
Przede wszystkim trzeba pamiętać, że na Podlasiu mamy granicę z Białorusią, czyli de facto Rosją, bo dziesiątki tysięcy żołnierzy putinowskich tam stacjonuje. Ludzie wciąż żyją także tym, co działo się na pograniczu w ostatnich kilkunastu miesiącach, mają w głowach obrazki ze szturmowania przejść granicznych. Nie bez obaw słuchamy też doniesień o tym, co dzieje się na białoruskich poligonach w pobliżu granicy czy w Obwodzie Kaliningradzkim, gdzie Rosjanie postanowili ostatnio przećwiczyć bombardowania.
Temat bezpieczeństwa wpływa nie tylko na życie poszczególnych mieszkańców, ale też na biznes. Od wielu moich koleżanek i kolegów prowadzących działalność na Podlasiu słyszę, że obawy narastają. Zarówno oni boją się inwestować w nowe projekty, jak i duzi inwestorzy stronią od ryzyka. Do tego sytuację Podlasian destabilizuje inflacja, którą tu wielu odczuwa jeszcze mocniej. Wszyscy Polacy chcą mieć poczucie bezpieczeństwa, ale bez wątpienia w naszym regionie to dzisiaj temat o wiele istotniejszy, niż na przykład w Wielkopolsce.
Kwestie światopoglądowe mają już mniejsze znaczenie?
Spory światopoglądowe na pewno mają znaczenie. Podlasie wciąż jest bardzo konserwatywne, ale wiele się zmienia. Widać to na przykład w podejściu rodziców do lekcji religii. Także w naszym regionie rośnie opór wobec nauczania jej w szkole zamiast w salkach katechetycznych.
Podlasianie coraz mocniej widzą też różne zaniedbania kleru i mają dość ingerencji w sprawy, którymi księża nigdy nie powinni się zajmować.