Putin dostał policzek. Został upokorzony. Jego nadzieje wzięły w łeb, a na Kremlu panuje minorowy nastrój. Prezydent USA skradł mu cały show – takie opinie zbiera niespodziewana wizyta Joe Bidena w Kijowie. Jaki jest najsilniejszy przekaz z ostatnich wydarzeń i podróży do Polski, który miał dotrzeć do Moskwy? I jak mógł odebrać go Władimir Putin?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
We wtorkowym orędziu Władimir Putin nawet nie wspomniał o Joe Bidenie. – Zignorował jego wizytę. To bardziej świadectwo tego, że strona rosyjska chyba jest tak zaskoczona, że nie bardzo wiedziała, jak odnieść się i do słów, które padły w Kijowie, i do tego wielkiego wydarzenia, które odbiło się echem na całym świecie. Na Kreml jednak dotarło wszystko. Rosjanie bardzo uważnie obserwowali tę wizytę, choć się do tego nie przyznają i próbują ją bagatelizować. Putin na wszelki wypadek postanowił nic nie mówić – komentuje Dariusz Rosati, były szef MSZ.
Uważa, że na Kremlu panuje wściekłość. – Gdyby to wydarzenie było zlekceważone przez Rosjan, to Putin trochę by się z niego podśmiewał. On wybrał milczenie. Uznał, że w ogóle wspomnienie o nim może być świadectwem słabości Rosji, która pozwala na to, żeby pod jej nosem przyjechał przywódca Zachodu, wielkiego mocarstwa, i na terenie kraju, który bezskutecznie próbuje podporządkować, pokazał mu figę z makiem – mówi.
Najsilniejszy przekaz, który miał dotrzeć na Kreml, on odbiera tak:
– "Panie Putin, spodziewał się pan, że Ukraina padnie w ciągu kilku dni, że Zachód będzie podzielony i niezdolny do działania. A ja, prezydent Biden, człowiek, który nie bardzo wie, na jakim świecie żyje, takie miał pan meldunki, informuję pana, że po roku pańskiej agresji nie tylko nie osiągnął pan swoich celów, ale też doprowadził pan do skonsolidowania Zachodu. Jestem tu, w Kijowie, żeby zademonstrować niezłomne poparcie USA, całego Zachodu, całej koalicji proukraińskiej, która liczy ponad 50 krajów oraz naszą zdecydowaną determinację i wolę pomagania Ukrainie w odparciu tej brutalnej agresji. Aż do skutecznego zakończenia i wypchnięcia Rosjan poza granice Ukrainy". To był główny, wyraźny, message wizyty Joe Bidena.
– Prezydent USA przekazał Putinowi: "Proszę nie liczyć na to, że Zachód się podzieli, że jego poparcie słabnie. Jesteśmy zdecydowani. Będziemy pomagać Ukrainie. Przegrał pan tę wojnę od samego początku. Stopniowo powinno dotrzeć to do pana wiadomości". Jego wizyta w Kijowie to najmocniejsze zobowiązanie. Żadne słowa wypowiedziane w Waszyngtonie, nie byłyby odebrane w tak poważny sposób, jak to, co zrobił, jadąc do Kijowa. Stany Zjednoczone nie mogą pozwolić na przegraną Ukrainy – podkreśla.
Ile z tego dotarło do świadomości Putina? I czy w ogóle dotarło?
"Putin nie czuł się na siłach"
– Myślę, że Putin nie jest skłonny w żaden sposób do jakiejkolwiek elastyczności w relacjach z Zachodem i w relacjach z Ukrainą. Każdy czuje, że będzie realizował swoją politykę tak, jak sobie ją nakreślił. Putin nie ustąpi z zajętego obszaru przez jego armię i wprost przeciwnie, będzie dążył do ich (tych terenów - red.) integracji – uważa Jan Wojciech Piekarski, były dyplomata.
Według niego główne przesłanie Bidena było takie: – Niezachwiane poparcie, jakiego udzielają Ukrainie nie tylko USA, ale cały demokratyczny Zachód. I to, że w dalszym ciągu będzie kontynuowana pomoc dla Ukrainy, w charakterze zbrojnym oraz finansowym.
Natomiast orędzie Putina musiało być dla dyplomaty zaskoczeniem.
– Z tego, co mówił Putin, wynika, że odtworzył stare teksty i tezy dotyczące rzekomego zagrożenia Rosji ze strony Zachodu, który chce prowadzić przeciwko niemu wojnę za pomocą Ukraińców. Było to zimnowojenne przemówienie, ale jednocześnie pozbawione narracji, że już idziemy po zwycięstwo. Mówiąc o konflikcie z Ukrainą, Putin mówił, że posuwają się krok po kroku. Nie czuł się na siłach, żeby zapowiedzieć szybką, radykalną, ofensywę zbrojną przeciwko Ukrainie – zauważa.
Miller: Na Kremlu jest irytacja i zdenerwowanie
Po wizycie prezydenta USA w Kijowie z Kremla przez kilka godzin nie dochodziły żadne oficjalne komentarze.
Przypomnijmy, co m.in. powiedział Joe Biden:
Potem nastąpił zalew rosyjskiej propagandy. Ale przemówienie Putina w ogóle nie było tak ostre, jak się spodziewano. Owszem, padały słowa o zgniłym Zachodzie, o niemal świetlanej przyszłości dla Rosji i anektowanych republik, o inwestycjach, odbudowie dróg i niskim bezrobociu. O wznoszeniu rosyjskiej gospodarki na nowe poziomy. Były sprawy socjalne i zapowiedź funduszu dla weteranów i rodzin poległych. Było też o LGBT i "promującym pedofilię Zachodzie".
Ale nic o Bidenie.
– Myślę, że milczenie w dużym stopniu wynikało z zaskoczenia, że coś takiego się stało. Coś, czego nie przewidywano i czego nie brano w rachubę na Kremlu. To było raczej do przewidzenia, że Putin będzie szedł w kierunku minimalizacji. Gdyby zaczął o tym mówić, podwyższyłby rangę tego wydarzenia – komentuje były premier Leszek Miller.
Politycy i eksperci komentowali w mediach, że to było upokorzenie Putina, że Biden skradł mu show przed wtorkowym orędziem. W rozmowie z wp.pl, gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych, ocenił wyjątkowo ostro: "To nawet nie policzek dla Putina. Putin dostał w mordę. Dostał takiego "wała między oczy", że trudno o większego. Ukraińskiej armii nie udało się dobić Rosjan latem ubiegłego roku. Biden wizytą dobił Putina".
– Ja myślę, że trzeba to określić jako irytacja, czy zdenerwowanie. Niewątpliwie obecność Bidena utrudnia sytuację. To było niespodziewane. Kreml nie zakładał tego rodzaju wizyty, jak większość świata. Ze strony Bidena był to bardzo śmiały, bardzo oryginalny ruch, a ze strony Kremla jest irytacja – ocenia Leszek Miller.
Dla niego najmocniejszym przekazem nie są słowa, bo – jak mówi – słowa przy tego rodzaju okazjach padają mniej więcej te same: – Wydaje mi się, że w wizycie prezydenta Bidena w Kijowie najsilniejszym przekazem była sama wizyta. Choć jeśli chodzi o Putina, to wiedział o tym kilka godzin wcześniej. Sami Amerykanie twierdzą, że Moskwę poinformowano o tym, żeby w trakcie wizyty nie zdarzyło się jakieś nieszczęście. Co pokazuje, że między Waszyngtonem i Moskwą zostały jeszcze jakieś możliwości komunikowania się.
Gen. Mieczysław Bieniek, były zastępca dowódcy NATO ds. transformacji: – Jest jedna rzecz, która zastanawia i jest to chyba sygnał pozytywny – to, że przed wizytą Bidena strona amerykańska zwróciła się do rosyjskiej, żeby w czasie wizyty nie nastąpiła przypadkowa eskalacja lub ostrzał. To dobrze, bo dwa mocarstwa atomowe nie mogą sobie pozwolić na przypadkowość. To groziłoby wybuchem konfliktu na dużą skalę. To świadczy o tym, że ktoś na Kremlu zachowuje jeszcze resztki rozsądku.
Co mówią inne reakcje Rosji?
Były ambasador w Rosji: To pokazuje poczucie bezradności
Włodzimierz Marciniak, były ambasador RP w Moskwie, politolog i sowietolog, również uważa, że w wizycie prezydenta USA najsilniejszym przekazem była sama wizyta. Jakie miał refleksje, obserwując reakcje w Rosji?
– Na terenie Białorusi wystartował rosyjski samolot wyposażony w rakiety kindżał, ale potem wylądował. Tylko gra nerwów i nic więcej. Propaganda ruszyła w sposób kompletnie nieudolny. Najpierw były histeryczne krzyki i wrzaski, dopiero po wielu godzinach widocznie dostali instrukcje, by mówić, że prezydent Biden dostał zgodę rosyjską. Wymyślono to po wielu godzinach. To pokazuje poczucie bezradności – komentuje w rozmowie z naTemat.
– Jeśli założyć pewną racjonalność Putina i dowództwa wojskowego, to oni wiedzą, że sytuacja tak wygląda. I nie w tej dziedzinie próbują uzyskać sukces. Oni próbują go uzyskać w długotrwałej wojnie. W wojnie na wyniszczenie, niemal traktowanej w sposób przemysłowy, tak jak wojna toczy się w tej chwili. Licząc na to, że zasoby, którymi dysponuje Rosja, są tak duże, że Rosja poniesienie proporcjonalnie mniejsze straty niż Ukraina. I że dopełznie do jakiegoś rezultatu, który będą mogli uznać za swój sukces. Przemówienie Putina utrzymane było w takiej tonacji – komentuje dyplomata.
Podaje przykład: – Putin mówił, że żołnierze uczestniczący w wojnie będą raz na pół roku otrzymywali 14 dni urlopu. Czyli planuje się, że będzie kilka półroczy.
Włodzimierz Marciniak w orędziu Putina zwrócił też uwagę na inne elementy: – Takie, które miały podnieść wszystkich na duchu. Był dobrze zaopatrzony bufet. Był kawior i dobre gatunki ryb, o czym doniósł jeden z deputowanych. To świadczy o tym, że celem przemówienia była poprawa nastrojów. Zaproszono bardzo dużo gości. Wydarzeniu nadano rangę taką, że ma być duży wydźwięk. Do ludzi poszedł sygnał: "Trzymamy się, nie damy się, damy radę"
Czy uważa, że Putin dostał policzek od Bidena? Że to był cios?
– To wszystko prawda. Ale jest jedno "ale". Dlaczego strefa nad Ukrainą do tej pory nie została ustalona, skoro Amerykanie mogą zrobić to tak skutecznie? To dla Putina może być ważne, bo zostawia się Rosji jakąś możliwość dalszego kontynuowania wojny. On może myśleć: "Owszem, mogą to zrobić, ale nie robią. To znaczy, że ja mogę". Putin chyba w takich kategoriach postrzega rzeczywistość, a doświadczenie mówi, że w walce na długi dystans jest wytrwały i cierpliwy – uważa dyplomata.
Krótko podsumowuje to, co Putin miał usłyszeć od Bidena. I to, co w rzeczywistości usłyszał: – Amerykanie zademonstrowali, co mogą. I pokazali, że mogą bardzo dużo. Ale jednocześnie pokazali, że tego nie robią. Co Putin mógł z tego zrozumieć? "Że ja mam szansę".
Co jeszcze miał usłyszeć Putin?
"Policzek dla Putina jako supermena"
Cały świat analizuje ten sybol. Dla wszystkich wydaje się to oczywiste.
– Putin usłyszał bardzo zdecydowane i ciągłe wsparcie Zachodu dla Ukrainy, a szczególnie przywódcy największego państwa świata. Usłyszał, że Ukraina nie będzie zostawiona sama. To nie były tylko słowa. To był także pakiet pomocowy, czyli kolejne 500 mln dolarów – komentuje gen. Mieczysław Bieniek, były zastępca dowódcy NATO ds. transformacji.
– Po drugie słowa, które przekazał Joe Biden do Ukraińców, wyrażające szacunek i podziw za ich determinację i wytrwałość, podnoszą na duchu. Pokazują też Moskwie, że żaden z ich celów, które sobie wyznaczyli, nie został osiągnięty, oprócz tego, że zrujnowali połowę Ukrainy, zabijając niewinnych ludzi. I że Biden zjednoczył demokratyczne społeczeństwa zachodnie wokół tej sprawy – dodaje.
Jak ocenia emocje, które mogą być teraz na Kremlu?
– Na pewno nie jest to dla niego pozytywne. Bo z jednej strony widzimy prezydenta USA, który w propagandzie przedstawiany jest jako zniedołężniały staruszek. I ten 80-latek spaceruje po placu w Kijowie, który w grudniu ostrzeliwany był rakietami. A z drugiej strony mamy prezydenta, który jeszcze niedawno ujeżdżał tygrysy i nagle chowa się po bunkrach i schronach i jeździ pociągami pancernymi. Mamy zestawienie dwóch obrazów. To policzek dla Putina jako dla supermena, który tak przedstawia się rosyjskiemu społeczeństwu. Jeśli to przebije się do społeczeństwa, jeśli to podchwycą media, to będzie dla niego bolesne – uważa gen. Bieniek.
Kiedy prawie rok temu Putin rozpoczynał inwazję, uważał, że Ukraina jest słaba, a Zachód podzielony. Myślał, że nas przeżyje. Ale śmiertelnie się mylił. W ciągu ostatniego roku Stany Zjednoczone zbudowały koalicję narodów od Atlantyku po Pacyfik, aby pomóc w obronie Ukrainy bezprecedensowym wsparciem wojskowym, gospodarczym i humanitarnym - i to wsparcie będzie trwałe.
Joe Biden
prezydent USA w Kijowie
Amerykanie oświadczają, że jadą w gości i nie życzą sobie, żeby cokolwiek latało w powietrzu. I panuje cisza. Na wszystkich liniach frontu tego dnia był względny spokój, walki się uciszyły. Sygnał był jasny. Jest ogromna dysproporcja sił i potencjałów. Rosjanie w ogóle nie próbowali niczego sprawdzać.