
Jak walczyć z tą propagandą, kiedy politycy PiS, jej zwolennicy, nie mówiąc o prorządowych mediach, natychmiast każdą swoją wpadkę, aferę, niewygodną prawdę odwracają w sukces albo zmasowany atak na opozycję?
Wszyscy widzimy, jak zaraz zaczyna się absurdalne cofanie w czasie, "bo jak to było za PO". Przypisywanie opozycji dziwnych zamiarów. Zalewanie mediów społecznościowych grafikami i słupkami z danymi, które mają ją pogrążyć. Wmawianie, że chce zabrać 500+ i wszystko inne "dane" przez PiS. Czepianie się każdego słowa i odwracanie kota ogonem.
Gloryfikacja swoich i zohydzanie przeciwników
Reakcja zawsze jest błyskawiczna, zmasowana, hurtowa i na wielu frontach. Zawsze z najdrobniejszej sprawy PiS robi propagandowe halo na całą Polskę. O kłamstwach, manipulacjach i innym obrazie rzeczywistości tylko wspomnijmy.
"Opozycja chce, żeby Polacy jedli robaki" – wmawiała dopiero co wyborcom PiS TVP. "Tusk znaczy bieda" – ta akcja szalała niedawno w sieci. Ostatni był kurek z ropą, który zakręciła Rosja. I powód do chwały dla szefa rządu, że przecież za PiS w 2023 roku mamy 0 proc. rosyjskiej ropy, a za PO było 100 proc.
Wiesław Gałązka, ekspert ds. wizerunku, uważa, że ta propaganda jest wręcz akademicko-profesjonalna.
– Mamy do czynienia nie tyle z marketingiem politycznym, czy PR-em ze strony rządzących, co z typową, klasyczną propagandą. To jest gloryfikacja swoich i zohydzanie przeciwników, które trwa przynajmniej od siedmiu lat, bo wcześniej, po katastrofie smoleńskiej, to były przebiegi. Tymczasem PO cały czas działa reaktywnie. Poza śledztwami posłów Szczerby i Jońskiego to specjalnie nie wyprowadza się ataków przeciwko PiS. A przecież jest ponad 900 afer, które zaistniały w ciągu ostatnich siedmiu lat i są związane z PiS. Aż dziwne, że koalicja nie wykorzystuje tego w swojej walce wyborczej, a przede wszystkim w budowaniu świadomości obywatelskiej – komentuje w rozmowie z naTemat.
W sieci widać reakcje polityków opozycji.
Czy opozycja ma szansę z taką propagandą? I jak miałaby to zrobić?
– To nie jest czas na eleganckie posunięcia. Trzeba konkretnie wytykać zło, które czyni PiS. Powinni pisać o tym na billboardach, bo inaczej nie dotrze się do wyborców PiS. Wyborca PiS nie ogląda obiektywnych stacji telewizyjnych, nie czyta prasy, poza ewentualnie prasą orlenowską. I jest indoktrynowany non stop przez TVP. Moim zdaniem w tej chwili tylko reklama zewnętrzna może w jakiś sposób się przebić – uważa Wiesław Gałązka.
– To jest jedyna szansa, żeby uruchomić bardzo dużą kampanię, np. billboardową, która ujawniałaby te wszystkie przekręty, a przede wszystkim tłumaczyła ekonomicznie przeciętnemu obywatelowi, gdzie jest robiony w konia i jak to państwo jest rozkradane – dodaje.
Były już takie przypadki. Ostrzegano np. że PiS równa się drożyzna.
Billboardy z własnej kieszeni sfinansował też burmistrz Ustrzyk Dolnych. Zrobił to także burmistrz Chodzieży. Pierwszy po to, by pokazać, jak mieszkańcy zostali potraktowani przez PiS przy rozdziale rządowych funduszy, drugi – "ile miasto Chodzież straciło na majstrowaniu w podatkach przez PiS".
Ale czy w regionach, które są bastionami PiS, takie przedarcie się przez propagandę PiS w ogóle jest możliwe?
Jak na Podkarpaciu zmieniają się nastroje
Jolanta Jachym walczy z nią w rodzinnym Jaśle nie od dziś. Kilka lat temu w bastionie PiS organizowała protesty, które przyciągały garstkę ludzi. Na pierwszy z nich przyszły tylko cztery osoby. Ale ostatnio jej obserwacje są inne. Gdy zorganizowała Tour the Konstytucja, była w szoku, bo przyszło bardzo dużo ludzi. W regionie – podkreślmy – gdzie siła TVP jest przeogromna, a Kościoła nie mniejsza.
– Tu Kościół odgrywa naprawdę dużą rolę, a parafie jawnie mieszają się do polityki. W wioskach i małych miastach powiatowych Kościół robi niesamowitą propagandę, kazania są polityczne, padają konkretne nazwiska, jest uderzanie w opozycję. Ale świadomość ludzi zaczęła się budzić. Musiało dojść do strasznej drożyny, którą mamy, żeby choć trochę zaczęli otwierać oczy. Żeby zaczęli dostrzegać, że coś dzieje się nie tak – wylicza.
Sama słyszy od dotychczasowych zwolenników PiS, jak się zmieniają ich nastroje.
– Słyszę: "Daj mi spokój, żadnego PiS!". A to naprawdę byli zagorzali wyznawcy PiS, którzy złego słowa na PiS nie powiedzieli. Teraz jest zupełna zmiana frontu. To już jest coś. Na Podkarpaciu jest gros osób niezdecydowanych. Wszyscy odczuwają inflację. W tej chwili opozycja naprawdę ma szansę, żeby do nich dotrzeć. Tylko żeby ją wykorzystała – mówi.
Tylko, jak podkreśla, polityków opozycji u nich nie widać.
– Stanowczo za mało jest spotkań z politykami opozycji. Ja wiem, że dla nich jest to trudny rejon, ale nie zwalnia ich to z tego, żeby się tu nie pokazywali. Zdajemy sobie sprawę, że w mniejszych miastach powiatowych jest problem z pomieszczeniem, które można wynająć na spotkanie, ale jakby chcieli, toby dali radę. Teraz zbliża się wiosna i lato, spotkanie można zorganizować w plenerze. To miałoby sens, zdałoby egzamin, ale trzeba by się tu ruszyć – zachęca.
Według niej, żeby trafić do ludzi, musiałby tu przyjechać polityk, który jest medialny. – Posłowie, którzy są mało aktywni w mediach, raczej nie mają tu racji bytu. Taka jest mentalność ludzi. Na takie spotkanie nikt nie przyjdzie – uważa.
Na Tuska by przyszli? – Z pocałowaniem ręki. Podejrzewam, że wszyscy by przyszli – odpowiada.
Jak opozycja powinna rozmawiać z ludźmi
PO ruszyła w Polskę. Jest plan objazdu wszystkich województw i wielu miast powiatowych. Być może, że za jakiś czas dotrze też na Podkarpacie. Jak politycy opozycji powinni z nimi rozmawiać, by przełamać propagandę TVP?
Jolanta Jachym uważa, że opozycja powinna uderzać w PiS: – Na okrągło powinna wyciągać wszystkie rzeczy, które były od początku rządów PiS. Muszą dotrzeć do najmniejszych miast powiatowych. Egzamin zdałyby billboardy. Albo takie na lawecie, z komunikatami z megafonów – wymienia.
Czy przedarcie się przez propagandę PiS jest tu w ogóle możliwe?
– Tak, jest możliwe. Osoby starsze potrzebują wytłumaczenia na prosty, chłopski, język, co się dzieje. Wtedy do nich to dociera. Wiadomo, jaka jest tutaj mentalność: "A co tam. Oni kradną, ale PO też kradła. Oni nam dają". To trzeba tłumaczyć wprost i w przystępny sposób. Nie sądy, bo ludzie uważają, że one ich nie dotyczą. Żadne górnolotne hasła. Ludzie potrzebują konkretów – mówi Jolanta Jachym.
– Do ludzi przemawiają pieniężne, finansowe konkrety. Że zmniejszą podatki, że żywność stanieje, że paliwo będzie tańsze – tłumaczy.
Jolanta Jachym
Jasło
Starać się zjednywać wyborców PiS
Wiesław Gałązka punktuje jeszcze, że PiS korzysta z super specjalistów, jeśli chodzi o znajomość rynku wyborczego. – Doskonale rozczytał socjologicznie Polaków. Ich pewną frustrację wynikającą z braku korzyści, jakie obywatele chcieli mieć – mówi. Podkreśla, że dzięki mediom Orlenu i portalom mają też dostęp do 17,5 mln internautów. – To prawie 60 proc. polskiego rynku internetowego. PO nie potrafi zaś inteligentnie i profesjonalnie spojrzeć na kwestie marketingu politycznego. Powinni zacząć korzystać ze specjalistów – uważa.
Zauważa jeszcze jedną rzecz dotyczącą wyborców.
– Opozycja powinna przestać trwać w pozycji obronnej, tylko zacząć atakować. I nie tylko na zasadzie: "Odsuńmy PiS od władzy", tylko pokazując, dlaczego powinniśmy to zrobić. I starać się zjednywać wyborców PiS. Przestać traktować ich jako wrogów – mówi.
Wiesław Gałązka
eksper ds. wizerunku
Przed opozycją na pewno ogrom pracy, zwłaszcza w takich regionach jak Podkarpacie.
– PO popełniła błąd, że mając niezłe struktury samorządowe, nie rozpoczęła czegoś, co byśmy nazwali pracą od podstaw. A cały czas trzeba było budować świadomość obywatelską. Ubolewam, że po 1989 roku kolejne ekipy polityków tego nie robiły. Dziś jesteśmy analfabetami, jeśli chodzi o świadomość obywatelską. PO przegranych wyborach w 2015 roku miała 7 lat, żeby to budować. Nie zrobiła tego. To stracony czas. Siedem zmarnowanych lat – uważa ekspert.
Socjolog: Nie ma co panikować
Prof. Jarosław Flis, socjolog z UJ widzi jednak obraz w jaśniejszych kolorach. – Na przykładzie wyborów lokalnych w różnych miejscach widzimy, że ten przekaz w automatyczny sposób nie przekłada się na wybory. Były przypadki, że np. w Drobinie i innych miejscach, gdzie Andrzej Duda bez problemu wygrywał, zdobywając 60-70 proc. głosów, że niedługo potem kandydaci PiS przegrywali wybory na burmistrza – mówi w rozmowie z naTemat.
Podkreśla, że z punktu widzenia opozycji najważniejsze jest, żeby samemu nie strzelać sobie w stopę. Żeby powstrzymać różnych celebrytów i różnych aktywistów przed sytuacjami, które generują reakcje, że aroganccy bogacze są przeciwko ludowi.
– Każde wyrażenie pogardliwej opinii przez oczywistych zwolenników opozycji pod adresem elektoratu drugiej strony jest odważnikiem na rzecz PiS. Trzeba wyzbyć się pogardy wobec inaczej myślących, a nie traktować ich jak idiotów. A nie uważać, że ma się oczywistą przewagę moralną i każdy racjonalny powinien myśleć tak jak ja – komentuje.
A wytykanie PO przeszłości?
– Czasami są rzeczy, za które się płaci po 20 latach. Nie oni jedni. Najważniejsze jest, żeby nie wchodzić na pola, na których jest się przegranym. Z punktu widzenia rządzących oskarżanie konkurentów o błędy sprzed 10 lat to dość żenująca strategia – odpowiadała.
Prof. Jarosław Flis
socjolog UJ
Prof. Flis uspokaja: – Spokojnie. Na dziś jest tak, że gdyby teraz były wybory, to PiS oddaje władzę i nie ma o czym rozmawiać. Nie należy wpadać w panikę i narrację, że wyborcy PiS zawsze dadzą się kupić za 500 plus. Najważniejsze, żeby nie szkodzić sobie. Żeby drugiej stronie nie dostarczać argumentów w tych sprawach, które są jego przewagą. I żeby przez samorząd nie był rozumiany tylko Sopot, Warszawa Gdańsk. Tylko miasta mniejsze niż Pabianice, które ostatnio odwiedził Donald Tusk.