Bogacze, powinniście oddać swoje pieniądze biednym. Wystarczy Wasz roczny dochód, a bieda na świecie się skończy – twierdzi fundacja Oxfam, zajmująca się nierównościami społecznymi. To pomysł piękny, ale naiwny, by nie rzec: dziecinny. Prawda jest bowiem taka, że ekonomicznie nie możemy być równi. Zawsze muszą istnieć biedni, bogaci i bardzo bogaci. Chcesz wiedzieć dlaczego?
Gdyby zaledwie stu najbogatszych miliarderów świata oddało tylko swój roczny dochód, walka z ubóstwem praktycznie byłaby wygrana – wyliczyła fundacja Oxfam. Jej raport wzbudził spore emocje. Z jednej strony, nie da się ukryć, że nierówności społeczne rosną – wraz z zarobkami najzamożniejszych. Z drugiej – w komentarzach pisaliście, że przecież nie wystarczy zabrać bogatym i dać biednym, żeby bieda faktycznie zniknęła. Ale może jednak równość ekonomiczną da się osiągnąć?
Filozofia biedy
Niestety, odpowiedź na ostatnie pytanie brzmi: "nie". Socjolodzy, filozofowie i ekonomiści zgadzają się co do tego, że równości materialnej wśród ludzi po prostu nie ma i nie będzie. A pomysły takie, jak oddawanie pieniędzy przez najbogatszych, to dziecinna
mrzonka. – Tego rodzaju porównania są widowiskowe, ale nietrafione. Nie bardzo wiadomo kto mógłby ile dawać. Zresztą bogacze często zajmują się działalnością charytatywną i nie uznają ekonomicznego egalitaryzmu za cel swojego życia. To zestawienie pokazuje jedynie, jak oszałamiająco bogata jest ta grupa ludzi – mówi nam prof. Jacek Hołówka, filozof i etyk.
Nasz rozmówca przypomina, że nie jest to nowy pomysł, bo w historii już wiele osób próbowało zaprowadzić równość. I żadna z tych prób się nie powiodła, wręcz przeciwnie.
– Najlepiej widać to na systemach komunistycznych, gdzie próbowano w ogóle wyeliminować pieniądz i jego rolę. Tak było u Marksa i innych – zakładali oni, że nie będzie pieniędzy, a będzie się tylko oceniać wkład danego człowieka w życie społeczne i wedle tego wkładu nagradzać go różnymi dobrami. Zawsze się to kończy tym, że jest jakiś urzędnik arbitralnie decydujący, kto i na co zasłużył. To pomysły dziecinne, a takie nie nadają się do wcielania w życie w społeczeństwie – przestrzega prof. Hołówka.
Czemu więc, zdaniem filozofa, nie możemy być równi? – Bo równość da się zaprowadzić tylko przymusem. Ludzie z natury są różni, różnie wyglądają i mają różne cechy charakteru czy wyglądu. I społeczeństwa różnie nagradzają dane cechy – podsumowuje nasz rozmówca.
Socjologiczna hierarchia
Również socjologia naturę wskazuje jako ten czynnik, który pierwotnie uczynił nas nierównymi. Wiadomo wszak, że nawet wśród zwierząt są przywódcy i cała reszta stada. Zawsze ktoś jest silniejszy lub zwinniejszy, zawsze ktoś wygrywa walkę o jedzenie czy terytorium. Z nami jest podobnie. – Tworząc nawet najmniejsze społeczeństwa, od kilkuosobowych do globalnych, tworzymy w nich hierarchię: statusu,
wpływów. Za tą hierarchią idzie podział pożądanych przez ludzi zasobów, których zawsze jest za mało. Władza, edukacja, dobra materialne. Jeśli ktoś już otrzyma do tych dóbr dostęp i ma władzę, to również decyduje o tym, jak dysponować zasobami, a często w interesie tych osób leży utrzymywanie i pomnażanie swoich zasobów – wyjaśnia socjolożka dr Joanna Heidtman.
Mechanizm jest więc prosty: toczymy naturalną walkę o zasoby, a gdy już ją wygramy, staramy się, by zasobów starczyło przede wszystkim dla nas i naszych najbliższych. Czyli to nic innego, jak prawo dżungli, które na przestrzeni lat przeniosło tylko ciężar umiejętności: z fizycznego panowania na intelektualną dominację. Przy czym dr Heidtman zaznacza, że wyewoluowaliśmy już na tyle, by orientować się jaka jest nasza pozycja w grupie i wykształciliśmy w sobie różne mechanizmy dążenia na jej szczyt. Ba, doszliśmy nawet do etapu, w którym poprzez wychowanie i edukację moglibyśmy to zróżnicowanie materialne niwelować. Dlaczego tak nie robimy? Odpowiedź jest prosta: bo ludzie, którzy mają taką możliwość, nie mają w tym interesu.
Bez pracy nie ma kołaczy
Współcześnie do tego dochodzi fakt, że przecież najbogatsi dają ludziom pracę i gdyby nagle rozdali swoje bogactwa, to okazałoby się, że wszyscy zostali z niczym. Często też, co podkreśla w rozmowie z nami prezydent Centrum im. Adama Smitha Robert Gwiazdowski, bogacze reinwstują swoje ogromne pieniądze – w badania, naukę czy właśnie nowe miejsca pracy. Czy podobnie uczyniliby biedni, gdyby dać im środki? Wątpliwe, bo przecież nikt ich nie nauczył rozsądnym i długofalowym dysponowaniem pieniędzmi.
– Ludzie po prostu równi nie są. Są równi prawnie i filozoficznie, ale nie ekonomicznie. Są bardziej lub mniej pracowici, bardziej lub mniej uzdolnieni – podkreśla Robert Gwiazdowski. – Agnieszka Radwańska zarobiła masę pieniędzy na korcie i pani z warzywniaka może chcieć, żeby tenisistka swoje pieniądze oddała. Ale czy samej pani z warzywniaka chciałoby się latać z rakietą od 5. roku życia? – dodaje prezydent Centrum im. Adama Smitha.
Wobec Boga wszyscy równi
Nawet przedstawiciele Kościoła przyznają, że równość materialna nie jest do osiągnięcia. Choć jak zapewnia ksiądz Roman Trzciński, przed Bogiem wszyscy jesteśmy równi. Wobec pieniędzy – niekoniecznie. Jak przyznaje duchowny, te różnice i hierarchia są w nas tak głęboko zakorzenione, że niemożliwe jest się tego wyzbyć, właśnie ze względu na naszą naturę. – Tylko czy istnienie tej różnicy musi być upokarzające? Ja jestem zwykłym księdzem, nie zależy mi na pozycji ani tym, ile zarabiam. Dla mnie ważne jest, czy mogę służyć ludziom – podkreśla ksiądz.
Zarazem jednak duchowny także podkreśla, że bieda "to nie jest sprawa pieniędzy". – Bo biednemu można dać pieniądze, ale pytanie co on z nimi potem zrobi. Można mieć pieniądze i je przehulać. Znam osoby dosyć biedne, studentów, którzy dostają pieniądze od rodziców, a potem ją przepuszczają: obżerają się słodyczami i tak dalej. Bieda to problem psychiczny, a nawet duchowy – mówi ksiądz Trzciński.
Co zrobić z biedą?
Jak więc ten problem rozwiązać, jeśli nie poprzez rozdawanie pieniędzy? Moi rozmówcy zgadzają się co do jednego: równi nie będziemy nigdy, więc do tego nawet nie należy dążyć. – Możemy tylko zmniejszać te różnice – ocenia dr Joanna Heidtman i dodaje, że nie wszystkie społeczeństwa są tak mocno shierarchizowane. Jedne radzą sobie z tym lepiej, a niektóre gorzej. – W państwach skandynawskich trend jest taki, żeby wspólnie
Jak żyją polscy bogacze
Jacy są, ile pracują, na co wydają polscy milionerzy? Na te pytania odpowiedzieli naTemat Piotr Miączyński i Leszek Kostrzewski, autorzy książki "Łowcy Milionów", opowiadającej o życiu najbogatszych ludzi w Polsce. CZYTAJ WIĘCEJ
decydować, podkreślać tę równość – podaje przykład socjolożka. I faktycznie: Szwecja dobre wyniki gospodarcze zawdzięcza wyjątkowo świadomej polityce rządu, który wsłuchuje się w nastroje obywateli. Prof. Hołówka sugeruje, że do tego potrzebny jest rozsądny system ekonomiczny, który nie będzie jednak totalitaryzmem, ani też dzikim kapitalizmem.
Z kolei według księdza Romana Trzcińskiego klucz do niwelowania rozwarstwienia społecznego to edukacja i wychowanie, zarówno wśród bogatych, jak i biednych. Biednym potrzebna jest edukacja, by wiedzieli, że pieniądz to narzędzie i że nie jest celem samym w sobie, a także by wiedzieli, jak te pieniądze sensownie spożytkować. Z kolei bogatym potrzebna jest edukacja, bo pieniądz często "jest ich Bogiem".
– Duchowo są puści. Potrzebują duchownego nawrócenia, bo często nawet dają do skarbonki, licytują się kto dał więcej, ale tak naprawdę im nie zależy – przekonuje ks. Trzciński. Przede wszystkim jednak w kwestii równości duchowny przypomina: – Pamiętajmy, żeby w drugim człowieku po prostu szukać piękna, niezależnie od tego ile zarabia. Nie wywyższać się, nie gardzić, szanować innych ludzi – słyszymy.