W Danii "rada ds. równego traktowania kobiet i mężczyzn" oświadczyła, że ceny za strzyżenie kobiet i mężczyzn muszą być takie same. Różnica w tych stawkach jest zaś… nielegalna. Z kolei unijna Komisja Praw Kobiet w Parlamencie Europejskim zaproponowała niedawno, by Unia cenzurowała niepoprawne politycznie książki. Absurdy czy rozsądne dążenie do równouprawnienia?
Klientka pewnego salonu fryzjerskiego w Danii poskarżyła się radzie ds. równego traktowania, że zapłaciła za strzyżenie 528 koron (ok. 290 złotych), podczas gdy mężczyźni muszą wydać "jedynie" 428 koron (235 zł). Rada przyjęła skargę i 21 stycznia orzekła, że ceny powinny być takie same, a różnice są nielegalne. Teraz salon ma zapłacić klientce aż 2,5 tysiąca koron odszkodowania – opisuje "Gazeta Wyborcza".
Nie zgodziła się na to Connie Mikkelsen, szefowa duńskiej organizacji fryzjerów. Mikkelsen w swoim oświadczeniu podkreśliła, że fryzury damskie zabierają więcej czasu, niż męskie i dlatego ceny za tę usługę są odpowiednio wyższe. Jednocześnie Mikkelsen zaskarżyła decyzję rady do sądu i będzie czekać na werdykt: czy stawki fryzjerów mają być równe i ewentualnie w zależności od czego je ustalać: długości włosów czy może czasu poświęcanego na strzyżenie.
Duńska bzdura? Niekoniecznie
Brzmi absurdalnie? Z pozoru, tak. W wielu komentarzach internauci przekonują, że takie działanie to zamach na kapitalizm i wolny rynek, bo przecież każdy może ustalać
Unijne absurdy
Sytuacja w Danii wydaje się absurdalna? W Unii Europejskiej pełno jest prawnych dziwadeł, które powstały w ramach kompromisu. I tak na przykład w prawie UE marchewka to owoc, a ślimak to ryba. A wszystko dla kasy. CZYTAJ WIĘCEJ
takie stawki, na jakie ma ochotę. Ale prof. Lena Kolarska-Bobińska, europosłanka PO, przekonuje: to, co zrobili Duńczycy, nie jest wcale ingerowaniem w rynek. – Obyczaje nie nadążają za zmianą stylów życia i bycia. Kiedyś kobiety miały długie włosy, a mężczyźni krótkie. Dzisiaj moda się zmieniła, część kobiet nosi bardzo krótkie włosy, część mężczyzn bardzo długie i nie ma powodu, by ceny fryzjera różniły się ze względu na płeć, a nie na przykład długość włosów – przekonuje europosłanka.
Nasza rozmówczyni podkreśla, że nie jest to ingerowanie w rynek i kapitalizm. – Przecież tam nie każą zmieniać cen, tylko chcą, by tych cen nie różnicować ze względu na płeć – wyjaśnia prof. Kolarska-Bobińska.
Cenzury bajek i książek!
O ile jednak sprawa z Danii bardziej budzi uśmiech niż irytację, to już grudniowe rewelacje niemieckiej minister ds. rodziny Kristiny Schroder znacznie bardziej zaszokowały opinię publiczną. W wywiadzie dla "Zeit" zaproponowała ona, by cenzurować bajki dla dzieci. Tak, by nie było w nich mowy o "murzynach" i "czarnych". Przykładem takiej rasistowskiej retoryki w dziecięcej literaturze ma być Pippi Langstrump, której ojciec był określany jako "król czarnych". "Murzynka Bambo" strach się bać.
– Chciałabym załagodzić wszystkie pojęcia o dyskryminującym wydźwięku. (…) Będę się starać używać innych słów, by uchronić moje dziecko przed nauczeniem się podobnych wyrażeń – deklarowała Schroder. Oświadczyła też, że chciałaby zastąpić rodzajnik męski w sformułowaniu "dobry Bóg" na nijaki i mówić "dobre Bóg". Inni
niemieccy politycy nie byli zbyt przychylni tej propozycji. "Słów mi brak. To smutne, że naszym dzieciom nie pozwala się używać takich ważnych pojęć tylko z powodu politycznej poprawności" – komentowała wtedy Christine Haderthauer, minister ds. społecznych.
Przy okazji od Kristiny Schorder dostało się też braciom Grimm, których baśnie zostały przez niemiecką minister uznane za "seksistowskie". Powód? Występuje w nich za mało pozytywnych postaci płci żeńskiej. Komisja Praw Kobiet w Parlamencie Europejskim poszła jeszcze dalej i zaapelowała o zakazanie książek, w których mężczyzna zarabia na dom, a kobieta wychowuje dzieci. Jest to bowiem niezgodne z ideą równości płci, promowaną przez UE.
O jedną cenzurę za daleko?
Czy proponowane przez Komisję Praw Kobiet rozwiązania i wynurzenia Kristiny Schroder to już za dużo? Zdaniem europosła PiS Konrada Szymańskiego, tak. – Póki co to jest tylko propozycja, która gdzieś tam się przewija. Ale państwo powinno ingerować tylko w te sfery, gdzie jest to absolutnie niezbędne. Bajki dla dzieci na pewno nie są taką sferą – mówi nam Szymański.
Również była posłanka i rzeczniczka rządu Aleksandra Jakubowska skrytykowała pomysły Kristiny Schroder. W swoim wpisie na blogu pyta: "czy dojdzie do palenia książek na stosie?".
Bez równościowej paniki!
Prof. Lena Kolarska-Bobińska przypomina jednak, że nawet jeśli Komisja Kobiet coś sugeruje, to daleko od tego do wprowadzenia jakiegokolwiek prawa. Z prostego powodu: komisja ta ma kompetencje doradcze, składa raporty, może zachęcać Komisję Europejską do tworzenia pewnych praw, ale sama nie ma żadnych kompetencji legislacyjnych. – Raporty komisji mają wyrażać opinię, a nie regulować – podkreśla prof. Kolarska-Bobińska.
Europosłanka zaznacza też, że nie chodzi tutaj o zakazanie wszystkich książek, które nie zgadzają się z unijnymi poglądami, ale głównie kwestię podręczników: – Podręczniki muszą nadążać za czasem i nie mogą powielać stereotypów o tym, że ojciec pracuje, a matka siedzi w domu i gotuje. Nie wiem, czemu dzieci mają czytać, że mama ma robić to, a ojciec tamto i utrwalać tym samym stereotypy, które już nie funkcjonują. Wielu mężczyzn robi to, co kobiety i na odwrót – podkreśla profesor Kolarska-Bobińska.
Parytety w biznesie
O ile jednak propozycje Komisji Kobiet czy minister Schroder to tylko pomysły, to Unia Europejska podjęła już kontrowersyjne kroki prawne w stronę równouprawnienia. Mowa o nakazie wprowadzenia kwot w zarządach spółek. O pomyśle tym pisaliśmy we wrześniu. Wówczas ekonomista Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha komentował:
Prof. Lena Kolarska-Bobińska wówczas broniła tego pomysłu i zbijała argumenty Andrzeja Sadowskiego. Pomysłowi jednak sprzeciwiła się Wielka Brytania, Niemcy, Holandia czy Szwecja. Przy czym, jak mówi nam europosłanka PO, kraje takie jak Szwecja nie chciały wprowadzać kwot, bo już same wyregulowały kwestię równouprawnienia w biznesie.
Jak daleko iść po równość
Nie da się jednak ukryć, że europejscy prawodawcy idą coraz dalej w dążeniu do równości. Jak daleko się posuną? Prof. Kolarska-Bobińska w rozmowie z nami przekonuje, że to nie jest kwestia "czy dążyć do równouprawnienia", tylko jak je osiągnąć – w których sferach korzystać z prawodawstwa, a w których tylko "promować równość". – Ja nie jestem zwolenniczką prawodawstwa, ale jeśli nie robimy czegoś sami, to trzeba szukać innych metod – podkreśla europosłanka.
Tylko czy europejscy politycy pochylą się nad innymi metodami? Póki co wygląda na to, że o wszystkim wolą decydować odgórnie i narzucać maluczkim obywatelom swoje światłe idee. Pytanie tylko: kiedy wejdą z butami w życia obywateli tak daleko, że obywatele się zbuntują?
Już widzę tę hekatombę poczynioną w literaturze światowej. Przecież w większości taki model rodziny opisuje, bo taki był kultywowany przez wieki.(…) Maciej Rybiński, wybitny polski dziennikarz i felietonista pisał, że poprawność polityczna zabija logikę myślenia. Jeśli bajki czytane w dzieciństwie mają aż taki wpływ na nasze przyszłe postawy, to jakich słuchały Kazimiera Szczuka, Magdalena Środa, Beata Kempa czy Marzena Wróbel? Podejrzewam, że tych samych, a jaki rezultat… CZYTAJ WIĘCEJ
Andrzej Sadowski
Ekspert Centrum im. Adama Smitha
Początek Unii to gwarancja wolności. Również wolności gospodarczej, swobody prowadzenia biznesu. Jakiekolwiek regulacje typu kwoty płciowe to środki rasistowskie. Czy w zamyśle pozytywne, czy negatywne, takie zasady to nadal rasizm. Dążenie do tego to ograniczenie wolności i demokracji. Kto ma oceniać, czy ich jest za dużo, czy za mało? Kto chce pracować w danym zawodzie i ma kwalifikacje, to dojdzie na szczyt. To kwestia kompetencji i nie można jej sprowadzać do poziomu płci. Równouprawnienie to równość wobec prawa, a kwoty nie mieszczą się w tym pojęciu. CZYTAJ WIĘCEJ