
W Danii "rada ds. równego traktowania kobiet i mężczyzn" oświadczyła, że ceny za strzyżenie kobiet i mężczyzn muszą być takie same. Różnica w tych stawkach jest zaś… nielegalna. Z kolei unijna Komisja Praw Kobiet w Parlamencie Europejskim zaproponowała niedawno, by Unia cenzurowała niepoprawne politycznie książki. Absurdy czy rozsądne dążenie do równouprawnienia?
Brzmi absurdalnie? Z pozoru, tak. W wielu komentarzach internauci przekonują, że takie działanie to zamach na kapitalizm i wolny rynek, bo przecież każdy może ustalać
Sytuacja w Danii wydaje się absurdalna? W Unii Europejskiej pełno jest prawnych dziwadeł, które powstały w ramach kompromisu. I tak na przykład w prawie UE marchewka to owoc, a ślimak to ryba. A wszystko dla kasy. CZYTAJ WIĘCEJ
O ile jednak sprawa z Danii bardziej budzi uśmiech niż irytację, to już grudniowe rewelacje niemieckiej minister ds. rodziny Kristiny Schroder znacznie bardziej zaszokowały opinię publiczną. W wywiadzie dla "Zeit" zaproponowała ona, by cenzurować bajki dla dzieci. Tak, by nie było w nich mowy o "murzynach" i "czarnych". Przykładem takiej rasistowskiej retoryki w dziecięcej literaturze ma być Pippi Langstrump, której ojciec był określany jako "król czarnych". "Murzynka Bambo" strach się bać.
Czy proponowane przez Komisję Praw Kobiet rozwiązania i wynurzenia Kristiny Schroder to już za dużo? Zdaniem europosła PiS Konrada Szymańskiego, tak. – Póki co to jest tylko propozycja, która gdzieś tam się przewija. Ale państwo powinno ingerować tylko w te sfery, gdzie jest to absolutnie niezbędne. Bajki dla dzieci na pewno nie są taką sferą – mówi nam Szymański.
Już widzę tę hekatombę poczynioną w literaturze światowej. Przecież w większości taki model rodziny opisuje, bo taki był kultywowany przez wieki.(…) Maciej Rybiński, wybitny polski dziennikarz i felietonista pisał, że poprawność polityczna zabija logikę myślenia. Jeśli bajki czytane w dzieciństwie mają aż taki wpływ na nasze przyszłe postawy, to jakich słuchały Kazimiera Szczuka, Magdalena Środa, Beata Kempa czy Marzena Wróbel? Podejrzewam, że tych samych, a jaki rezultat… CZYTAJ WIĘCEJ
Prof. Lena Kolarska-Bobińska przypomina jednak, że nawet jeśli Komisja Kobiet coś sugeruje, to daleko od tego do wprowadzenia jakiegokolwiek prawa. Z prostego powodu: komisja ta ma kompetencje doradcze, składa raporty, może zachęcać Komisję Europejską do tworzenia pewnych praw, ale sama nie ma żadnych kompetencji legislacyjnych. – Raporty komisji mają wyrażać opinię, a nie regulować – podkreśla prof. Kolarska-Bobińska.
O ile jednak propozycje Komisji Kobiet czy minister Schroder to tylko pomysły, to Unia Europejska podjęła już kontrowersyjne kroki prawne w stronę równouprawnienia. Mowa o nakazie wprowadzenia kwot w zarządach spółek. O pomyśle tym pisaliśmy we wrześniu. Wówczas ekonomista Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha komentował:
Początek Unii to gwarancja wolności. Również wolności gospodarczej, swobody prowadzenia biznesu. Jakiekolwiek regulacje typu kwoty płciowe to środki rasistowskie. Czy w zamyśle pozytywne, czy negatywne, takie zasady to nadal rasizm. Dążenie do tego to ograniczenie wolności i demokracji. Kto ma oceniać, czy ich jest za dużo, czy za mało? Kto chce pracować w danym zawodzie i ma kwalifikacje, to dojdzie na szczyt. To kwestia kompetencji i nie można jej sprowadzać do poziomu płci. Równouprawnienie to równość wobec prawa, a kwoty nie mieszczą się w tym pojęciu. CZYTAJ WIĘCEJ
Prof. Lena Kolarska-Bobińska wówczas broniła tego pomysłu i zbijała argumenty Andrzeja Sadowskiego. Pomysłowi jednak sprzeciwiła się Wielka Brytania, Niemcy, Holandia czy Szwecja. Przy czym, jak mówi nam europosłanka PO, kraje takie jak Szwecja nie chciały wprowadzać kwot, bo już same wyregulowały kwestię równouprawnienia w biznesie.
Nie da się jednak ukryć, że europejscy prawodawcy idą coraz dalej w dążeniu do równości. Jak daleko się posuną? Prof. Kolarska-Bobińska w rozmowie z nami przekonuje, że to nie jest kwestia "czy dążyć do równouprawnienia", tylko jak je osiągnąć – w których sferach korzystać z prawodawstwa, a w których tylko "promować równość". – Ja nie jestem zwolenniczką prawodawstwa, ale jeśli nie robimy czegoś sami, to trzeba szukać innych metod – podkreśla europosłanka.

