W "Tetrisa" grali niemal wszyscy, a przynajmniej kojarzą, że chodzi w nim o układanie spadających klocków. Mało kto jednak wie, że powstał w Związku Radzieckim i zanim zwojował świat, musiał zostać niemal wyszarpany z rąk komunistów i KGB. Tę mało znaną i zupełnie nieprawdopodobną historię pokazuje nowy film Apple TV+ z Taronem Egertonem w roli głównej. Jest zimnowojennym thrillerem, ale prawie wszystko wydarzyło się w nim naprawdę.
Ocena redakcji:
3.5/5
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Tetris" to film teoretycznie biograficzny, a praktycznie szpiegowski, w reżyserii Jona S. Bairda ("Brud", "Vinyl") ze scenariuszem Noah Pinka ("Geniusz").
W obsadzie znaleźli się: Taron Egerton, Nikita Efremov, Sofia Lebedeva, Anthony Boyle, Toby Jones i Roger Allam.
Przedstawia prawdziwą historię uzyskania przez Amerykanów (a konkretnie amerykański oddział Nintendo) licencji na dystrybuowanie gry napisanej przez Alexeya Pajitnova. Brzmi nudno? A jest zupełnie odwrotnie.
Film "Tetris" można obejrzeć online na Apple TV+.
Kiedy pojawiła się pierwsza wzmianka o filmie "Tetris", w pierwszej chwili wielu z nas pomyślało (w tym ja), że będzie to jakiś szalony blockbuster osadzony w świecie spadających klocków w stylu "Battleship: Bitwa o ziemię", który był adaptacją... gry w statki. Okazuje się, że (jak zwykle) prawdziwe życie jest o wiele ciekawsze.
Film "Tertis" to... zimnowojenny thriller szpiegowski na faktach
"Tetris" to prosta gra logiczno-zręcznościowa, która w przyszłym roku będzie świętować 40-lecie (!), ale nie zestarzała się o jotę i nawet w dobie hiperzaawansowanych konsol potrafi wciągnąć na wiele godzin ludzi w każdym wieku. Narodziła się w głowie Alexeya Pajitnova (w filmie gra go Nikita Efremov) i mogła nigdy nie wydostać się poza obręb Związku Radzieckiego, lecz zaginąć gdzieś w mrokach dziejów.
Została jednak dostrzeżona na targach CES w Las Vegas 1988 roku przez Henka Rogersa (jednak nie tylko on ją odkrył i chciał ją zdobyć). To właśnie w jego postać wciela się Taron Egerton ("Kingsman", "Rocketman", "Czarny ptak"), choć by lepiej odwzorować rzeczywistość, powinien go grać aktor o ciemniejszej karnacji (pierwowzór to Amerykanin holendersko-indonezyjskiego pochodzenia).
Nie zmienia to faktu, że Henk był (i zapewne dalej jest) pasjonatem gier i programistą, który zaprzysiągł sobie zdobyć licencję na wydanie "Tetrisa", bo zakochał się w nim od razu. Postawił wszystko na jedną kartę, zastawił dom i wyruszył do Związku Radzieckiego, choć mogła to być podróż w jedną stronę.
Właścicielem gry w tamtych czasach był ELORG - rządowy monopolista, który zarządzał importem i eksportem elektroniki i oprogramowania. Niby człowiek wiedział, że kupno licencji na dystrybucję narodowego skarbu Sowietów nie będzie łatwe, ale nikt nie spodziewał się, że rozegra się istna wojna o grę, w której wezmą udział samo KGB i... Michaił Gorbaczow (i to ponoć prawda).
Dlatego pisząc, że to zimnowojenny thriller szpiegowski - wcale nie przesadzam. Film jest niby biograficzny, jednak zawiera wszelkie elementy tego gatunku. I takie podejście to jedna z największych zalet filmu, ale też nie dało się tego opowiedzieć inaczej. Aczkolwiek czasem aż nawet za bardzo to twórcy podkręcili – tyczy się to właśnie wątku KGB. Z tego co czytałem, większość rzeczy miała miejsce, ale np. finałowa ucieczka przed czarną Wołgą ulicami Moskwy to już fikcja, by było dramatyczniej.
Jednak Henk Rogers naprawdę był szpiegowany przez agentkę, która udawała tłumaczkę. Tyle że w rzeczywistości od razu wiedział, że Ola (w filmie nazywała się Sasha i gra ją Sofya Lebedeva) jest KGB. W "Tetrisie" pojawiają się też inne autentyczne postacie ze świata gier jak Hiroshi Yamauchi i Howard Lincoln z Nintendo czy Kevin i Robert Maxwell z Mirrorsoftu. Jest też sporo geekowskich smaczków jak pixel artowe wstawki i legendarny pierwszy Game Boy, który bez kartridża z "Tetrisem" pewnie nie byłby aż tak popularny.
Historia zdobycia "Tetrisa" jest strasznie zagmatwana i można od niej dostać bólu głowy. W trakcie seansu były momenty, gdy powoli się gubiłem w tym, kto w danej chwili ma prawa (a było kilku graczy, którzy starali się o to równocześnie) i na jaką wersję sprzętu. Nie wiem, czy twórcom zależało na uzyskaniu takiego efektu w widzach, ale dopiero pod koniec wszystko się w miarę wyjaśnia i łączy niczym klocki.
Film Apple TV+ jest czasem przekombinowany, ale i tak wciąga jak granie w grę
Filmowcom udało się przedstawić w złym świetle nie tylko komunistów, ale i chciwych kapitalistów, którzy byli rozgrywani przez Sowietów w ich własną nomen omen grę. Co też nie znaczy, że produkcja Apple nie ma typowego amerykańskiego wydźwięku – możemy dojść do wniosku, że dzięki wykupieniu licencji "Tetrisa" na konsole Stany obaliły ZSRR. Pominięto też cały etap sądowej batalii między Nintendo i Atari, ale wtedy film nie miałby takiego ładnego i ckliwego happy endu.
"Tetris" ma zatem wiele nieprawdopodobnych, ale autentycznych wątków i postaci, jak i bajkowych elementów, które trzeba sobie później zweryfikować. To jednak wciąż film fabularny, który pomimo mega skomplikowanej historii ma tempo szaleńcze jak na najwyższych poziomach gry. A i tak jeszcze znalazło się w nim miejsce na ciepłą opowieść o przyjaźni ponad podziałami (i żelazną kurtyną) między Henkiem i Alexeyem.
Jeśli lubicie filmy o kulisach przełomowych wynalazków, grach i pionierach z branży elektronicznej rozrywki (i nie tylko), to jest to dla was seans wręcz obowiązkowy - o ile przymknięcie na oko na pewne podkoloryzowania. Paradoksalnie powinni odnaleźć się na nim nie tylko fani retro, ale i wspomnianych thrillerów szpiegowskich.
O ile nie będą przeszkadzać im niekiedy naiwne czy wręcz melodramatyczne momenty i tanie efekty komputerowe. Połączenie tak odległych tematów i gatunków w jedną całość to nie lada sztuka, która twórcom jako tako wyszła, ale do perfekcyjności oryginalnej gry jednak im trochę daleko.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.