Siostra premiera Anna Morawiecka była fikcyjnie zatrudniona w referacie w Urzędzie Miejskim w Trzebnicy jako "pomoc administracyjna". Według Najwyższej Izby Kontroli referat... nie istniał. Teraz Mateusz Morawiecki odniósł się do ustaleń "Wyborczej" i "Nowej Gazety Trzebnickiej". Mówi o "kalumniach" i "insynuacjach".
Reklama.
Reklama.
"W 2019 roku władze Trzebnicy fikcyjnie zatrudniały siostrę premiera Annę Morawiecką" – donosi "Gazeta Wyborcza" i "Nowa Gazeta Trzebnicka"
Podczas konferencji prasowej w Ząbkach Mateusz Morawiecki został zapytany o najnowsze ustalenia. Stwierdził, że strony zapewne spotkają się w sądzie
– Jak inaczej postępować wobec różnego rodzaju kalumnii i insynuacji? – zapytał szef rządu
Siostra premiera na "fikcyjnym stanowisku". Mateusz Morawiecki reaguje
Po zakończeniu konferencji prasowej w Ząbkach Mateusz Morawieckiusłyszał pytanie o najnowszej ustalenia dziennikarzy śledczych w sprawie zatrudnienia Anny Morawieckiej na "fikcyjnym stanowisku" w Trzebnicy.
Polityk Prawa i Sprawiedliwości przyznał, że nie czytał artykułu. – Mam przekonanie, że praca była wykonywana rzetelnie, realnie – odpowiedział. Premier stwierdził jednak, że sprawa najprawdopodobniej i tak znajdzie swój finał w sądzie.
– W świetle tego typu informacji, jeśli zostały przedstawione, zapewne strony spotkają się w sądzie i tam będzie można wykazać prawdę, bo jak inaczej postępować wobec różnego rodzaju kalumnii i insynuacji? – zapytał.
Co ciekawe, o sprawie mieli nie wiedzieć trzebniccy radni. Dziennikarze mieli także wypytywać o sprawę burmistrza Marka Długozima, jednak ten "przez kilka miesięcy milczał". W jaki sposób zatrudnienie Morawieckiej wyszło na jaw?
W listopadzie 2019 roku do urzędu weszli policjanci z wydziału ds. walki z korupcją. Kontrolę przeprowadzili za sprawą prokuratury, która prowadziła śledztwo ws. sprzedawania nieruchomości po zaniżonej cenie dla bliskich burmistrza.
Urzędnicy, przygotowując dokumentacje dla śledczych, odkryli nazwisko Morawieckiej na liście płac. Chwilę później magistrat aż huczał od plotek. Wieści dotarły do "Nowej Gazety Trzebnickiej".
– Jest zatrudniona w urzędzie. Umowa oczywiście fikcyjna, bo nikt jej w pracy nie widzi, nie ma jej na listach obecności. To zakamuflowany lobbing opłacany z pieniędzy podatników – zdradził informator lokalnego medium.
Anna Morawiecka już raz pozwała "Wyborczą" do sądu. Sprawę siostry premiera umorzono
Warto podkreślić, że Anna Morawiecka już raz procesowała się z "Gazetą Wyborczą" i "Nową Gazetą Trzebnicką". Wówczas poszło o tekst dotyczący śledztwa w trzebnickim ratuszu dotyczącym podejrzenia sprzedawania nieruchomości po niskich cenach bliskim burmistrza.
Siostra premiera poczuła się zniesławiona sugestią, że być może jej zatrudnienie w ratuszu mogło mieć związek z przebiegiem śledztwa. Skąd taka teza? "Prokurator chciał stawiać zarzuty propisowskiemu burmistrzowi, który zatrudnił siostrę Morawieckiego. Sprawę mu odebrano, zatrzymanie zablokowano" – czytamy.
Ostatecznie, 14 kwietnia Sąd Okręgowy we Wrocławiu umorzył sprawę. "Gdyby tak ściśle respektować to, co podnosi pełnomocnik oskarżycielki prywatnej, to w zasadzie społeczeństwo byłoby pozbawione jakichkolwiek informacji, bo dziennikarze baliby się informować opinię publiczną o sprawach publicznych" – brzmi fragment uzasadnienia decyzji, cytowany przez "Wyborczą".
5 kwietnia zaś Anna Morawiecka odniosła się do działalności dziennikarzy, którzy zaczęli interesować się jej zatrudnieniem w Trzebnicy. Siostra premiera stwierdziła, że to "odgrzewanie kotleta".
Jak czytamy w oświadczeniu, do obowiązków Morawieckiej należało przede wszystkim inicjowanie i koordynowanie działań mających na celu realizację badań geologicznych, a ostatecznie odwiertu, który potwierdzi właściwości lecznicze wód geotermalnych.
Tym bardziej może zaskakiwać fakt, że kobieta była zatrudniona w referacie... kultury i sportu. Przypomnijmy także, że NIK po kontroli w 2019 roku wykazał, że ten referat nie powstał.