Minęło 20 lat od zakończenia negocjacji Polski z UE. I mija 19 lat, odkąd w UE jesteśmy. Z tej okazji zapytaliśmy zagranicznych ekspertów, jak wtedy Polska była postrzegana i jak patrzą na nas dziś. Czy wtedy była wzorem dla innych? Jak oceniają obecną pozycję Polski w UE? Oto jak na nasze pytania zareagowali znawcy polityki ze Słowacji, Słowenii, Łotwy, Rumunii i Bułgarii.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Artykuł jest częścią naszego specjalnego cyklu #19latwUE. Chcemy pokazać, jak Unia Europejska połączyła nasze pokolenia i jak przez 19 lat zmieniła się Polska.
Przypomnijmy, 1 maja 2004 roku do UE weszły Polska, Słowacja, Czechy, Węgry, Litwa, Łotwa, Estonia, Słowenia, Cypr i Malta.
Poza UE pozostała wtedy jeszcze m.in. Rumunia i Bułgaria.
Nasi rozmówcy ze Słowacji, Łotwy, Słowenii, Rumunii i Bułgarii, podzielili się z nami swoimi wspomnieniami z czasów sprzed UE i z czasów negocjacji z Brukselą oraz tym, co było potem. A także swoimi opiniami, jak widzą Polskę dziś. Z ich subiektywnych obserwacji wyłania się jednak obraz całego naszego regionu.
Słowacja: Polska i chce, i nie chce być w UE
Magda Vášáryová, kiedyś znana słowacka aktorka, potem dyplomatka i ekspertka od spraw międzynarodowych, przez 5 lat była ambasadorem Słowacji w Polsce – w latach 2000-2005, w czasie, gdy oba nasze kraje wstępowały do UE
Magda Vášáryová: – Pamiętam jak po referendum ws. przyjęcia Polski do UE w "Gazecie Wyborczej" była moja fotografia, która pokazywała, że Polacy są bardzo szczęśliwi.
Wtedy między Polską i Słowacją była bardzo wielka różnica. Ponad 80 proc. Polaków było za wstąpieniem Polski do NATO. A na Słowacji niespełna 25 proc. Z kolei za wejściem do UE było 75-80 proc. Słowaków, a w Polsce był z tym trochę problem. Wynik referendum był potem dobry, ale pamiętam, że wszyscy baliśmy się, że Polacy zagłosują na "nie". Strasznie się tego bałam.
Jako ambasador w Polsce pomagałam w prounijnych kampaniach. Dlatego byłam bardzo szczęśliwa, gdy ogłosili wyniki referendum. Pan prezydent Kwaśniewski patrzył wtedy na mnie, a ja się bardzo śmiałam, krzyczałam. I tam zrobili mi tę fotografię jako Polce, która raduje się, że Polska ogłosiła dobry wynik referendum.
"Polacy się cieszą" – taki był wielki tytuł w GW. Do tej pory jestem z Polską i UE związania.
Wtedy bardzo baliśmy się, że Polska zagłosuje, że jeszcze nie chce do UE. I właściwie taki nastrój pozostaje do dziś, gdy część polityków i sił politycznych mówi, żeby wyjść z UE, że będzie Polexit. Co ciekawe, do dziś w Polsce nikt nie kwestionuje NATO, a na Słowacji tak. Ta różnica między Polską a Słowacją pozostaje cały czas. Polacy mają to strategiczne myślenie o bezpieczeństwie, a my Słowacy nie.
My też mamy problem, bo poparcie dla UE bardzo spada. Nasz były premier Robert Fico głosi to, co Jarosław Kaczyński i zdobywa na tym głosy. A wybory u nas są dwa tygodnie przed wami i będzie to bardzo nerwowy czas. Jeśli się uda i Fico nie będzie w rządzie, Słowacja pozostanie proeuropejską wyspą w naszym regionie. Jeśli PiS wygra, sytuacja przedstawia się tak, że na południu mamy Węgry, na północy Polskę, a na zachodzie Czechy, które mają teraz quasi proeuropejski rząd, bo premier Fiala jest z ODS, która zawsze była pesymistyczna wobec UE.
Jestem bardzo nieszczęśliwa, bo nasz region to 60 mln ludzi. Dzisiaj mogliśmy być motorem całej integracji europejskiej i wsparcia Ukrainy. Razem stworzyliśmy Grupę Wyszhradzką. Mogliśmy być tymi, którzy po odejściu Wielkiej Brytanii będą rządzić. Ale dziś widać, że te 60 mln ludzi jest bardzo niebezpieczne dla europejskiej integracji. To bardzo niepokojące.
Czy przed laty patrzono na Polskę jak na wzór? Że np. komunizm upadł? Nie. W Czechosłowacji nikt nie patrzył na to, że w Polsce już w 1988 był Okrągły Stół. Wiedziała o tym tylko mała garstka ludzi. Inni nie wiedzieli, bo w Czechosłowacji było to wtedy cenzurowane. A potem przyszła u nas Aksamitna Rewolucja i nikt już nie myślał o Polsce. Każdy w roku 1989-90 był skupiony na sobie.
Natomiast, gdy wstępowaliśmy do UE, nieliczni wiedzieli, że Polska wynegocjowała sobie lepsze warunki od nas wszystkich. Gdy byłam ambasadorem w Polsce, moim priorytetem było jednak podtrzymanie polskiego wsparcia dla rozszerzenia NATO. Bardzo na to liczyliśmy.
Dla nas Polska nie była ważna w UE, ale jako kraj NATO. Rosja zaczęła wtedy myśleć, że skoro Słowacja nie jest członkiem Sojuszu, to może być takim klinem w Europie Środkowej. A politycy w Polsce zrozumieli, że to jest bardzo wielkie niebezpieczeństwo dla środkowej Europy i naciskali na Brytyjczyków, na Amerykanów, żeby było drugie rozszerzenie NATO ze Słowacją. Do wielkiego stopnia zawdzięczamy Polsce i polskim politykom, ekspertom, że na to naciskali.
Łotwa: Są trzy twarze Polski
Žaneta Ozoliņa, łotewska politolog. Profesor Wydziału Nauk Politycznych na Uniwersytecie Łotwy, dyrektor Centrum Polityki Międzynarodowej.
Žaneta Ozoliņa: – Polska zawsze była bardzo ważnym krajem dla państw bałtyckich z kilku powodów. Była wzorem, jak pokonać reżim komunistyczny. Cały ruch Solidarności był bardzo inspirujący dla państw bałtyckich.
Natomiast przed rozszerzeniem UE polska perspektywa nie była szczególnie nagłaśniania w państwach bałtyckich, ponieważ kraje kandydujące skupiały się bardziej na sobie. Zawsze jednak był znak zapytania dotyczący zmiany układu sił w UE. Że prawdopodobnie przyjęcie Polski, która była dużym krajem, będzie oznaczało, że będzie ona w stanie dołączyć do Niemiec i Francji i może mieć bardzo silny wpływ na europejską integrację.
Nie chcę używać słowa "nadzieja", ale wtedy przynajmniej była ciekawość, jak ta zmiana układu sił rozłoży się w UE po wejściu Polski do UE.
Dziś, mając w pamięci, że UE doświadczała kilku kryzysów i wyzwań, że sprawy wewnętrzne w Polsce dotyczące stanu demokracji, mediów, NGO-sów, sądów, wartości, budziły coraz więcej pytań, obraz Polski nie jest jednolity. To nie jest jedna twarz. To są nawet trzy twarze Polski. W tym momencie ten obraz jest bardzo wymieszany.
Jedna z nich to twarz kraju, który w UE stwarza problemy. Druga – to twarz bardzo dobrego przyjaciela i partnera, na którym można polegać, jeśli chodzi o sprawy bezpieczeństwa i obrony, ponieważ nasze cztery kraje są w tej samej sytuacji jako wschodnia flanka NATO. I trzecia – to twarz polskiego społeczeństwa i kultury, bogatej i bliskiej Łotwie.
Ale gdy słyszę "Polska i UE", pierwsza myśl to: "Sprawia kłopoty".
Czy lubię obraz Polski w UE? Znam go z międzynarodowych mediów i raportów zagranicznych instytucji. I ten obraz nie jest zbyt piękny. Ale jeśli chodzi o sedno, o pewien rdzeń polskiej polityki, to wciąż jest on bardzo silny w ramach NATO.
Nie powiedziałabym jednak, że jestem rozczarowana Polską. Dla mnie podstawą jest to, że taki jest wybór obywateli. Jeśli obywatele Polski podczas wyborów głosują na partie polityczne, które potem tworzą rząd, nie mogę być rozczarowana ich wyborem.
Dlatego w szerszym, europejskim kontekście, prawdopodobnie inny rząd byłby lepszy, gdyż prawdopodobnie nie sprawiałby tylu kłopotów. Europa jest jednak bogata w swojej różnorodności. Nie możemy oczekiwać, że w UE zawsze będą bardzo proeuropejskie rządy.
Słowenia: Nie sądzę, że postrzegali Polskę jako sojusznika
Dr Ana Bojinović Fenko, dyrektor stosunków międzynarodowych na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu w Lublanie.
Dr Ana Bojinović Fenko: – W Słowenii Polska była postrzegana jako wiodące państwo spośród poradzieckich krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Obiektywnie postrzegano ją jako duży kraj członkowski UE, ale nie mogę powiedzieć, że w 2004 roku jej władze były postrzegane jako zdolne do zapewnienia równego wkładu na poziomie UE jak przywódcy Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii.
Poza tym w 2003 roku, gdy Polska była jednym z europejskich sojuszników USA w koalicji chętnych do inwazji na Irak, słoweńscy eksperci i ogół społeczeństwa obywatelskiego nie pochwalali tego stanowiska.W Słowenii istniała też świadomość, że Polska jest średnio mniej rozwinięta gospodarczo niż gospodarka Słowenii, ale ze względu na duży rynek państwo stawało się nowym obiektem zainteresowania biznesu.
Słowenia wysoko jednak doceniła pozytywny wkład polskiego ruchu Solidarność w przemiany demokratyczne w regionie – i tak jest do dzisiaj.
Obecnie w Słowenii dominuje postrzeganie Polski przez elity polityczne jako kraju UE z konserwatywną większością, lidera Grupy Wyszehradzkiej i sojusznika prawicowo-populistycznej reakcyjnej polityki Viktora Orbana.
Słowenia uznaje polskie interesy narodowe w odniesieniu do Europy Wschodniej, ale nie podziela uzasadnionych polskich obaw przed wpływem Rosji na społeczeństwo i politykę zagraniczną z powodu bardzo odmiennych doświadczeń historycznych z reżimami rosyjsko/sowieckimi.
Poprzedni rząd słoweński (na czele z premierem Janšą) bardzo lubił polski rząd, ale został obalony rok temu właśnie ze względu na sympatię dla celów i stylu polityki Grupy Wyszehradzkiej – czyli odchodzenie od rdzenia państw UE, czy omijanie unijnych wartości (praworządność, prawo do aborcji).
Obecny rząd premiera Goloba odwrócił tę konserwatywną ideologię i wrócił do głęboko zintegrowanej UE. Nie sądzę, żeby w tym względzie postrzegali Polskę jako sojusznika.
Społeczeństwo słoweńskie postrzega zaś Polskę głównie jako społeczeństwo oparte na katolicyzmie, z dość dużymi różnicami społeczno-ekonomicznymi i różnym stylem życia w miastach i na prowincji.
Obecnie Polska jest doceniana za swoje wysiłki humanitarne w związku z rosyjską agresją w Ukrainie, ale Słowenia jest za rozwiązaniem konfliktu na drodze działań dyplomatycznych.
Dziś społeczeństwo słoweńskie i elity polityczne nadal bardzo mocno postrzegają Polskę jako kraj naruszający prawo unijne w zakresie podstawowych wartości unijnych, prymatu prawa unijnego i jego równego stosowania wobec wszystkich obywateli UE (polski Trybunał Konstytucyjny) i rozumieją to jako upolitycznienie sądownictwa.
Społeczeństwo słoweńskie spotkało się z podobnymi próbami nieliberalno-demokratycznego funkcjonowania władzy wykonawczej pod rządami premiera Janšy, ale udało się odeprzeć te próby. Dopóki polskie społeczeństwo nie osiągnie tego samego, Słowenia nie może postrzegać Polski jako pełnoprawnego lidera w UE.
Bułgaria: Czasem budzi to niepokój i nieufność
Prof. Plamen Ralchev, dyrektor Wydziału Stosunków Międzynarodowych na University of National and World Economy w Sofii.
Prof. Plamen Ralchev: – Generalnie Polska jest postrzegana w Bułgarii bardzo pozytywnie, z dużym szacunkiem i podziwem. Jeśli mogę nakreślić pewną linię zróżnicowania, choć może to wyglądać trochę sztucznie, może być okres przed rządami PiS, gdy Polska była podawana jako przykład proeuropejskiej siły napędowej.
A potem – przynajmniej przez elity polityczne w Bułgarii – postrzegana była jako bardziej asertywna, ambitna, zaradna i zorientowana na USA, wschodząca potęga regionalna, o bardzo silnych antyrosyjskich poglądach, co czasami budzi niepokój i nieufność niektórych osób z bułgarskiej elity politycznej.
Choć sam dość często opowiadam się za zbliżeniem Bułgarii z Polską, w oparciu o niezwykle dobrą historię naszych stosunków, to spotykam się czasem z reakcjami polityków i ekspertów, że Polska wydaje się momentami jak jastrząb. Doskonale rozumiem zdecydowanie i śmiałość Polski, zwłaszcza w czasie obecnej wojny na Ukrainie, ale zalecałbym lepsze komunikowanie polskich motywacji.
Rumunia: Polska nie jest już krajem sukcesu w integracji europejskiej
Prof. Alina Mungiu-Pippidi – rumuńska politolog, zajmuje się studiami nad demokracją w Herie School of Governance w Berlinie, szefowa European Research Centre for Anti-corruption and State-Building (ERCAS), zajmującej się korupcją.
Prof. Alina Mungiu-Pippidi: – Polska była postrzegana jako wielki kraj sukcesu niemal na wszystkich polach. Była numerem 1 w reformach. Każdy patrzył, jak Polska się prywatyzowała, jak wprowadzała gospodarcze reformy, jak pierwsze pokolenie, które przeprowadzało prywatyzację w Polsce było uczciwe. Co było bardzo niezwykłe w porównaniu z innymi krajami, bo np. w Czechach można było znaleźć osoby, które wprowadzały reformy, ale miały konflikt interesów. I robiły transformację dla siebie.
Polska była tu wyjątkiem. Również w UE była fantastycznym krajem sukcesu w kwestii absorpcji funduszy unijnych i szybkości zamykania rozdziałów negocjacyjnych.
Po przyjęciu do UE zaczęło się cofanie. Ale nie tylko w przypadku Polski.
Z jednej strony ludzie ciągle widzą w Polsce politycznego lidera we wschodniej Europie, w odniesieniu np. do Ukrainy, czy proamerykańskiej pozycji. Z drugiej strony Polska nie jest już krajem sukcesu w kwestiach integracji europejskiej. A mnóstwo różnic, które prawdopodobnie istniały wcześniej, ale nie były tak widoczne, teraz są widoczne bardzo.
Polska ma konserwatywną większość. Jest podzielona na miasta i prowincje. Podobnie jest w całej Europie Wschodniej, wszędzie toczą się podobne dyskusje w rodzaju: odmówimy jedzenia robaków, chce nam to narzucić Bruksela. Ale w Polsce widać to teraz bardzo.
Bardzo zmienili się politycy. Myślę, że ta pierwsza generacja polityków – totalnie bezinteresownych reformatorów – zniknęła. Ona również zniknęła na Węgrzech i w Czechach. Takich ludzi jak Havel już nie ma. Dziś mamy normalnych polityków, takich, którzy są również w krajach zachodnich. To demagodzy, populiści, którzy często czerpią korzyści z konfliktu interesów.
Polska przoduje w UE, jeśli chodzi o bardzo partykularną dystrybucję środków publicznych. Ona nie odbywa się zgodnie z kryteriami rynkowymi. Ale z drugiej strony ludzie w Polsce nie podejmują tematu korupcji. Wydaje się, że w Polsce jest zgoda na to, że ktokolwiek jest u władzy, ten z tego korzysta. To nie jest Szwecja, czy Islandia. Polscy politycy nie podążają więc za modelem północnym, a raczej za śródziemnomorskim, postkomunistycznym.
Wydaje się, że obecna partia rządząca w Polsce jest w tym bardzo dobra. Tu Polska jest liderem. Choć myślę, że to się nasila wszędzie.
W Brukseli są bardzo krytyczni wobec Polski. Są kraje, które robią to, co UE mówi, a są kraje, które tego nie robią. Ale w przypadku Polski sam fakt, że stanowi konstytucyjne wyzwanie dla UE powoduje, że jest niepopularna.
UE jest osłabiona, sama czuje się zagrożona po Brexicie, więc w którymkolwiek kraju nie byłoby konstytucyjnego zagrożenia, byłaby mobilizacja przeciwko niemu. Polska jest postrzegana jako zagrożenie z dwóch powodów: sporum że reformy sądownictwa w Polsce to nie sprawa UE i proamerykanizmu, który nigdy nie był popularny w Brukseli.
Ja nie jestem rozczarowana Polską. Jestem rozczarowana całą Europą Wschodnią. Tym, że w jakiś sposób nie udało nam się zachować tego ducha z lat 90., gdy przeszliśmy ze świata opartego na układach z rządem do świata opartego na zasługach. To strasznie rozczarowujące, że oprócz nielicznych przykładów – jak państwa bałtyckie – reszta z nas w tym względzie w większości zawiodła.
Polska nie jest już postrzegana jako kraj przodujący w europejskiej integracji. Raczej jako kraj, który przewodzi w konserwatyzmie i tradycjonalizmie. Te trendy są jednak obecne nie tylko w Europie Wschodniej. Proszę spojrzeć na USA, gdzie kwestia aborcji znów wraca. To jest globalny trend, gdy politycy mobilizują ludzi w oparciu o zagrożenia, zwłaszcza te dotyczące tożsamości. Powodując, że konserwatywne społeczeństwa czują się zagrożone.