Szymon Hołownia proponuje, żeby z ludźmi takimi, jak konfederaci siadać do rozmów programowych i wspólnie decydować o przyszłości Polski. Sądzę, że on doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak zła jest jego propozycja, ale po prostu chce w ten sposób zmusić innych do odmowy udziału w rozmowach i pokazać siebie jako zwolennika otwartości – mówi #TYLKONATEMAT poseł Maciej Gdula z Lewicy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Dlaczego Lewica nie chce usiąść do stołu i podebatować o przyszłości, jak proponuje Szymon Hołownia?
Maciej Gdula: Są partie, z którymi do jednego stołu po prostu się nie siada i w tym przypadku mowa przede wszystkim o Konfederacji. To są ludzie, z którymi Lewica naprawdę radykalnie się nie zgadza – od kwestii podejścia to Rosji, przez poglądy na temat aborcji, wolności obywatelskich, aż po sprawy gospodarcze.
Przecież Sławomir Mentzen na każdym kroku opowiada, że trzeba zlikwidować właściwie wszystkie podatki. Po co mamy tracić czas na dyskusje z kimś takim? Siadanie do stołu z konfederatami jest zwyczajnie niepoważne. Kto się na to zdecyduje, wystawi sobie kiepskie świadectwo…
Nie warto rozmawiać? Przecież mielibyście dobrą okazję wyjaśnić Sławomirowi Mentzenowi, w czym się myli.
Od konfrontowania się na argumenty są inne miejsca. Tymczasem Szymon Hołownia proponuje, żeby z ludźmi takimi, jak konfederaci siadać do rozmów programowych i wspólnie decydować o przyszłości Polski.
Sądzę, że on doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak zła jest jego propozycja, ale po prostu chce w ten sposób zmusić innych do odmowy udziału w rozmowach i pokazać siebie jako zwolennika otwartości. W dzisiejszej Polsce takie zachowanie jest niepoważne, więc namawiam Hołownię, aby już więcej takich akcji nie robił.
Naprawdę są ludzie, z którymi pewnych rzeczy robić się nie powinno. Nie będziemy dyskutować o przyszłości z Konfederacją tak samo, jak nie będziemy z Prawem i Sprawiedliwością negocjować zmiany Konstytucji.
Społeczeństwo jest zmęczone wieloletnią wojną polsko-polską. Wielu tęskni za czasami, gdy Polacy o skrajnie różnych poglądach w kilku ważnych sprawach potrafili się dogadać.
Ależ ja jestem na tym, żeby Polacy ze sobą rozmawiali. Dlatego właśnie nigdy nie unikałem pojawiania się w mediach publicznych. Uważam, że nasze społeczeństwo zasługuje na debatę w mediach, które docierają do największej liczby odbiorców, a tak jest z TVP czy Polskim Radiem.
Lewica zawsze chętnie prowadzi też debaty programowe z partiami, z którymi może współpracować. Aktualnie mowa przede wszystkim o tych ugrupowaniach, z którymi prawdopodobnie stworzymy nowy rząd po jesiennych wyborach – Koalicją Obywatelską, Polskim Stronnictwem Ludowym i Polską 2050. Namawiamy ich do podpisania paktu z jasną deklaracją polityczną w sprawie współpracy.
Ma pan rację, że Polacy są bardzo zmęczeni polaryzacją i jednym z najważniejszych wyzwań, przed jakimi stanie nowy rząd będzie właśnie rozładowanie tej agresji. Będziemy musieli nie tylko zorganizować Polskę na nowo, ale i wreszcie ją pogodzić.
Między innymi o tym rzeczywiście warto porozmawiać przy jednym stole, ale bez udziału tych, którzy nienawiść akurat nakręcają.
Jest pan pewien w sprawie tych powyborczych planów na rządzenie? Najnowsze sondaże wskazują, że Polacy nie garną się do głosowania na Lewicę. Skąd ta zapaść?
Nie nazywałbym "zapaścią" sytuacji, w której Lewica cały czas notuje około 10-proc. poparcie.
Wasza aktualna średnia sondażowa to 7,6 proc., a trend jest spadkowy. W czerwcu nie było jeszcze badania, w którym Lewica miałaby dwucyfrowy wynik.
Zawsze mnie zastanawia, jak to jest, że taki sam wynik jest w mediach przedstawiony jako "rośnięcie w siłę" w przypadku Konfederacji, a kiedy chodzi o Lewicę, wszyscy krzyczą o "zapaści"…
Oczywiście nie zamierzam zaklinać rzeczywistości – pewien spadek poparcia jest zauważalny i zdaje się, że wiemy, co go spowodowało. To zapewne ta zwiększona w ostatnich tygodniach polaryzacja, ale jesteśmy w Lewicy zbyt doświadczeni, żeby panikować.
Wiemy, że dzisiejsze słupki poparcia będą wyglądały zupełnie inaczej po trzech miesiącach prawdziwej kampanii wyborczej.
Czyli czas na szybką weryfikację postulatów i znalezienie kilku bardziej chwytliwych?
Nie o to chodzi, nie ma takiej potrzeby. Ja jestem spokojny o wyborcza pozycję Lewicy, gdyż znam wyniki wewnętrznych sondaży.
O szczegółach nie mogę mówić, ale zapewniam, że one jasno dowodzą, iż najważniejsze postulaty Lewicy trafiaj do naszych wyborczyń i wyborców. Oni mocno deklarują, że właśnie takiej reprezentacji politycznej oczekują.
To przecież przekonywanie już przekonanych, tak elektoratu się nie poszerza…
Po pierwsze, tuż przed wyborami nie ma co wydziwiać z zupełnie nowymi dla naszego elektoratu postulatami. Po drugie, wiele z ogłoszonych już projektów właśnie bardzo mocno wspiera poszerzanie elektoratu.
Proszę spojrzeć tylko na plan Lewicy w sprawie publicznych mieszkań na wynajem. Problemy mieszkaniowe nie dotyczą tylko wyborców już przekonanych do głosowania na nas, a milionów młodych Polaków.
A to tylko jeden przykład naszej propozycji, która z jednej strony jest bardzo konkretna i zakłada wymierną pomoc, z drugiej zaś stanowi dobry punkt wyjścia do dyskusji o państwie – o tym, jakie możemy mieć wobec niego oczekiwania i jakie ma ono obowiązki.
Nie sądzi pan, że Polacy chętniej zagłosowaliby na Lewicę, gdyby przypominała ona niemiecką socjaldemokrację, a nie socjalizm w wersji francuskiej czy hiszpańskiej?
W Polsce jest już bardzo dużo partii, które boją się mocnych postulatów światopoglądowych. Kiedy słyszą o LGBT, od razu się czerwienią. Gdy mowa o aborcji, spuszczają wzrok. A jeśli zaczyna się temat Kościoła, to odruchowo składają ręce do modlitwy.
My tacy nie jesteśmy! Nigdy nie wstydziliśmy się w Lewicy naszych prawdziwych poglądów i nie zamierzamy z tego podejścia zrezygnować. Polska scena polityczna naprawdę zasługuje na choćby tę jedną odważną partię.
Największe sukcesy lewa strona odnosiła jednak z innym podejściem. Aleksander Kwaśniewski i Leszek Miller wygrywali wybory, bo potrafili odpuścić i czasem klęknąć…
Mówimy o sytuacji sprzed prawie ćwierć wieku. Mam wrażenie, że dziś pejzaż polityczny nad Wisłą wygląda zupełnie inaczej.
Czy aby na pewno? Przecież od ponad 20 lat nie potraficie powtórzyć takich sukcesów.
Rzeczywiście to były ostatnie lewicowe sukcesy. Jednak wspominając to ponad 40-proc. poparcie dla ekipy Leszka Milera w 2001 roku, powinniśmy pamiętać także o tym, co wydarzyło się później.
To, co dało ówczesnej socjaldemokracji bardzo szerokie poparcie, szybko po przejęciu władzy zaczęło prowadzić do spadku poparcia. Tak mocnego, że potem mieliśmy długie kryzysowe lata.
Dzisiejsza Lewica woli patrzeć w przyszłość, niż w przeszłość. Mamy duże poparcie wśród młodych ludzi. To my poruszamy tematy, które są dla nich ważne – wolnościowe, związane z katastrofą klimatyczną, mieszkalnictwem czy transportem publicznym.
OK, pewnie nie zajmiemy pierwszego miejsca w tych wyborach, ale przyszłość należy do takich polityków jak my.
Jak w tegorocznej kampanii ma pomagać prezydent Kwaśniewski? Możemy spodziewać się jego pełnego zaangażowania – na przykład w objazd kraju – czy znowu skończy się na kilku miłych słowach na konwencji?
Niezwykle szanuję Aleksandra Kwaśniewskiego za to, że on do zawsze bardzo jasno wypowiada się o swojej orientacji politycznej i nigdy nie zapomniał, z jakiego środowiska się wywodzi. Prezydent zawsze był lojalny i wspierał każde kolejne projekty, które po naszej stronie budowano.
Z jego zapowiedzi, że włączy się aktywnie w kampanię wyborczą, mogę więc tylko bardzo się cieszyć. Szczegóły jeszcze nie są ustalone, ale sądzę, że będzie to zaangażowanie istotne.
Nie ma co ukrywać, że Kwaśniewski to będzie jeden z naszych największych atutów. To postać, która wyjątkowo łączy Polaków, wciąż doceniających jego proeuropejskość, nowoczesność i racjonalność.
A co jeśli prezydent Kwaśniewski powie "słuchajcie, ja wygrywałem wybory, wiem lepiej, wiec robimy tak i tak"?
My tak naprawdę od zawsze wsłuchujemy się w to, co Aleksander Kwaśniewski nam radzi. Zarazem mamy prawo popełniać swoje własne błędy, czasem mieć inny osąd sytuacji. Prezydent jest dla nas niezwykle ważną postacią, ale aktualnymi przywódcami Lewicy są inne osoby.
Czy Polskę stać jeszcze na błędy demokratycznej opozycji?
Wybory wygrywa się unikaniem błędów, ale i odwagą. Tej drugiej nam nie brakuje, a ze względu na wpadki w przeszłości teraz jesteśmy wyjątkowo czujni, aby ich nie powtarzać.
Moim zdaniem największy błąd, jaki może popełnić cała opozycja, to ulegnięcie pokusie, aby ograć partnerów. Nic gorszego nie może się wydarzyć, niż sytuacja, w której w obozie demokratów znów poczujemy, że gramy nie tylko przeciwko PiS i Konfederacji, ale i sami przeciwko sobie.
Wtedy ludzie na nas na pewno nie postawią. Kluczowym zadaniem jest więc sprawić, aby Polacy postrzegali opozycję demokratyczną jako jedną ekipę.