Redakcja Kultury Liberalnej zaprotestowała dziś przeciwko "radykalnemu językowi prawicy". I faktycznie, w ostatnich dniach każdy z nas słyszał jak konserwatywni posłowie obrażają gejów czy Annę Grodzką. Czy myślą wtedy o tym, że komuś może być przykro? – A czy lewica, która nie przebiera w słowach na przykład brutalnie krytykując profesor Pawłowicz, też nie narusza godności ludzkiej? – odpowiada Artur Górski z PiS.
Oświadczenie Kultury Liberalnej można przeczytać tutaj. Przytoczone zostają w nim wypowiedzi redaktora naczelnego "Najwyższego czasu" Tomasza Sommera. Mówił on, że Polska stanie się "niepoważnym państwem", jeśli wicemarszałkiem Sejmu zostanie Anna Grodzka. Po czym porównał posłankę Ruchu Palikota do włoskiej Ciccioliny, prostytutki-parlamentarzystki. To już dla Kultury było za dużo. Ale czy protesty cokolwiek przyniosą? Czy prawica w ogóle zastanawia się nad tym, co mówi i czy ich słowa kogoś nie krzywdzą?
Co autor miał na myśli
Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna. Tomasz Sommer, gdy go o to spytaliśmy, zaczął od wyjaśnień: że mówiąc o Polsce zostającej pośmiewiskiem, miał na myśli m.in. Chiny i kraje muzułmańskie. – To, że będziemy pośmiewiskiem w krajach innej kultury to fakt. Proszę sobie wyobrazić odbiór tego w krajach muzułmańskich, w Rosji, gdzie niedawno wprowadzono prawo walczące z homopropagandą. Albo w
Chinach, których znaczenie rośnie, a ich stosunek do tych spraw jest jednoznaczny – wyjaśnia redaktor naczelny "Najwyższego czasu". – Patrząc z szerszej perspektywy, globalnej, to tylko w Europie Zachodniej i USA panuje ta homopropaganda. To taki kulturowy marksizm połączony z nienawiścią do Kościoła – podkreśla Sommer.
Również w porównaniu Anny Grodzkiej do włoskiej prostytutki-posłanki Ciccoliny Tomasz Sommer nie widzi nic złego. Jak wyjaśnia, obie kobiety wykorzystały swoje narządy płciowe w sposób "niemoralny" i to jest ich wspólny mianownik. – Ale nie będę oceniać, który sposób wykorzystania jest gorszy – zaznacza nasz rozmówca.
O urażaniu cudzych uczuć Sommer mówi zaś: – Jeśli chodzi o język brutalny, nienawiści, to stosuje go raczej ta druga strona, swoimi antyklerykalnymi wypowiedziami. A od takiego antyklerykalizmu jak dzisiaj, do mordowania księży jest niedaleko.
Jak w ping-ponga
Mimo to, nie daję za wygraną. Próbuję dowiedzieć się od Tomasza Sommera, czy tak po ludzku, najzwyczajniej w świecie, zastanawia się czy komuś potem nie jest przykro. Odpowiedź była jednoznaczna: – Ja po ludzku zastanawiam się, czy oni myślą nad tym jaką krzywdę wyrządzają większości ludzi w Polsce. Jeśli chodzi o uczucia, to ich nic nie obchodzi. Jeszcze do tego próbują zgwałcić ludzi mentalnie, żeby wyzbyli się swojej tożsamości – mówi nam redaktor naczelny "Najwyższego czasu".
W podobnym tonie wypowiada się poseł Artur Górski z Prawa i Sprawiedliwości, gdy pytam go o brutalny język i refleksję nad nim. – Czy lewica, która nie przebiera w słowach atakując Kościół albo na przykład brutalnie krytykując profesor Pawłowicz, też nie narusza godności ludzkiej? My krytykujemy z pozycji prawicowo-konserwatywnych, krytykujemy poglądy, antycywilizacyjną wizję świata lewicy. Nie godzimy się na przymus posiadania jednego obowiązującego światopoglądu. Mamy prawo krytykować, bo uważamy że to, co proponuje Ruch Palikota, powoduje destrukcję państwa i jest zagrożeniem dla narodu polskiego – wyjaśnia parlamentarzysta.
Lewica nie lepsza?
Zapewniam więc, że rozumiem – lewica też ma swoje grzechy, w końcu nie raz i nie dwa z tamtej strony padały krzywdzące opinie o osobach wierzących. Wciąż próbuję jednak dopytać posła Górskiego, czy nie nachodzi go taka refleksja, że kogoś mógł urazić. – Nie mam wątpliwości, że osoby które krytykujemy specjalnie robią z siebie ofiary, żeby potem inni nas piętnowali za tę krytykę. Ale jeśli ktoś idzie do Sejmu i się tak łatwo czuje urażony w debacie publicznej, to może nie powinno go w ogóle być w polityce. Ja też często czuję się urażony wypowiedziami różnych osób, kiedy atakowany jest Kościół, krzyż czy święty obraz Czarnej Madonny na Jasnej Górze, ale nie robię z siebie ofiary. Odwróćmy pytania, zapytajmy o to samo drugą stronę i wtedy może dostrzeżemy potrzebę zachowania właściwych proporcji i równowagi w debacie publicznej, także medialnej – odpowiada i wyjaśnia Artur Górski.
Wygląda więc na to, że prawica nie zastanawia się nad ewentualną brutalnością języka, bo czuje się do tego legitymowana przez zachowanie drugiej strony.
Ataki personalne
Co, w takim razie, czuje lewica? Poseł Ruchu Palikota Armand Ryfiński, który nazwał "bohomazem" wspomniany przez Artura Górskiego obraz, zauważa jedną różnicę: – Prawica wychodzi poza ramy debaty na dany temat i obraża personalnie. Ja nigdy nie atakuję ad personam, tylko mówię o postawach. A jeśli chodzi o refleksję, to głowię się
czemu prawica sprowadza debatę do magla personalnego – stwierdza i przywołuje incydent, kiedy poseł PiS Przemysław Wipler określił europosłankę SLD Joannę Senyszyn jako "obrzydliwą".
Armand Ryfiński nie uważa też, by obraził wierzących mówiąc o jasnogórskim obrazie "bohomaz". Porównuje to do dziecięcych rysunków: dla rodzica mają one ogromną wartość, ale osobie postronnej mogą wydać się brzydkie i tandetne. – I ta osoba ma prawo wyrazić taki pogląd. Może poczuję się nim dotknięty, ale to nie powód do obrażania – podkreśla Ryfiński.
– Ja, mówiąc o Kościele, nie mówię o wspólnocie wiernych, tylko o instytucji. To tak jak z PZPR. Prawica, mówiąc, że to zbrodnicza partia, nie ma na myśli wszystkich jej członków, szeregowych robotników, tylko system. Tu jest tak samo. A prawica mi wmawia, że ja walczę z Bogiem i wiernymi – przekonuje poseł. Zaznacza też, że otrzymuje wiele sygnałów wsparcia dla swoich antyklerykalnych wystąpień.
"To jest, panie, polityka"
Niestety, inni działacze lewicy odpowiadają podobnie – ewentualnie twierdzą, zupełnie jak poseł Górski, że ta druga strona cynicznie udaje skrzywdzoną. Tylko jeden prawicowy działacz, który nie zgodził się na opublikowanie jego nazwiska ani wypowiedzi, przyznał w rozmowie: – To jest, panie redaktorze, polityka, a nie salon. Jak coś robimy, to znaczy, że w perspektywie wyborów się opłaca.
Najwyraźniej obrażanie, używanie języka czasem rodem z rynsztoka, atakowanie wszystkiego i wszystkich się opłaca. Jednej, jak i drugiej stronie. Spirala wzajemnej niechęci w polityce zaszła tak daleko, że trudno jest stwierdzić co było pierwsze: jajko czy kura. Bo jedna strona zawsze twierdzi, że pierwsze było jajko, na dodatek zgniłe, a jest nim właśnie druga strona. Jak w przedszkolu.