16 lipca Pink dała porywający koncert na stadionie PGE Narodowy w Warszawie w ramach trasy "Summer Carnival". Na scenie zaserwowała mieszankę swoich najbardziej rozpoznawalnych hitów oraz świeżych kawałków z najnowszego albumu, "Trustfall". Nie zabrakło energicznych choreografii, imponujących akrobacji i...wpadki.
Reklama.
Reklama.
Zanim nastała godzina 21 i koncert na PGE Narodowym oficjalnie się rozpoczął, publika została rozgrzana energetycznymi występami dwóch, polskich artystek otwierających show - Viki Gabor i Margaret.
Następnie, prosto z ogromnych ust zawieszonych na kolorowej, wielobarwnej scenie, dzięki linom bungee wyłoniła się gwiazda wieczoru, czyli 43-letnia P!nk, która zdaje się być w lepszej kondycji niż niejedna 20-latka.
Już samo otwarcie koncertu mogło przyprawić o zawrót głowy, ale to właśnie w takich niecodziennych, wystrzałowych efektach specjalizuje się amerykańska artystka. A kiedy z głośników wybrzmiało wreszcie "Get the Party Started", fani dali się porwać gorącej balandze.
Choć trasa "Summer Carnival" ma na celu promocję najnowszej płyty "Trustfall", piosenkarka doskonale wie, jak ważne jest pobudzenie publiczności już od początku. Właśnie dlatego uraczyła swoich fanów hitami takimi jak "Raise Your Glass", "Who Knew", "Just Like a Pill", "Try" czy "What About Us".
Następnie wydarzyło się coś, czego nikt chyba nie przewidywał. Gwiazda zaliczyła drobną wpadkę. Co się wydarzyło? Otóż wykonywanie zamaszystych ruchów (w tym latanie pod sufitem i robienie fikołków) poskutkowało tym, że pękł jej obcas. Niespodziewana sytuacja zmusiła ją do chwilowego przerwania koncertu.
Na szczęście, problem ten został natychmiast rozwiązany. "Zawsze pamiętajcie o zapasowym obuwiu na zapleczu" – powiedziała P!nk, żartując ze sceny.
Następna część koncertu miała bardziej spokojny, akustyczny charakter. P!nk wykorzystała ten moment nie tylko do nawiązania interakcji z fanami i podpisania kilku autografów, ale także do wyrażenia swoich uwag dotyczących akustyki na PGE Narodowym.
Pink zwróciła uwagę na akustykę na PGE
To zdaje się być tematem powracającym jak bumerang po każdym koncercie na tym obiekcie. "Czy wy słyszycie to echo? To opóźnienie dźwięku jest niewiarygodne" – zauważyła artystka, stojąc na scenie.
Warto nadmienić, że na początku lipca do Warszawy zawitał Harry Styles. Sam gwiazdor przyznał, że polskie fanki były "najgłośniejsze w całej Europie".
Z relacji wielu osób, które udały się na jego koncert, wynikało, że dźwięk był niewyraźny i rozproszony - zwłaszcza na górnych trybunach, gdzie jedyne co można było usłyszeć to pisk miłośniczek twórczości Styles'a, które kotłowały się pod sceną na płycie.
Pod koniec czerwca na stadionie PGE Narodowym elektryzujące show, a właściwie dwa dała natomiast Queen B., czyli Beyoncé. Mnóstwo utworów, które wykonała wokalistka, było nasyconych basem, który przeszywał ciała słuchaczy od stóp do głów przy każdym uderzeniu. Show było jednak na tyle bogate w zapierające dech w piersiach wizualizacje i choreografie, że fani nie mogli oderwać wzroku od sceny i ekranów.
"Koncerty z cyklu Renaissance World Tour to istny meisterstück. Konfetti, fajerwerki, lasery, dymy, zimne ognie, a nawet wokalistka latająca nad publicznością na monumentalnym koniu będącym symbolem jej płyty. I choć ktoś za chwilę może się przyczepić do jakichś mankamentów jej występu, to wiecie co? Szukajmy sensacji gdzie indziej, bo prawda jest taka, że za ten talent to powinni ją aresztować!" – recenzował to wydarzenie w naTemat Kamil Frątczak.
Redaktorka, reporterka, koordynatorka działu show-biznes. Tematy tabu? Nie ma takich. Są tylko ludzie, którzy się boją. Szczera rozmowa potrafi otworzyć furtkę do najbardziej skrytych zakamarków świadomości i rozjaśnić umysł. Kocham kolorowych i uśmiechniętych ludzi, którzy chcą zmieniać szarą Polskę. Chcę być jedną z tych osób.