Putin jest zbrodniarzem wojennym – wydusiła z siebie Małgorzata Zych, jeszcze niedawno "kobieta Konfederacji", teraz kandydatka Trzeciej Drogi do Senatu z Podkarpacia. Wcześniej prezes PSL Władysław Kosiniak–Kamysz postawił sprawę jasno: albo to powie, albo wylatuje z paktu senackiego. Zych wybrała opcję numer jeden, ale z rozmów naTemat z ludowcami wynika, że jej kłopoty się nie kończą. Partia gorączkowo szuka kogoś, kto mógłby ją zastąpić.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Od kilku dni część politycznego internetu wrze oburzeniem. Kandydatką PSL i Polski 205O do Senatu została Małgorzata Zych – znajoma posła Grzegorza Brauna, osoba propagująca antysemityzm, sprzeciwiająca się prawu kobiet do przerywania niechcianej ciąży, która jeszcze niedawno walczyła na wiecach z "ukrainizacją Polski" i obwiniała naszą wschodnią sąsiadkę o napaść Rosji.
Temperatura podniosła się jeszcze bardziej, gdy polityczka zaczęła kluczyć w obliczu prostego pytania dziennikarza o odpowiedzialność Putina za zbrodnie wojenne. To właśnie dlatego Władysław Kosiniak–Kamysz przyparł ją do muru. Zych uległa, ale to może nie wystarczyć, by utrzymała się jako kandydatka opozycji w ramach paktu senackiego. Pakt senacki może wystawić kogoś innego.
– Klamka jeszcze nie zapadła – mówi naTemat prominentny działacz PSL.
Od innego ludowca, który zasiada we władzach partii, o kandydaturze Zych słyszymy: – Ta decyzja jest weryfikowana. Ale też: – Zawsze znajdują się osoby, za które trzeba się tłumaczyć.
Sama Małgorzata Zych zdaje się przeczuwać, że jej start w wyborach jest niepewny. Patrykowi Michalskiemu z Wirtualnej Polski, który zadał jej pytanie o Putina, napisała na X dwa znaczące zdania: "Niech Pan przestanie jątrzyć. Pana dziennikarstwo nie opiera się na poszukiwaniu prawdy, tylko na realizowaniu celów politycznych polegających na usunięciu mojej kandydatury z list PSL".
PSL ma problem z Małgorzatą Zych
Przeszła na dobrą stronę mocy, przyjęła wartości Trzeciej Drogi – tak Kosiniak–Kamysz i Hołownia tłumaczą poparcie startu Zych na Podkarpaciu. Prezes PSL wskazywał dodatkowo na Campusie, że okręg Stalowa Wola do Senatu jest bardzo trudny – do tego stopnia, że "nikt tam za bardzo nie chce kandydować". Jednak z nieoficjalnych rozmów z ludowcami wynika, że nawet pomijając niepomijalną kwestię Putina, wewnątrz partii nie ma pewności, po której stronie mocy tak naprawdę jest Małgorzata Zych.
– Nie zamierzamy się za nią tłumaczyć. Chcemy sprawdzić inne jej poglądy, zanim zrobią to media. Jeśli nie będzie pasować, to out! – zapowiada jeden z rozmówców naTemat. Powtarza za Kosiniakiem, że podkarpackie to trudny okręg. – Odpowiadało nam, że wchodzi do nas ktoś, kto był w Konfederacji. Tylko mając poglądy zbliżone do PiS, można tam powalczyć o mandat. Jednak okazało się, że poglądy Zych są więcej niż zbliżone... Są po prostu niebezpieczne – mówi ludowiec.
To dlatego, wyjaśnia, sztab będzie teraz przepytywał Zych z innych kwestii. Z kolei sama zainteresowana ucina kontakt z mediami. Zapowiada, że będzie dostępna od 6 września. To wtedy upływa termin zgłaszania kandydatów do Senatu.
Weryfikacja kandydatów. Kim jest Małgorzata Zych?
Kilka dni temu w Polsat News Krzysztof Bosak krytycznie skomentował start Małgorzaty Zych z paktu senackiego. – To osoba, którą usunęliśmy z partii, bo uznaliśmy, że nie nadaje się do polityki. Jestem zaskoczony, że Koalicja Obywatelska kompletnie nie weryfikuje kandydatów i wystawia do Senatu ludzi, których my nie zdecydowaliśmy się wystawiać – stwierdził poseł Konfederacji. Sama Zych twierdzi, że w poprzedniej formacji była dyskryminowana.
Czy PSL naprawdę nie sprawdził kandydatki, zanim poparł jej kandydaturę do Senatu?
– Nie znam tej kobiety. Nie wiem, skąd koledzy ją wytrzasnęli – mówi naTemat doświadczony parlamentarzysta PSL. – Nie wiem, czy w ogóle ktoś ją zna – zastanawia się kolejny. – Dowiedziałem się o niej przy okazji zadymy – twierdzi poseł. Inni też wypierają się znajomości z kandydatką, albo nawet tego, że ją kojarzyli, zanim padło pytanie o Putina.
W takim razie jak Małgorzata Zych została kandydatką do Senatu? Ludowcy mówią, że "podsunęły ją struktury podkarpackie", następnie wsparł ją wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski, a potem już się potoczyło.
Pewną rolę – tłumaczą – odegrało też to, że była "kobieta Konfederacji" nosi takie samo nazwisko jak honorowy prezes PSL Józef Zych. – Poszła plotka o tym, że są rodziną. To uśpiło naszą czujność – przyznaje rozmówca naTemat. Inni potwierdzają, że słyszeli pogłoski, ale pewności w sprawie pokrewieństwa (lub jego braku) nie mają. W końcu nazwisko Zych jest dość powszechne, a Małgorzata i Józef pochodzą z różnych części Polski.
"Mieliśmy oddać Podkarpacie walkowerem?"
Znany działacz PSL nie kryje zniesmaczenia lawirowaniem Zych w sprawie zbrodni Putina. Nie kryje też jednak irytacji burzą medialną wokół kandydatki ludowców, której wytyka się także inne rzeczy, w tym to, że jest zwolenniczką zakazania kobietom aborcji.
– Przepraszam bardzo, ale tam ludzie mają takie poglądy. Strategia jest taka, żeby wystawić osobę, która ma szanse pokonać PiS. Nie zrobi tego ktoś o centrowych, a tym bardziej lewicowych przekonaniach, choćbyśmy wydali milion na kampanię. Mamy to dokładnie przebadane. Tam ludzie dostają piany na ustach na samo nazwisko "Tusk". To o czym my w ogóle rozmawiamy? Mieliśmy oddać Podkarpacie walkowerem? – pyta retorycznie ludowiec.
To sentyment, który pojawia się także u innych rozmówców naTemat. PiS można pokonać tylko wystawiając kandydata z prawicowymi poglądami. Małgorzata Zych po prostu poszła za daleko.
Jednak – wyjaśniają – przemawia za nią to, że w przeciwieństwie do wielu doświadczonych działaczy PSL chce powalczyć o mandat na Podkarpaciu, choć szanse niepisowskiego kandydata są małe. Zdecydowaną faworytką w wyścigu do Senatu jest Janina Sagatowska. Polityczka PiS zasiada w izbie wyższej już od pięciu kadencji.
– Nikt poza Zych nie chce utopić swojej kasy w kampanii, która wydaje się z góry przegrana – słyszymy w PSL-u. Koszt walki o mandat – między innymi banerów, reklam, paliwa, ulotek – to od kilkudziesięciu, do nawet kilkuset tysięcy złotych, zależnie od potencjału komitetu wyborczego.
Z takim stawianiem sprawy nie zgadza się jeden z prominentnych polityków Platformy Obywatelskiej z regionu. – Niektórzy traktują start w wyborach jako formę promocji. Kandydują nawet wtedy, gdy wiedzą, że mają małe szanse, bo tak naprawdę walczą o rozpoznawalność – mówi.
Podobne zdanie ma poseł PSL. – Niedługo potem są wybory samorządowe. Start do Senatu to idealna okazja, by się pokazać w mediach i zdobyć popularność przed docelową walką – tłumaczy.
Ludowiec nie wierzy w to, że nawet w tak – jak przyznaje – trudnym dla opozycji okręgu, nie dało się wystawić kogoś, kto nie miałby problemów z oceną Putina. – Jeśli się chce, to sensownego kandydata można znaleźć, tylko trzeba nad tym popracować. Ale to się robi na miejscu, a nie zza biurka, w Warszawie – podkreśla poseł. Rozmówca naTemat zwraca też uwagę na to, że "z niesprawdzonymi osobami wszystko się może zdarzyć", co jest ryzykowne w sytuacji, gdyby Zych jednak udało się dostać do Senatu.
Z kolei inny, znany działacz PSL nie widzi opcji, by w nowym parlamencie Zych mogła przejść na stronę PiS lub Konfederacji. – Idziemy po zwycięstwo. Nikt nie opuszcza obozu zwycięzców – mówi.
Są jednak i tacy, którzy traktują pytanie o stabilność polityczną Zych jak kwestię teoretyczną. – Umówmy się, szansa na to, że wygra tam ktoś inny, niż kandydatka PiS, jest mała – podsumowuje osoba z otoczenia Kosiniaka–Kamysza.