Fast good to najmodniejszy dzisiaj gastronomiczny format – uważa znany krytyk kulinarny Maciej Nowak. Ale co to jest to "fast good"? W skrócie – jedzenie podawane w miarę szybko, tanio, a do tego o wysokiej jakości. Ale czy to w ogóle możliwe?
"Tyle się nasłuchałem i naczytałem o S'poco loco w Miasteczku Wilanów, że jechałem tam ze świętym przekonaniem, że przede mną przygoda niezwykła. Że odwiedzam przystanek fast good, najmodniejszego dzisiaj gastronomicznego formatu, łączącego uroki fast foodu z wartościami jedzenia organicznego. (…) A tu kupa! Za to jak pięknie opakowana" – pisze w swojej recenzji knajpy S'poco loco Maciej Nowak. I, niestety dla lokalu na warszawskim Wilanowie, niemalże zrównuje go z ziemią.
Warto jednak przyjrzeć się samemu zjawisku fast good, bo faktycznie jest to dzisiaj jeden z najmodniejszych gastronomicznych trendów. Chociaż do Polski dociera z opóźnieniem.
Tanio i dobrze się nie da?
– Ja się wcześniej z takim określeniem nie spotkałam, ale faktycznie ostatnio w gastronomii dużą wagę przywiązuje się do produktów i ich jakości, stawia na produkty regionalne. Tyle, że tutaj jedno trochę zaprzecza drugiemu – mówi nam ekspert ds. komunikacji marketingowej w gastronomii i nasza blogerka Agnieszka Małkiewicz.
Chodzi o to, że fast food z założenia ma być szybki i tani. A zdaniem Agnieszki Małkiewicz, nikt nie będzie inwestował w dobre produkty, jeśli chce sprzedawać burgery za 7 złotych. Bo fast food to nie tylko szybkość podawanego jedzenia, ale też jego cena, a za jakość trzeba płacić. Dobrego burgera da się, oczywiście, kupić, ale wtedy na pewno nie dostaniemy go szybciej, niż w 20 minut. – Jeśli chodzi o biznesplan i receptury to taka formuła jest mało realna – ocenia Małkiewicz. Przy czym zaznacza, że nie jest to absolutnie niemożliwe.
Do 20 zł i 10 minut
Z takim stanowiskiem nie zgadza się jednak kucharz i nasz bloger Grzegorz Łapanowski, który zauważa, że trend fast good faktycznie istnieje na świecie. – Między innymi idea food tracków wiąże się z próbą produkcji
wysokojakościowego fast foodu. Na świecie ten nurt jest obecny od kilku dekad. Do Polski wchodzi powoli – głównie ze względy na problemy prawne dotyczące sanitarnych aspektów prowadzenia gastrobusów. Pewnie produkcja i sprzedaż relatywnie taniego fast foodu jest możliwa, choć z pewnością nie łatwa szczególnie w kontekście szalonych czynszów i opłat pracowniczych – mówi nam Grzegorz Łapanowski. I dodaje: – W USA jest wiele przykładów barów szybkiej obsługi, które starają się serwować prawdziwe, naturalne jedzenie – jednym z nich jest Chipotle – to tex mex bar, gdzie można zjeść oryginalne dania przygotowywane od podstaw na miejscu.
Oczywiście, wszystko zależy od tego, co rozumiemy przez "tanie i szybko". Łapanowski wyznacza granicę: do 20 zł i do 10 minut czekania. Jego zdaniem, w takim przedziale można spokojnie zmieścić się z jedzeniem dobrej jakości. – Burgery za 15 złotych czy wietnamskie zupy, które kosztują kilkanaście złotych za solidną porcję. Proszę zauważyć, że przecież bary mleczne były de facto miejscami takiej szybkiej obsługi. A jedzenie tam nie było tak przetworzone ani drogie jak w fast-foodach – przypomina Łapanowski i dodaje: Działały one co prawda na trochę innych zasadach niż komercyjne zakłady gastronomiczne, ale mam wrażenie, że właśnie tego dziś na rynku coraz bardziej brakuje. Zwykłego jedzenia. Dla zwykłych ludzi. Na co dzień. W dobrej cenie. Wierzę że miasta powinny opiekować się takim miejscami, bo to cześć naszej tradycji, a także szansa na przyzwoite jedzenia dla ludzi.
Idea dobrego, taniego jedzenia jest typowa dla stołówek pracowniczych, gdzie jedzenie ma być z jednej strony w miarę zdrowe, a z drugiej – przygotowane szybko. – Zupy nie trzeba przygotowywać z proszku, można ją w miarę szybko zrobić z normalnych produktów – wskazuje nasz rozmówca. – Niestety dziś wygoda i maksymalizacja zysków są ważniejsze niż dbanie o zdrowie pracowników, dlatego w wielu korporacjach jedzenie na stołówkach napawa grozą – ubolewa.
Zmieniają się nawet fast-foody
– Rośnie świadomość klientów, a wraz z nią zmienia się cały rynek. Nawet McDonald's ostatnio kładzie nacisk na opowieść o jakości produktów. A pod Paryżem otwiera nawet testowy bar tylko sałatkowy. Koncern miał dobre doświadczenia z badań takiego formatu i ma zamiar otworzyć kilka takich sałatkowych lokali. To dowód na to, że nawet sieci fast foodów idą z trendem dobrych, naturalnych produktów – mówi nasz bloger.
W Polsce z kolei, zauważa Łapanowski, jest sieć Vapiano, która podaje świeże makarony i pizzę od ręki, a przy tym sama produkuje makarony. – To jest właśnie ta formuła fast foodu przyzwoitej jakości – dowodzi Łapanowski.
Fast good przyszłością
Co prawda, trend ten dociera do Polski z pewnym opóźnieniem, ale już wiele lokali mieści się w jego formacie. Zdaniem Łapanowskiego jednak jest ich jeszcze na tyle mało, że zostało sporo miejsca dla nowych inicjatyw. – To rynek do zagospodarowania. Segment ten będzie się rozwijał też wraz z rozwojem kulinarnym Polaków. Ale na pewno jest potrzeba dobrego, szybkiego jedzenia – mówi Łapanowski.
Nasz rozmówca podkreśla, że dzisiaj już wiele chociażby burger barów w Warszawie można by zaliczyć do tej grupy "szybko, w miarę tanio i jakościowo". Wystarczy dobrze poszukać – bo nawet lokalny bar u Pani Wandy może się okazać dobrym fast goodem.