Kiedyś biegał po mieście w stroju "superbohatera", by jako "Boobs-Man" łapać za piersi kobiety napotkane na ulicy – wymówką było tłumaczenie im, że trzeba się badać. Dostał za to wtedy z pięści. Lata później obnaża mroczne sekrety polskiego youtube'a, tworząc jedną z największych afer w jego historii – "Pandora Gate".
Reklama.
Reklama.
Ostatnie dni w polskim internecie obfitują w oskarżenia pod adresem znanych youtuberów. Na jaw wychodzą ich mroczne sekrety i chociaż już teraz nowe informacje są dewastujące dla obrazu polskiego Youtube'a, wszystko wskazuje na to, że nie dotarliśmy jeszcze do mety.
Tzw. dramy są immanentną częścią internetowej tkanki społecznej. Na ich przykładzie wyraźnie widać, jak pomimo wszechobecnej technologii, z której na co dzień korzystamy, jako gatunek wciąż pozostajemy plemienni – my kontra oni, nieustający konflikt. To jeden z tłoków napędzających interakcje w sieci.
Jest jednak diametralna różnica pomiędzy typowymi internetowymi dramami (których waga nie zawsze współgra z zaciekłością konfliktów) a prawdziwymi ludzkimi dramatami – złamanymi życiami, wstydzie i wyrządzonymi krzywdami.
Tak więc to, co teraz dzieje się w polskim świecie to żadna drama – to pie*rzony dramat.
"Patrząc na afery z Jutuberami, zacząłem doceniać, że moim Jutubem w młodości było Śmiechu Warte. Drozda, jaki był taki, był, ale przynajmniej nikogo na gadu gadu nie nagabywał, a filmiki z wy*ebkami na weselu zawsze na propsie. Nie dość, że nie robiły nikomu krzywdy, to jeszcze szczęśliwcy mogli wygrać roczny zapas majonezu Motyl" – skomentował ironicznie autor bloga Pigout.
Wypowiedź była reakcją na szok, jaki wśród wielu internautów wywołał film ze śledztwa Sylwestra Wardęgi, który sam określił mianem "Pandora Gate", gdzie ponownie na celowniku znalazł się Stuu, który miał umawiać się z dziewczynami, które nie miały 15 lat.
Tym samym Wardęga, nazywany czasem też "Szeryfem internetu", dołożył ważną cegiełkę do wielkiego pomnika upadku polskich youtuberów.
Polski YouTube w zaledwie kilka dni stał się obrazem jednego z najbardziej toksycznych miejsc w polskim internecie. Wizerunek "fajności" rodzimych influencerów posypał się jak domek z kart. Więcej o całej sprawie "Pandora Gate" przeczytacie TUTAJ >>
Fast forward i wyniki śledztwa Wardęgi dotarły już do najważniejszych polityków w kraju – w temacie wypowiedział się już nawet Mateusz Morawiecki.
Głos w sprawie zabrał też Donald Tusk – jednocześnie atakując Morawieckiego za nieporadność w ochronie dzieci przed pedofilami i za państwo, które w tej kwestii zdaje się na Wardęgę, czy Sekielskiego.
Temat pedofilii na polskim YouTube jest więc już oficjalnie sprawą polityczną.
Ja natomiast nie mogę wyjść ze zdumienia, jak dziwną, długą i krętą drogę przebył sam Sylwester Wardęga, by zmienić oblicze polskiego internetu.
Przaśne początki i późniejsza kariera
Zaczynał od bycia ulicznym pranksterem w 2013 roku, który uprzykrzał ludziom życie. To w tamtym okresie jego filmik, gdzie przebrał psa za pająka i straszył nim przechodniów, stał się światowym hitem platformy.
Fun Fact: Wardęga miał wykorzystać też to przebranie do reklamy LG w 2020 roku, która w ekspresowym tempie została skasowana, gdy pojawiły się oskarżenia o promowanie w niej seksizmu.
Istotą żartu zawartego w reklamie było wtedy robienie zdjęć pośladków dziewczynie bez jej wiedzy. "Pozornie nieszkodliwy materiał promuje molestowanie seksualne. Zaglądanie obcym kobietom pod spódnicę i robienie zdjęć lub nagrywanie filmików to tzw. "upskirting", który jest zakazany w wielu regionach świata (m.in. w Anglii, Walii i Szkocji). Dlatego wideo szybko zaczęło być ostro krytykowane w sieci" – pisał wtedy o wycofanej reklamie Michał Bachowski, autor Noizz.pl.
Firma opublikowała wtedy też oficjalne przeprosiny.
Jednak mleko się już wylało, a strona Dziewuchy Dziewuchom przypomniała inny żart youtubera – kiedy kilka lat wcześniej w przebraniu "superbohatera" łapał obce kobiety na ulicy za piersi – tłumacząc, że to w ramach świadomości, że trzeba je badać.
Oczywiście opisane tu nagranie z "Boobs-Manem" doczekało się re-uploadingu.
Pranki Wardęgi to już (na szczęście) przeszłość. To jednak nie znaczy, że w ostatnim czasie jego zachowanie nie budziło kontrowersji.
Świadczy o tym np. liczba negatywnych komentarzy, jaka wylała się na niego jeszcze we wrześniu bieżącego roku – czyli na około dwa tygodnie przed wspomnianym "Pandora Gate".
Wracam teraz myślami do 20 września 2023 roku, kiedy to swoją premierę na YouTube miał filmik pt. "GOATS vs LEXY" z udziałem tego samego Sylwestra Wardęgi, który... przed kamerami czerpał wyraźną przyjemność z oglądania brutalnej szarpaniny dwóch zawodniczek programu.
"Goats to inicjatywa znanych twórców internetowych, których nazwiska są dobrze rozpoznawalne w wirtualnym świecie. W kwietniu bieżącego roku Wojciech Gola, Boxdel, Sylwester Wardęga, Kacper Błoński i Izak zdecydowali się połączyć swoje siły i rozpocząć formalną współpracę" – pisała o projekcie Joanna Stawczyk, dziennikarka naTemat.
"Wiele z ich produkcji przedstawia kobiety konkurujące o uwagę mężczyzn, przy czym niejednokrotnie są one przedstawiane w negatywnym świetle, będąc obiektem drwin i kompromitujących sytuacji" – tłumaczyła Stawczyk.
W trakcie jednej konkurencji doszło jednak do scen, po których sami influencerzy stwierdzili, że są "za mocne" na YouTube, więc... wrzucili je na Instagram.
Uczestniczki rzuciły się w niej na siebie, czego efektem było podtapianie, szarpanie za włosy i przyciskanie twarzy do ziemi.
Widząc to, inna z zawodniczek zrezygnowała z udziału w konkurencji, tłumacząc, że boi się o kontuzję. Wardęga, który w trakcie całej "zabawy" zachęcał kobiety, by się podduszały, był bardzo zaskoczony tą decyzją.
– Mega dziwne – podsumował szeryf.
"Chore, że stało tam pięciu dorosłych facetów i nikt tego zwierzyńca nie przerwał, a lasce się serio mogło coś stać", "Śmiem twierdzić po tym odcinku, że Wardęga jest zwyrolem. Jedynie Wojtek [Gola] zachował poziom", "Oglądając ten odcinek, czułem się zażenowany i mocno zawiedziony postawą GOATS, a już zdziwienie Wardęgi, bo ktoś nie chce się bić i poniżać dla chwilowej sławy w ogóle jest słabe. Na szczęście patrząc po komentarzach, nie jestem jedynym, który tak uważa, więc już mi lepiej" – to tylko niektóre z komentarzy, jakie pojawiły się w sieci pod nagraniem tego zajścia.
Warto też wspomnieć, że w programie brał udział też Michał "Boxdel" Baron. Wtedy jeszcze kolega Wardęgi, a obecnie jeden z antybohaterów jego śledztwa.
"On [Boxdel, przyp. aut.] również miał milczeć w sprawie Stuu, a także wysyłać obrzydliwe wiadomości do nieletniej dziewczyny. Federacja Fame MMA, której Boxdel jest współzałożycielem, postanowiła go wydalić ze swoich szeregów, a także napisała w tej sprawie oświadczenie" – informował w naTemat o sprawie Godziński.
Szeryf na jakiego zasługujemy?
Patrząc na obecny krajobraz polskiego Youtube'a po tych kilku dniach oskarżeń i wzajemnych donosów postronna osoba może poczuć się przytłoczona ogromem informacji, wielkością youtube'owego uniwersum, gdzie każdy trzyma na siebie jakiegoś haka.
Marcin Dubiel, o którym również był film Pandora Gate, zapowiedział, że pozwie Wardęgę, ale też nie wykluczył kroków prawnych wobec mediów. Wspomniany Boxdel nagrał już swoją odpowiedź pt. "Poznajcie prawdę".
Natomiast była dziewczyna Stuu – Agata Fagata Fąk – odpowiedziała już publicznie Wardędze: "Sylwester, jesteś tak samo zamieszany w tę całą sprawę, jak cała reszta, na którą nagrywasz, żeby tylko odwrócić uwagę od siebie i swoich dram. Dobrze wiesz, że ja nic więcej nie wiedziałam, a za to ty od 2,5 roku wiesz o wszystkim, a siedzisz cicho tylko po to, że dobrze na tym wszystkim zarabiasz!" – napisała w wiadomości prywatnej do Sylwestra.
Ktoś mógłby spytać: kim są ci ludzie, skąd oni się wzięli? Ja natomiast mam wrażenie, że hasło "influencer" nigdy wcześniej w tym kraju nie miało takiej mocy.
Oto bowiem grupa internetowych twórców wpłynęła swoim zachowaniem na dyskurs publiczny w całym kraju, a także na media, które teraz wałkują ten temat.
Wardęga pokazał nie tylko skalę zakłamania środowiska polskich youtuberów, ale udowodnił, że słowo "pedofil" nie musi się kojarzyć tylko ze stereotypowym dziadem w prochowcu, śliniącym się na widok dzieciaków przy placu zabaw.
Powstaje jednak pytanie, czy jako społeczeństwo straciliśmy jakiekolwiek zaufanie do polskiego wymiaru sprawiedliwości, więc sami musimy szukać sprawiedliwości i wskazywać winnych?
A może tak bardzo przenieśliśmy całe nasze życie do internetu, że stało się ono już tylko kolejną zakładką w otwartych oknach.
*W trakcie pisania tego tekstu wysłałem zapytanie do Sylwestra Wardęgi na dostępny adres mailowy, czy chciałby jakoś skomentować swoje wcześniejsze pranki i zachowanie w odcinku GOATS, ale do czasu publikacji tekstu nie otrzymałem odpowiedzi.