Wszedł na pomnik smoleński i groził wysadzeniem. Ujawniono motywy mężczyzny
Nina Nowakowska
02 listopada 2023, 16:45·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 02 listopada 2023, 16:45
Krzysztof B., który 14 października wszedł na pomnik smoleński i groził, że się wysadzi, przyznaje, że zrobił to, żeby zyskać popularność w internecie – poinformowała prokuratura. Dodano, że mężczyzna chciał stworzyć wirala i za jego pomocą "nagłaśniać międzynarodowe afery szpiegowskie".
Reklama.
Reklama.
Przypomnijmy, że do zdarzenia doszło w sobotę (14.10) około godz. 10:00. Krzysztof B. stanął na szczycie pomnika smoleńskiego przy pl. Piłsudskiego w Warszawie.Wszedł na sam szczyt monumentu, między nogami miał sporą torbę, a twarz zasłonił czarną chustą. Mówił, że ma bombę i groził jej detonacją.
Na miejscu musiały interweniować służby, a operacja z udziałem policyjnych negocjatorów i antyterrorystów trwała kilka godzin. Policja zamknęła plac i przylegające do niego ulice. W całą akcję zaangażowano kilkuset funkcjonariuszy.
Po zejściu z pomnika i zatrzymaniu 38-latek usłyszał zarzut popełnienia przestępstwa. Dotąd nieznane były jednak jego motywy.
To miał być wiral
Krzysztof B. złożył już wyjaśnienia śledczym. W rozmowie z Onetem Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Szymon Banna poinformował, że mężczyzna zaplanował całą scenę w taki sposób, aby stworzyć "wirala", czyli zabawny materiał, któryna krótki czas zdobywa dużą popularność i szybko rozprzestrzenia się w internecie.
Chciał nagłaśniać afery szpiegowskie
Według nieoficjalnych informacji Onetu 38-latek chciał wykorzystać popularność do informowania o "międzynarodowych aferach szpiegowskich". Jak dodaje prokurator, chodziło mu jedynie o zasięgi, nie zamierzał robić nikomu krzywdy.
– Swoje zachowanie tłumaczył chęcią osiągnięcia rozgłosu, a także chęcią stworzenia wirala w mediach społecznościowych. Zaprzeczył, iż chciał zrobić komuś krzywdę. W sprawie powołano dwóch biegłych lekarzy psychiatrów, którzy ocenią stan psychiczny podejrzanego – tłumaczy Szymon Banna.
Poważne zarzuty
Sprawą zajmuje się Prokuratura Rejonowa Warszawa Śródmieście-Północ. Mimo że Krzysztofowi B. chodziło tylko o rozgłos w sieci, usłyszał niebagatelne zarzuty.
Oskarżono go o stworzenie sytuacji mającej wywołać przekonanie o istnieniu zagrożenia dla życia lub zdrowia wielu osób, w efekcie było wywołanie czynności policji, wiedząc, że takie zagrożenie nie istnieje, a także zmuszenia groźbą interweniujących funkcjonariuszy policji do określonego zachowania.
Za te przestępstwa grozi mu kara od 6 miesięcy doośmiu lat więzienia. Chociaż zarzuty są poważne, to według śledczych mężczyzna swoim zachowaniem nie stanowił prawdziwego niebezpieczeństwa. Wbrew groźbom o wysadzeniu, 38-latek nie miał przy sobie ładunku wybuchowego, ani żadnych narzędzi, które mogłyby to spowodować.