- Nadchodzi "Stochomania". Zadaniem drużyny jest ochrona Kamila przed skutkami tego sukcesu - rozmawiamy z byłym trenerem Adama Małysza, a dziś prezesem Polskiego Związku Narciarskiego, Apoloniuszem Tajnerem.
Czy po mistrzostwie świata Kamila Stocha w Polsce rozpocznie się „Stochomania”?
Apoloniusz Tajner: To bardzo prawdopodobne. Nie chodzi tu tylko o sukcesy, które Kamil odnosi na skoczniach, ale także o niego samego. O jego osobowość, sposób postrzegania świata, sposób mówienia. To niezwykle pozytywny i otwarty chłopak. Właśnie zaczął się olbrzymi obstrzał mediów, nawet dziś w hotelu dziennikarze maglowali Kamila przez ponad godzinę. Zadaniem jego drużyny jest ochrona Kamila przed skutkami tego sukcesu.
Stoch jako pierwszy polski skoczek utrzymał ciężar porównań z Adamem Małyszem.
W końcu mu dorównał. Oczywiście nie sukcesami, ale umiejętnościami i sferą mentalną. W ogóle muszę powiedzieć, że sporą zasługę w medalu Kamila ma właśnie Adam.
Dał mu przykład, jak zwyciężać?
Adam bardzo dużo rozmawiał z Kamilem. Przyjechał tu, do Włoch i był dobrym duchem drużyny. Czasami doświadczony zawodnik potrafi wyjaśnić młodszemu szczegóły, które momentami są kluczowe. Na przykład co zrobić, jak się człowiek denerwuje. Co zrobić? Poprawić sobie włosy! Proste? Ale jednak działa. Taka metoda przekazu jest czasami skuteczniejsza niż to, czego sami nauczyliśmy zawodnika. Rady Adama na pewno Kamilowi pomogły.
Na sukces Stocha zapracowała niezwykle liczna drużyna.
Nigdy sztab szkoleniowy kadry polskich skoczków nie był tak szeroki. Kamil współpracuje m.in. z Kamilem Wódką, naszym psychologiem. Pomagał także Małysz. Wiele osób dołożyło cegiełkę do tego medalu.
Niektórzy w swoim hurraoptymizmie okrzyknęli już Stocha „drugim” Małyszem. Nie za wcześnie?
Kamil ma wielkie umiejętności, również jego psychika jest dziś na najwyższym poziomie. Proszę zwrócić uwagę na takiego Gregora Schlierenzauera. On ewidentnie zaczyna się gubić. Pojawia się jakaś nonszalancja, brak pewności siebie. Kamil już z tego wyrósł i jest znacznie bardziej stabilny psychicznie niż kilka lat temu. To sprawia, że możemy go porównywać z Adamem.
Italia jest dla naszych skoczków wyjątkowo szczęśliwa.
To tu przecież Adam Małysz zdobył dwa mistrzostwa świata w 2003 roku! Poza tym dla Kamila to także miejsce wyjątkowe. Najpierw we Włoszech po raz pierwszy punktował w klasyfikacji Pucharu Świata, później w Predazzo wygrał konkurs indywidualny, a teraz mistrzostwo świata. Viva Italia, Viva Polonia (śmiech).
Spodziewał się Pan tego sukcesu?
Kamil był typowany do zdobycia medalu, ale wiemy jak trudno jest triumfować. Są warunki pogodowe, samopoczucie, czasami można popełnić tez minimalny błąd i po wszystkim. Poza tym jest cała grupa zawodników, która miała walczyć o medale. Nie mówię już o samym Schlierenzauerze, ale też o świetnie skaczących Austriakach i Norwegach. Ale przyznam, że spodziewałem się miejsca na podium.
A Kamil i Łukasz Kruczek? W prywatnych rozmowach przyznawali, że może być złoto?
W naszym środowisku panuje niepisana zasada, że o medalach nie rozmawiamy. Nie warto mącić sobie w głowie, szczególnie, że dużo zależy od warunków pogodowych i innych czynników. Chciałbym też pogratulować Łukaszowi Kruczkowi, bo zawodnik oczywiście musi mieć szczęście, ale szczęśliwy musi być także trener.
Szkoda, że szczęścia zabrakło podczas pierwszego konkursu w którym Stoch, mimo iż po pierwszej serii był 2., ostatecznie zajął dopiero 8. miejsce.
Kamil popełnił wtedy drobny, naprawdę drobny błąd. Zabrakło metra i spokojnego lądowania, aby być w strefie medalowej. Natomiast w drugim konkursie wszystko było bezbłędne.
Przed Kamilem jeszcze kilka sezonów skakania. Oczekiwania będą teraz ogromne.
Po tym mistrzostwie świata Kamil wyrasta na kandydata do medalu olimpijskiego w Soczi. Jestem pewny, że na pewno będzie skakał także w 2018 roku w południowokoreańskim Pyeongchang, a może nawet w 2022 w… Zakopanem (śmiech).
Widzę, że i Pana huraoptymizm porwał.
Miałby wtedy 35 lat. Kamil przez długie lata może odnosić wspaniałe sukcesy, a ja wierzę głęboko, że mistrzostwo świata z Włoch to początek jego wspaniałej drogi do sukcesów.
I to wcale nie jest powiedziane, że ma być brązowy. Może nasi skoczkowie powalczą o coś więcej? Problem polega na tym, że na początku konkursu będzie słońce i pierwszej grupie zawodników będzie łatwiej. A później? To już loteria. Warunki na pewno nie będą tak równe, ale nasi tak skaczą równo i mogą zdobyć medal.