– Niewielu jest zawodników, którzy do sukcesu potrafią iść - choć brzydko to zabrzmi - po trupach. A jeżeli wszystkie elementy współgrają – jest technika, kondycja, siła, motywacja i odpowiednia psychika – to jest się mistrzem. Takim jak Kamil Stoch – mówi naTemat.pl Adam Małysz, jeden z najlepszych skoczków w historii.
Dziesięć lat po Panu, na tej samej skoczni, Polak wygrał mistrzostwo świata w skokach narciarskich. Co Pan poczuł?
Adam Małysz: Na początku był nieprawdopodobny stres! Czułem, jakbym to ja siedział na tej belce. Dopiero teraz dostrzegam, jak wielkie ciśnienie ma w trakcie skoku skoczka trener. Później przyszła satysfakcja, że znów mamy Polaka z medalem – i to tym najważniejszym, złotym.
To była dla Pana duża niespodzianka?
Od kilku dni widziałem z bliska zachowanie Kamila, obserwowałem jego skoki treningowe i byłem pewny, że w drugim konkursie zdobędzie medal. Nie szło inaczej typować. Nawet pierwsze zawody, na średniej skoczni, w których Kamil popełnił mały błąd, pokazały, w jak wielkiej jest formie.
W tej całej euforii został Pan nawet dziennikarzem.
To był dla mnie szok. W ogóle nie byłem na to przygotowany. Na początku miałem tylko przyprowadzić Kamila do stanowiska Eurosportu, a kiedy już doszliśmy, oni mówią: „Masz mikrofon i rób wywiad!”.
I po której stronie mikrofonu jest łatwiej?
Jednak po tej drugiej. Czasami się zastanawiałem dlaczego dziennikarze zadają mi głupie pytania, ale teraz widzę, że jeżeli nie ma przygotowania do wywiadu, to ciężko jest wymyślić fajne pytanie. Nawet ja, osoba która zna się przecież na tym sporcie, miałem duże problemy, żeby powiedzieć coś fajnego i oryginalnego.
Mówimy o mediach, a niedawno rozmawiałem z pana byłym trenerem Apoloniuszem Tajnerem, który przestrzegał przed „Stochomanią”.
Sukces zawsze niesie za sobą popularność i zainteresowanie. Tego się nie da uniknąć.
Tajner powiedział też, że „drużyna powinna bronić Kamila przed skutkami tego sukcesu”.
Kamil potrzebuje spokoju, bo ma jeszcze sezon do dokończenia. Przechodziłem przez „Małyszomianię” i wiem, że to nie jest łatwe, ale Kamil da radę. Ma odpowiednie doświadczenie, żeby udźwignąć ciężar popularności.
Ale czy „Stochomania” faktycznie nadchodzi?
Na to wygląda. Ja zwróciłbym jednak uwagę na coś innego. Kamil jest oczywiście głównym ogniwem machiny, która napędza popularność skoków narciarskich, ale wokół Kamila jest także świetna drużyna. Nigdy w historii nie mieliśmy zespołu tak silnego, który mógłby walczyć o medale mistrzostw świata.
Nie będzie Pan tej popularności Stochowi zazdrości?
Nie zazdroszczę i nie będę zazdrościł. Mój czas już był, ja to wszystko przeżyłem. Zajmuję się teraz inną dziedziną, może mniej popularną, w której nie odnoszę tak wielkich sukcesów jak w skokach i sprawia mi ona frajdę. Dziś naprawdę mocno ściskam kciuki za Kamila i pozostałych chłopaków.
Skoki narciarskie są dziś naszym zimowym sportem narodowym?
Zdecydowanie. Kochamy siatkówkę, kochamy piłkę nożną, w której notabene nie ma od lat sukcesów, i kochamy soki narciarskie. Z tym, że tylko w jednej dyscyplinie mamy mistrza świata!
Od lat szukaliśmy nowego Małysza i chyba w końcu udało się go znaleźć.
Kamil ma wielkie predyspozycje do skoków narciarskich. Talent, zacięcie do pracy – w ten sposób stworzyła się zgrabna całość. Niewielu jest zawodników którzy – choć może zabrzmi to brzydko – idą do sukcesu po trupach. Są bardzo silni, robią wszystko tak dobrze, tak dokładnie, że odnoszą zwycięstwa. A jeżeli wszystkie elementy współgrają – jest technika, kondycja, siła, motywacja i odpowiednia psychika – to jest się mistrzem. A Kamil tym mistrzem jest.
Takim jak Adam Małysz?
Skoro wygrał mistrzostwo świata, to jest… najlepszy na świecie!
Bez najmniejszej wątpliwości, ale patrzę też na cały sezon.
Nie był on taki dobry, jak Kamil by chciał, ale złożyły się na to różne czynniki. Teraz jest jednak dobrze i wydaje mi się, że w drugiej części sezonu, Kamil pójdzie jak z procy wystrzelony. Udowodni, że ten medal nie jest przypadkowy. Jest taka koniunktura, że Kamil musi ją wykorzystać.
Co z tego wyjdzie?
Moim zdaniem ma naprawdę duże szansę, żeby znaleźć się na podium klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.
Przed mistrzostwami we Włoszech dużo Pan ze Stochem rozmawiał.
Przede wszystkim nie chciałbym się wtrącać w kompetencje Kamila Wódki, psychologa z którym Kamil współpracuje. Przekazałem tylko kilka rad
Na przykład?
Mówiłem mu co ja czułem, jak się zachowywałem, co robiłem, kiedy walczyłem w mistrzostwach świata. Wszystko wynikało z mojego doświadczenia.
Może więc warto, aby Adam Małysz został włączony do sztabu reprezentacji Polski?
W tym momencie byłoby ciężko, bo mam swoje ambicje i cele, ale jeżeli miałbym być w tym sztabie trenerskim, to na pewno całkowicie bym się temu poświęcił. Ja nigdy nie robię niczego na pół gwizdka. A drużynę i tak wspieram od czasu do czasu, rozmawiam z Łukaszem Kruczkiem i Robertem Mateją. Oni są jednak na tyle dobrymi trenerami, że mojej pomocy nie potrzebują.
Sukces Stocha jest także sukcesem Łukasza Kruczka?
Zdecydowanie. Wielokrotnie Łukaszowi zarzucano różne błędy. Na początku sezonu mówiło się także, że myślał, czy nie odejść. Ale takie momenty trzeba przetrzymać, trzeba zacisnąć zęby i iść dalej. Później wychodzi się z takich sytuacji mocniejszym.
Kruczek dziś triumfuje.
Sukces, do którego idzie się po takiej nierównej, trudnej drodze, smakuje zdecydowanie lepiej. Na początku Łukasz dostał na głowę kubeł zimnej wody, ale dał radę i dziś ma wielkie powody do dumy.