– Nie mam teraz za bardzo czasu, żeby dokładnie śledzić, co tam się dzieje – uprzedza jeden z byłych posłów PiS. Ostrożnie mówi tylko, że dużo rzeczy w obecnej sytuacji go dziwi. Inny nawet się nie patyczkuje. – Rozmawiałem z kolegami. Nie spodziewałem się, że tak przeżywają to, co się wydarzyło. Jest nastrój rezygnacji, mają świadomość, że coś się skończyło. A ja? Dla mnie sama idea rządu dwutygodniowego jest nieporozumieniem – mówi. Jak byli parlamentarzyści PiS patrzą na polityczny cyrk, którego jesteśmy świadkami?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jeden z byłych parlamentarzystów PiS mówi wprost: – W mojej partii nie podoba mi się to, że nie potrafimy pogodzić się z wynikiem wyborów.
Od wyborów 15 października zaraz minie siedem tygodni, a my dzień w dzień jesteśmy świadkami tego, jak PiS nie ma ochoty rozstać się z władzą.
– Całą tę dramę oceniam słabo. Rozumiem, jakie są nasze polityczne intencje i popieram je w 100 proc., ale uważam, że można by to zrobić z mniejszym zadęciem i pompą. Czyli być bardziej sprawiedliwym wobec swojego elektoratu, który jeszcze się łudzi, że coś się uda. Co wiemy, jest tylko mrzonką – mówi polityk.
Z rządu eksperckiego Mateusza Morawieckiego niemal się śmieje. – Rozumiem, że jak robimy rząd ekspertów, to 80 proc. stanowią np. profesorowie, teoretycy, praktycy. Tymczasem mamy sytuację kuriozalną. Klucz doboru tych ekspertów jest dziwny. Nie chcę rzucać nazwiskami, ale to jest jakieś nieporozumienie. Sama idea rządu dwutygodniowego jest nieporozumieniem – reaguje.
– Zna pan nowych ministrów? – pytam
– Nic z tych rzeczy. Tylko Mariusza Błaszczaka i słabo parę innych nazwisk. Ale są takie osoby, o których nigdy nie słyszałem. Chyba nikt normalny nie przywiązuje się do tych nazwisk, bo po ich prezentacji chyba wszyscy już wiedzą, że szanse na rząd PiS zmalały z 1 proc. do promili – odpowiada.
"Oczywiście chciałbym być w Sejmie, ale..."
Cyrk, szopka, teatr, przedstawienie. Atrapa, farsa – tak powszechnie odbierane jest to, co wokół nowego rządu dzieje się w kraju. Dlatego pytamy byłych polityków dotychczasowego obozu władzy, czy z dystansu, poza Sejmem, z ich perspektywy też to widać?
– Ja nawet się trochę cieszę, że mnie tam nie ma. Oczywiście chciałbym być w Sejmie, ale nie żałuję, że mnie nie ma. Styl uprawiania polityki przez wszystkie siły polityczne niespecjalnie by mnie satysfakcjonował. Wiem, że show robiony przez Hołownię podoba się ludziom. Mnie też się podoba, ale uważam, że na dłuższą metę to głupota – reaguje jeden z polityków.
Kolejny: – Nie jestem na etapie, że liżę rany. Przyjąłem werdykt ze spokojem. Zająłem się innymi sprawami. Więcej czytam. Gdy patrzę na to wszystko, to wydaje mi się, że to jest niewiele warte, jeśli patrzymy na to, co dzieje się w Ukrainie.
– Z dystansu wiele rzeczy mnie dziwi. Oczywiście oglądam to, ale czasami, bo teraz zajmuję się innymi rzeczami i nie bardzo mam czas – mówi inny.
Co go dziwi? Odpowiada, że przede wszystkim rozdział miejsc w komisjach.
– Nie wiem, czy dla mnie nie stało się dobrze, że nie ma mnie w Sejmie. Przy takim podziale, w mojej komisji czułbym się niekomfortowo. Proszę pamiętać, że nam zaproponowano pięciu przewodniczących, a sama KO, nie licząc innych klubów, w poprzedniej kadencji miała sześciu przewodniczących. To idzie w złym kierunku – tak uważa.
"Jest nastrój rezygnacji"
Opinie na temat "rządowego cyrku" i całej jego otoczki są podzielone. I to skrajnie.
– Gdy rozmawiam z kolegami w Sejmie, to nawet nie spodziewałem się, że tak przeżywają to, co się wydarzyło. Jest nastrój rezygnacji. Mają świadomość, że coś się skończyło. Z drugiej strony mam wrażenie, że osoby w kierownictwie partyjnym nie do końca rozumieją, co się wydarzyło i nie potrafią się z tym pogodzić – słyszymy.
Były parlamentarzysta wytyka: – Widać nastrój rewanżystowski i granie na sentymentach antyunijnych, jest atakowanie Donalda Tuska. A przecież robiliśmy to przez x lat i jakoś nie przyniosło to efektu. Jeżeli obrażamy wszystkich naokoło i obrażaliśmy ich z pozycji siły, co jest nieeleganckie, i z pozycji słabości, co jest głupie, to czego się teraz spodziewamy? Że politycy PSL, które było przez nas gnojone i kopane, nagle będą chcieli z nami rozmawiać? W pewnych grupach społecznych swoim językiem wywołaliśmy antypatię.
Ale kibicowanie Morawieckiemu też wyraźnie czuć w powietrzu.
– Decyzja powierzenia misji tworzenia rządu zwycięskiemu ugrupowaniu należy do zwyczajów, który zawsze były stosowane i uważam, że zawsze powinny być stosowane w przyszłości. Pytanie, na jakim etapie ktoś ma powiedzieć, że ta misja się nie udała. Czy w pierwszych dniach, od razu? Nie chcę tego komentować – ucina jeden z rozmówców.
"Z zewnątrz wygląda to trochę średnio poważnie"
Temat, jak słyszymy tłumaczenie, nie jest taki prosty.
– Gdy patrzy się na to z zewnątrz, wygląda to trochę średnio poważnie. Ktoś powie, że chcemy zyskać czas, usadzić się itp. Ale przyjrzeć się bliżej, to są to również procedury określone w konstytucji. Dlatego uważam, że jeśli ktoś powie: "To mało poważne, bo nie ma żadnych szans praktycznych", jeśli wyborcom to się nie podoba, to są pewne reguły i zwyczaje. Prezydent postąpił zgodnie z konstytucją. Nie jest to skandalem. Teraz należy tylko życzyć naszym następcom, bo na to się zanosi, żeby nie szli na skróty – uważa inny z byłych parlamentarzystów.
Była posłanka Barbara Dziuk tak to tłumaczy: – Ponieważ PiS wygrało wybory, bo dostaliśmy najwięcej głosów, to uważam, że normalne i logiczne jest przejście całej procedury tworzenia rządu. Tak jak pan prezydent zlecił tworzenie rządu przez pana premiera. Jest to właściwie.
Czy nie widzi w tym teatru? – Nie, nie. Wiele z osób, które znalazły się w rządzie, znam, z wieloma współpracowałam i wcale nie uważam, że to złe osoby na tych stanowiskach – reaguje.
Cyrk? – To są za poważne sprawy, żeby w ten sposób to komentować. Ja też mogłabym wiele przykrych słów powiedzieć na temat funkcjonowania pana marszałka, ale to nie o to chodzi. Każda złośliwość, każde podważanie autorytetu przez daną osobę, jest nie na miejscu. Najważniejsze, żeby politycy szukali dobrych rozwiązań i porozumienia, np. w obronie polskiej racji stanu przed zagrożeniami ze strony UE. A nie zachowywali się jak dzieci w piaskownicy. Jak chłopczyki w krótkich spodenkach – odpowiada.