"Marzę, żeby moja mama nie piła. Ona chce nie pić, ale nie umie, bo jest biedna", "Pedagog, na wieść o moich myślach samobójczych, spytała, czy się szczepiłam", "Gdyby ojciec wiedział, że jestem lesbijką, wyrzuciłby mnie z domu", "Jestem za brzydka, nieciekawa, mam zwykłe Xiaomi" – oto, z czego psychologom zwierzają się dzieci i młodzież.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– Całe dzieciństwo tata bił mamę. Nigdy nie zapomnę, jak uderzał głową mamy o ścianę. Potem się rozstali, ale mama cały czas chodzi i krzyczy za mną, że jestem jak tata. Nie wiem, czemu mnie tak rani.
"Twój tata do nas nie przyjdzie? Do mnie nie przychodzi tylko, gdy mam okres"
Dr Marlena Stradomska jest psycholożką, psychoterapeutką, biegłą sądową oraz ekspertką Biura Zapobiegania Zachowaniom Samobójczym w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Opowiada nam o tym, z czego za zamkniętymi drzwiami gabinetu zwierzają się dzieci.
– Pracowałam z dziewczynką, która była molestowana przez ojca. To wyszło w terapii dopiero po jakimś czasie. To, że była wykorzystywana, zrozumiała, kiedy przyszła na nocowanie do koleżanki – mówi.
– Te dziewczynki się umyły, położyły do łóżka, a moja pacjentka nagle zapytała: "A jak to jest? Twój tata tu do nas nie przyjdzie?" A ta dziewczynka powiedziała, że jej tata nigdy nie przychodzi – dodaje.
– Moja pacjentka odpowiedziała: "Jak to nie przychodzi? Mój nie przychodzi do mnie tylko wtedy, gdy mam okres" – podsumowuje.
Dr Stradomska jako suicydolożka na co dzień zajmuje się też problemem prób samobójczych i samobójstw. Z czym mierzą się osoby, które pewnego dnia mówią, że "nie chcą już żyć"?
– Mówią o ogromnym bólu, cierpieniu, samotności, niezrozumieniu wśród ludzi. Mówią, że boją się realizować, bo to ponad ich siły – przytacza. A na wsparcie wśród dorosłych nie zawsze można liczyć.
"Tutaj mamy ten moment złamania psychiki"
Ostatecznie, gdy dochodzi do samobójstwa lub ujawnienia przemocy czy to fizycznej, czy psychicznej, czy seksualnej, okazuje się, że nikt nic nie widział.
– U nas działają różnego rodzaju mechanizmy obronne. Wyparcie, zaprzeczenie, racjonalizacja. Czasami nie jesteśmy w stanie przyjąć jakiejś informacji. To dla nas po prostu za trudne. W psychice człowieka dochodzi do przerażających rzeczy, a my często nie jesteśmy gotowi rozmawiać, bo się boimy – wyjaśnia ekspertka.
To wciąż nie koniec piętrzących się problemów dzieci i młodzieży. Ekspertka zwraca uwagę na samotność i przemoc rówieśniczą.
– Skarżą się, że nie mają przyjaciela, chłopaka, dziewczyny. Że ktoś wykorzystał ich tajemnice, żeby zabłysnąć w towarzystwie. Mamy zawody miłosne, wykorzystywanie, w tym seksualne – wylicza.
Koledzy też potrafią być bezlitośni. Tu z kolei dzieci mówią psychologom i terapeutom o najróżniejszych rzeczach.
– Tu może być wszystko. Do przemocy dochodzi, bo "jestem za ładna" lub "jestem za brzydka". Bo jestem "zbyt ciekawa" lub "nieciekawa". Bo "mam iPhone'a" albo "zwykłe Xiaomi, więc jestem beznadziejna".
"Jak pójdę na papierosa, to mi lepiej. To nic złego. Mama pali, tata pali i pije"
Zarówno problemy rówieśnicze, jak i te rodzinne przekładają się na skłonność sięgania po używki. Dzieci mówią, że "to im pomaga". – "Jak sobie pójdę na papierosa, to lepiej się czuję", "To nic złego. Mama pali, tata pali", "Tata też pije" – przytacza dr Stradomska.
A problem jest ogromny. – To są leki, kokaina, marihuana. Ale też działania hazardowe. Te problemy szczególnie widać, gdy dziecko ma w plecaku pełno różnych leków – dodaje.
Psychoterapeutka zwraca uwagę na presję grupy: – "Dlaczego ja mam tego nie robić?", "Kiedyś tego nie robiłem, ale byłem wykluczony z grupy", "Chcę być taki sam, jak moi koledzy".
Zapytana, jak w takim razie wygląda świat dzieci i młodzieży, mówi wprost: – To często osoby samotne. Chociaż w klasie jest od 20 do 30 osób, a w domu jest kilka osób, to nie mają z kim porozmawiać.
– Jak mam 5-latków, to one nie powinny zastanawiać się, czy mama ma pieniądze, czy ich nie ma. Czy pracuje za dużo, czy za mało. Czy po pracy tata jest zdenerwowany, czy nie – wymienia i wyjaśnia: – Te dzieci powinny zastanawiać się, czy dostaną od św. Mikołaja wymarzoną zabawkę. Ale dorośli, którzy nie przepracowali swoich traum, traktują dzieci jako osoby, które powinny być tak dorosłe, jak oni.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W przypadku nieco starszych dzieci doświadczenia dr Stradomskiej wyglądają tak: – Dziecko wraca po szkole do domu. Mama pyta "co słychać?". W odpowiedzi słyszy, że "dobrze". Dziecko idzie do siebie do pokoju i wchodzi w świat internetowy, gdzie dopiero zaczyna mówić, co się z nim dzieje.
"Twoim jedynym zajęciem powinno być, żeby się uczyć, a ty nawet tego nie umiesz zrobić"
Dr Stradomska zauważa, że rodzice potrafią bagatelizować objawy depresji czy innych zaburzeń natury psychicznej u dzieci. – Mówią: "Jakie dzieci mogą mieć problemy?", "Przecież to nie ma żadnego znaczenia". Człowiek zostaje sam w bardzo trudnej sytuacji – przytacza.
– Uczeń po dostaniu "trójki" w szkole słyszy od rodzica: "Jesteś leniem", "Twoim jedynym zajęciem powinno być, żeby się uczyć, a ty nawet tego nie umiesz zrobić". Nie ma też akceptacji tego, żeby dziecko mogło popełniać błędy, mylić się – kontynuuje.
Jak to się stało, że rodzice potrafią być tacy bezduszni dla swoich pociech? – zastanawia się dr Stradomska i podsumowuje: – Chcemy przedłużyć gatunek, zapewnić dziecku przetrwanie, a jednocześnie zapominamy, że to osoby, które mogą mieć trudności i należy je wspierać.
Ekspertka zaznacza, że w każdym przypadku warto szukać pomocy i korzystać z numerów pomocowych, i bezpłatnych miejsc – informacje te dostępne są na stronie internetowej Życie Warte Jest Rozmowy (www.zwjr.pl).
"Na wieść o moich myślach samobójczych zapytała, czy się szczepiłam"
Młodzi zwierzają się ze swoich problemów także rówieśnikom. Fundację Growspace tworzą głównie tacy młodzi ludzie. Organizacja zajmuje się m.in. walką o dobrostan psychiczny nastolatków. Trudno odmówić im wiedzy o problemach dzieci i młodzieży.
Specjalnie dla redakcji przygotowali historie, z którymi przychodzą do nich rówieśnicy. To zanonimizowane historie publikowane za zgodą ich bohaterów.
– Nauczyciele w mojej szkole często śmieją się, gdy się przewidzą, że są psychiczni. Koledzy z klasy reagują na to śmiechem, dopowiadają do tego różne historie. Doskonale wiedzą o tym, że od podstawówki potrzebuję pomocy psychiatry.
– Moja mama nie chce zapisać mnie do psychologa, mimo że doskonale wie, że mam myśli samobójcze. Przyjaciele namówili mnie, żebym porozmawiała o tym ze szkolną pedagog. Na wieść o moich myślach samobójczych zapytała, czy się szczepiłam, bo czytała, że szczepionki mogą je wywoływać. Teraz już nikomu o tym nie mówię.
– Chodziłam na terapię, bo chciałam nauczyć się radzić sobie z ciężkimi sytuacjami w moim życiu. Gdy zaczęłam oblewać matematykę, mama powiedziała mi, że jak nie mam czasu się uczyć, to nie mam też czasu na te wygłupy. Minęły trzy lata i nadal nie mam pomocy.
– Mój tata wrócił do narkotyków, mieszkanie z nim to był najgorszy okres mojego życia. Nie miałem motywacji do niczego, nawet żeby wstać z łóżka. Szkoła wiedziała o mojej sytuacji, ale część nauczycieli nadal mówiła, że nie chce o tym słyszeć i mam się brać do nauki.
– Często mówię o moim ojcu prześmiewczo w grupie moich znajomych, a nawet nauczycieli w szkole, śmiejemy się, że wierzy w płaską ziemię i spisek światowy. Tak naprawdę boli mnie, że gdyby wiedział, że jestem lesbijką, wyrzuciłby mnie z domu. Nigdy nie okazał mi prawdziwej czułości.
"Tłumaczą, że wolą odebrać sobie życie niż cierpieć nawet minutę dłużej"
Michalina Kulczykowska jest psycholożką, trenerką i interwentką kryzysową. Skupia się na wsparciu dla rodziców oraz pracy z dziećmi i nastolatkami m.in. na indywidualnych spotkaniach, ale również na grupach wsparcia.
Ekspertka spędziła 6 lat jako konsultantka telefonu zaufania 116 111 dla dzieci i młodzieży. To numer prowadzony przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę.
– W telefonie zaufania zaczęłam pracę w 2016 roku. Wtedy telefon od kogoś, kto chce odebrać sobie życie, to było wydarzenie na skalę miesiąca. Rok temu, gdy kończyłam tę pracę, takie telefony pojawiały się raz-dwa razy dziennie. Teraz, z tego, co obserwuję, ktoś dzwoni 1-3 razy dziennie – opowiada.
Dziecko dzwoni i mówi, że nie chce już żyć. Co dzieje się w jego głowie? – Tłumaczą, że czują tak ogromne cierpienie psychiczne, że wolą odebrać sobie życie, niż cierpieć nawet minutę dłużej. Bez względu na to, czy wierzą, że coś po śmierci jest, czy nie – mówi.
Gdy pytam, czy umie przynajmniej oszacować, ile dzieci przeszło przez jej ręce, słyszę głośne westchnięcie. – To będzie ciężkie. Nie chcę przestrzelić. To doświadczenie 6 lat praktycznie codziennych rozmów z dziećmi – reaguje.
Nawet jeśli uznamy, że to tylko jedna rozmowa dziennie, to mówimy nawet o dwóch tysiącach tego typu doświadczeń.
– Szczególnie w pamięć zapada ich poczucie bezradności. Ta bezradność pojawia się zarówno w kontakcie telefonicznym/online, jak i w kontakcie bezpośrednim – relacjonuje.
"Ja dopiero ci dam powód do płaczu"
– Brak zrozumienia ze strony dorosłych to podstawowy problem – mówi Kulczykowska i tłumaczy, że młodzi często szukają pomocy, próbują i pomimo tego nie dostają zrozumienia. – W skrajnych przypadkach mówią nawet o wyśmiewaniu i konieczności udowodnienia, że naprawdę mają problem – zaznacza.
– Z mojego kontaktu z dziećmi i młodzieży wynika, że w co drugiej rodzinie występuje problem uzależnienia. To nie tylko alkohol, ale też narkotyki i inne substancje psychoaktywne. Czasami też leki. Niekiedy nawet na etapie ciąży – tłumaczy.
Kulczykowska zwraca również uwagę na – jak sama określa – "standardowe teksty". – "Jakie ty możesz mieć problemy?", "Inni mają gorzej", "Pójdziesz do pracy, to zobaczysz", "Daj spokój, nie masz powodu do płaczu", "Ja dopiero ci dam powód do płaczu" – wymienia.
Tu rodzi się poczucie winy. Dziecko czuje się źle, chociaż słyszy, że nie powinno. Co to oznacza? To proste: coś jest z nim nie tak.
"Tam, gdzie młode osoby, tam przemoc. Mówią: ja tylko uderzyłem"
Pytam o relacje młodych pacjentów o przemocy rówieśniczej. – To dzieje się na co dzień, wszędzie. Tam, gdzie młode osoby, tam przemoc rówieśnicza występuje – reaguje Kulczykowska.
– Przemoc ma różne formy. Dużą rolę odgrywa sexting i cyberprzemoc. Chociaż mamy też namacalną przemoc fizyczną i psychiczną. Ale też lęk przed oceną i bardzo ostre ocenianie siebie pod różnymi względami. Pojawiają się ogromne oczekiwania wizualne wytworzone przez social media. To wpływa na relacje i na poczucie samotności – mówi.
– Niestety, te objawy przemocy często są bagatelizowane. Słyszymy, że "ja tylko uderzyłem". Młodzi widzą, że wszystko mogą, bo na przemoc nikt nie reaguje, o ile naprawdę nie dojdzie do czegoś bardzo przerażającego – wymienia.
Tymczasem od "ja tylko uderzyłem" do tragedii krótka droga.
"Tata podczas kłótni uderzył mnie twarz i powiedział, że się mną brzydzi"
Fundacja Growspace wysyła kolejne historie.
– Mój ojciec to wielokrotny rozwodnik z czwórką dzieci. Do tego masa kochanek. Jestem jego pierwszym dzieckiem, więc widziałam i przeżyłam najwięcej. Czekam na psychoterapię, żeby poradzić sobie z traumą, którą mi zafundował. Nie umiem wchodzić w zdrowe relacje, od lat zmagam się z depresją i leczę się psychiatrycznie. Powoli tracę nadzieję, że będzie dobrze.
– Mamy ani mnie nie stać na prywatną terapię. Czekam w ogromnej kolejce po pomoc. Mój ojciec nie chce opłacić mi psychologa, chociaż wykonuje bardzo dobrze płatną pracę. Mówi, że jak chcę, to muszę iść z nim po te pieniądze do sądu.
– Moi rodzice są alkoholikami. Mam z nimi bardzo sporadyczny kontakt. Wyprowadziłem się od nich chwilę po 18-stce. Od tego momentu ani razu nie pojechałem do nich na święta. Spędzam je kompletnie sam.
– Na miesiąc przed maturą rodzice wyrzucili mnie z domu, gdy dowiedzieli się, że jestem w związku z chłopakiem. Tata podczas kłótni uderzył mnie twarz i powiedział, że się mną brzydzi.
– W szkole podstawowej kilka razy w tygodniu byłem bity, szarpany i opluwany przez rówieśników. Śmiali się ze śmierci mojej mamy. Sprawcami było trzech chłopaków, ale wiedziała o tym cała klasa. Nikt nie wyciągnął do mnie ręki.
"Wyćpała całą tablicę Mendelejewa. Byłam w ciężkim szoku, że w ogóle żyła"
Katarzyna Andrusikiewicz to certyfikowana psychoterapeutka uzależnień i współuzależnień, ale również psycholog z 12-letnim doświadczeniem klinicznym. W rozmowie ze mną mówi, że najmłodsza grupa jej pacjentów to głównie osoby z tzw. dobrych domów.
– Szczególnie zapadła mi w pamięć młoda pacjentka z zamożnej rodziny. Schemat: "weźcie i wyleczcie mi dziecko". Ona była trzymana pod kloszem. W wieku 17 lat nie mogła wyjść pobiegać przed domem, bo rodzice się nie zgadzali – mówi.
– Ale jeszcze 2 lata wcześniej rodzice nie widzieli problemu, żeby wynająć jej mieszkanie, gdzie żyła sama z chłopakiem. Jak zaczęłam z nią pracować, to byłam w ciężkim szoku, że ona w ogóle żyje. Ona w melinach wyćpała całą tablicę Mendelejwa... – kontynuuje.
– Zawsze mówię, że ja w mojej pracy słyszałam i widziałam już wszystko. Ale jak wyobrażałam sobie sytuacje, w których ta dziewczyna brała udział, to byłam wstrząśnięta – podsumowuje.
"Upili dziewczynę i po prostu wyrzucili ją na bruk"
Rówieśnicy? Andrusikiewicz również mówi o cyberprzemocy i ośmieszaniu w internecie. – Mamy ogromne spektrum różnorodnej przemocy seksualnej. Przykład? Chłopak zaczyna uprawiać seks z dziewczyną. Nagrywa to i wrzuca do sieci – podaje.
– Słyszę o proszeniu dziewczyn o wysyłanie zdjęć w bieliźnie, w erotycznych pozach. Potem one są szantażowane. Grozi im się wrzuceniem tego do sieci. Teraz mieliśmy głośną aferę, gdzie dwóch patostreamerów upiło dziewczynę i po prostu wyrzuciło ją na bruk – wymienia.
Psychoterapeutka zwraca uwagę, że często brakuje rozmowy, dialogu z dorosłymi. A to, co dorośli nazywają rozmową, to po prostu monologi ojca lub matki. A gdy dziecko odbija się od rodzica, zaczyna szukać wsparcia gdzie indziej. To zaś stwarza zagrożenia wejścia w niezwykle ryzykowne sytuacje.
– Rodzice często, kiedy zapisują swoje dzieci na terapię, przyjmują postawę "płacę, więc wymagam" i mówią: "Proszę, to jest moje dziecko, proszę je naprawić i wyleczyć". A Kiedy dzieci przejawiają problemy emocjonalne, to objaw tego, że rodzina źle funkcjonuje. Wtedy cała rodzina powinna zostać objęta leczeniem – tłumaczy.
Dlaczego często tak się nie dzieje? – Pojawia się reakcja: "To tylko z dzieckiem jest problem. Proszę nie przesadzać. Jesteśmy porządnymi ludźmi, porządną rodziną". Rodzice mówią: "No jak to brak wsparcia? Najlepsza możliwa szkoła, łożymy na utrzymanie, na wspaniałe wakacje", "O co tutaj chodzi? Ja się wychowywałam w jednym pokoju z patologią, pijanym ojcem. A co ten smarkacz mi tu wymyśla?"
Andrusikiewicz przytacza jedną z historii, które doczekały się szczęśliwego zakończenia.
– Zgłosiła się do mnie matka z dwiema córkami. Skarżyła się na problemy wychowawcze i podejrzewała uzależnienie od social mediów u jednej z córek. W ramach rozmów z tymi dziewczynkami okazało się, że to matka od wielu lat jest bardzo poważnie uzależniona od alkoholu. Kiedy zaczęła pracować nad swoim uzależnieniem, to nagle atmosfera w domu się poprawiła. Całe szczęście, matka była współpracująca – opisuje.
"Wtedy naprawdę chciałem umrzeć"
Fundacja Growspace:
– Ledwo skończyłam 16 lat, gdy usłyszałam od mamy: "nie dość, że twoja młodsza siostra musi patrzeć na twoją depresję, to jeszcze musi patrzeć na to, że przyprowadzasz swoją dziewczynę do domu".
– Na początku liceum świadomie otarłam się o śmierć. Cierpiałam na anoreksję. Ale w moim domu do psychologa czy psychiatry "się nie chodzi". Przez chwilę było dobrze, ale gdy depresja obudziła się ponownie, jedyne co usłyszałam od mamy, to pretensje. Przecież wszystko miało już być ze mną w porządku.
– Nauczyciel WF-u wziął mnie na rozmowę. Zapytał, co u mnie, a potem powiedział, że jestem za młody, żeby korzystać z pomocy psychologa. Zamiast tego "powinienem się ogarnąć i pogodzić z kolegą".
– Przyszłam rano do szkoły i zorientowałam się, że całą klasa mnie wyśmiewa. Na początku nie wiedziałam, o co im chodzi. Potem zorientowałam się, że kolega z klasy wszedł w posiadanie mojego roznegliżowanego zdjęcia. Wtedy naprawdę chciałam umrzeć.
– Całe dzieciństwo oglądałam załamania nerwowe mojej matki. Raz powiedziała mi, że nie pójdzie na terapię, bo nawet jak nie wytrzyma i umrze, to przynajmniej trafi do nieba.
"Marzę o tym, aby tata mnie przytulił"
W grudniu 2022 roku Instytut Psychologii i Rozwoju wstrząsnął opinią publiczną. Terapeuci opublikowali karteczki ze zanonimizowanymi myślami pacjentów.
"Marzę o tym, aby tata mnie przytulił. Mówi mi, że tulą się słabi. Jestem słaby", "Najbardziej pragnę, aby mama i tata powiedzieli mi, że mnie kochają, albo lubią choć trochę", "Prosiłem Mikołaja o mamę. Mam mamę, ale ona nigdy nie ma czasu" – to tylko ułamek spisanych myśli.
Teraz mamy początek 2024 roku. Co się zmieniło?
– Trudno mówić o radykalnej zmianie. Raczej widzę, że kłopotów, z którymi mierzą się dzieci, jest coraz więcej. Obserwuję coraz więcej kryzysów psychicznych prowadzących do myśli samobójczych, samookaleczeń – mówi mi Justyna Nawojska, psycholożka i mediatorka z Instytutu Psychologii i Rozwoju.
– Jak to się dzieje, że dzieci nie chcą żyć? To pokłosie wielu przeciążeń. Nastolatki mówią przede wszystkim o poczuciu samotności, o tym, że nie mogą odnaleźć swojej drogi. Nie czują się akceptowani w rodzinie i wśród rówieśników. Nie akceptują siebie. Stawiają sobie bardzo wysokie wymagania, w nadziei na to, że zostaną zauważeni i docenieni. To łączy się z problemami rodzinnymi oraz presją w szkole – dodaje.
– Przede wszystkim mamy mało czasu na bycie razem. Dzieci są mocno obciążone szkołą, rodzice pracą, często wszyscy wracają do domu przemęczeni, z natłokiem kolejnych zadań do wykonania. Trudno znaleźć przestrzeń i czas na podzielenie się ważnymi sprawami, wzajemne zrozumienie i bycie blisko – kontynuuje.
– Nastolatki mówią, że trudno im w relacjach z rówieśnikami. Nie potrafią znaleźć sobie grupy przyjaciół, towarzystwa, czasem nawet jednego kolegi czy koleżanki. Często mówią, że nie potrafią ufać swoim znajomym. Boją się wykorzystania, oszukania i wyśmiania. Z drugiej strony wielu z nich jest bardziej niż kiedyś zmotywowanych do szukania pomocy. Wiedzą, że psycholog może im pomóc i chętniej mówią o swoich kłopotach – podsumowuje.
"Mamo, tato, ja jeszcze bardzo cię potrzebuję"
Cecylia Bieganowska jest psychoterapeutką i socjoterapeutką dzieci i młodzieży. – Pracuję z osobami z różnymi trudnościami emocjonalnymi. Skarżą się, że my, dorośli, mocno ich zawodzimy – mówi.
– Dorośli nie słyszą prostej potrzeby nastolatków: "My ciągle potrzebujemy czuć się przy was bezpiecznie", "Jest wiele rzeczy, gdzie potrzebujemy pewności, że możemy na was liczyć" – wyjaśnia i kontynuuje: – "Mamo, tato, ja jeszcze bardzo cię w moim życiu potrzebuję. Jest bardzo wiele tematów, które potrzebuje z tobą przeżyć", "Potrzebuję się czuć zaopiekowany, a ty nie chcesz mi tego dać".
– Większość dzieciaków ma rodziny w stanie rozpadu, albo rodzice nie mają przyjaciół, znajomych. Wielu nastolatków przychodzi do mnie i mówi: "Nie wiem, jak budować relacje, jak je podtrzymywać. Co zrobić, żeby te relacje były dobre" – tłumaczy.
Kolejne relacje, z którymi przychodzą do Bieganowskiej dzieci to hasło: "Nie chcę być ciężarem". – To doświadczenie, które powtarzają najróżniejsi nastolatkowie. Ciągle mówią, że nie chcą być obciążeniem dla rodziców. "Ciągle słyszę, co ty znowu wymyślasz. Zajmij się wreszcie sobą" – mówi psychoterapeutka.
– Głównie od dziewczyn słyszę, że rodzice wysyłają im sprzeczne sygnały. Chcą, żeby córki świetnie funkcjonowały, pomagały w domu, miały świetne oceny, pasje, przyjaciół. A potem słyszą: "Ale czemu jesteś taka spięta? Czym się denerwujesz? Co ty tak przeżywasz?" – wymienia.
Bieganowska tłumaczy, że są rodzice, którzy przyznają się do błędu i pracują nad sobą. Rodziców nie da się bowiem wrzucić do jednego worka. Zdecydowana większość jednak nie uważa swoich zachowań za przemocowe.
– Czyli ja mówię: "To, co pan robi wobec dziecka, to psychiczna przemoc". Wtedy absolutnie przytłaczająca większość mówi: "No co pani gada?", "Przesada pani", "Wyolbrzymia pani", "Rodzice mówili do mnie gorzej i jakoś żyje", "Kiedy próbuję tłumaczyć inaczej, to to nie działa", "Ja od mojego ojca dostawałem w dupę. Ja przynajmniej dziecka nie biję", "Nie możemy się na każdym kroku tak nad nimi pochylać" – tłumaczy.
"Nigdy nie zapomnę, jak uderzał głową mamy o ścianę"
Fundacja Growspace:
– Zapłakany przyszedłem do mamy się przytulić. Odrzuciła mnie i powiedziała, że jestem słaby, a depresja to jest wstyd. Cały czas marzę o wyprowadzce na swoje
– Koleżanki w szkole powiedziały mi, że wymyślam sobie choroby, a zamiast tego powinnam organizować im studniówkę. Kazali mi nie przesadzać, gdy tłumaczyłam, co czuję. A ja po prostu bałam się chodzić do szkoły.
– Trafiłam do szpitala z atakiem paniki. Lekarz przyszedł i powiedział mi, że wymyślam, jestem nienormalna i powinnam napić się melisy.
– Zwierzyłem się pediatrze z moich problemów. Powiedziałem, jak bardzo się boję, że nie mam już siły. On poprosił moją mamę, żeby nie dała się nabrać, bo po prostu nie chce mi się chodzić do szkoły.
– Całe dzieciństwo tata bił mamę. Nigdy nie zapomnę, jak uderzał głową mamy o ścianę. Potem się rozstali, ale mama cały czas chodzi i krzyczy za mną, że jestem jak tata. Nie wiem, czemu mnie tak rani.
Rodzice często nie chcą pomóc swojemu dziecku. Mówią: "Ale wymyślasz", "Po co nam to robisz?", "Żaden chłopak cię nie będzie chciał, jak jesteś taka pocięta. Nikt na ciebie nie spojrzy", "Ja tak ciężko pracuję, a ty w ogóle tego nie doceniasz", "Zastanów się nad sobą".
Dr Marlena Stradomska
Była taka kampania "Mężczyźni też płaczą", gdzie jeden z mężczyzn powiedział: "Wiesz co? Przyszedłem ci powiedzieć, że chcę się powiesić". A drugi kontynuował rozmowę o potrzebie zakupienia czajnika. Tutaj mamy ten moment złamania psychiki.
Dr Marlena Stradomska
Problem eskaluje, a potem taki rodzic przychodzi do mnie na terapię i mówi: "dziecko mi się zepsuło, proszę je naprawić". To ogromny ból i niezrozumienie funkcjonowania młodego człowieka.
Dr Marlena Stradomska
Bardzo często słyszę, że "nic się już nie da zmienić". To myślenie tunelowe, zawężone. Młodzi nie są w stanie dostrzec, że cokolwiek mogłoby im pomóc. "Ta rzeczywistość zawsze taka będzie, to po co dalej żyć?" - ta myśl to wspólny mianownik, który łączy tę młodzież.
Michalina Kulczykowska
Moje nastoletnie pacjentki zaznaczają: "Nie wiem, jak mam osiągnąć cel. Robię to kosztem swojej emocjonalności i dalej jest źle, bo robię to nie tak, jak trzeba", "Okazuje się, że mam 18-lat, świetnie się uczę, zaraz daję maturę. Ale jestem na antydepresantach, nie chce mi się żyć i moi rodzice są zdziwieni. A ja jestem zdziwiona, że oni są zdziwieni".