Chyba mało kto czekał na ten film, bo przecież Wonkę widzieliśmy już tyle razy. Był Gene Wilder, był Johnny Deep. Tyle że "Wonka", nowy musical Paula Kinga, reżysera obu "Paddingtonów", to nie "Charlie i fabryka czekolady", ale całkiem nowa historia. I to naprawdę świetna. Tak, nie przesłyszeliście się, "Wonka" to triumf i świetna zabawa, a Timothée Chalamet rozwala system.
Ocena redakcji:
4.5/5
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Wonka" to musical fantasy w reżyserii Paula Kinga ("Paddington", "Paddington 2") według scenariusza Kinga i Simona Farnaby'ego
To historia młodości Willy'ego Wonki – bohatera powieści "Charlie i fabryka czekolady" Roalda Dahla – i początków jego kariery jako wytwórcy czekolady
W Willy'ego Wonkę wciela się Timothée Chalamet ("Diuna", "Małe kobietki", "Tamte dni, tamte nocy"), a partneruje mu debiutantka Calah Lane
W obsadzie "Wonki" znaleźli się także m.in.: Keegan-Michael Key, Paterson Joseph, Matt Lucas, Mathew Baynton, Sally Hawkins, Rowan Atkinson, Jim Carter, Tom Davis, Olivia Colman i Hugh Grant
"Wonka" będzie miał polską premierę w kinach 14 grudnia, ale można go obejrzeć na przedpremierowych pokazach w wybranych kinach w Mikołajki, 6 grudnia
Jak wypadł film o Willym Wonce? Oceniamy w recenzji "Wonki"
O Willym Wonce pewnie większość z nas słyszała. Jeśli nie czytaliście "Charliego i fabryki czekolady" Roalda Dahla – słynnej brytyjskiej powieści dla dzieci z 1964 roku o chłopcu, któremu szczęśliwym trafem udaje się odwiedzić największą fabrykę czekolady na świecie Willy'ego Wonki – to być może oglądaliście film. A właściwie jeden z filmów, bo powstały ich dotąd już dwa (nie licząc animacji... "Tom and Jerry: Willy Wonka and the Chocolate Factory").
Pierwszy był kultowy musical z 1971 roku z niezapomnianym, nieżyjącym już Genem Wilderem, do którego scenariusz napisał sam Dahl (reżyserem był Mel Stuart). Tak, mem z Wilderem w cylindrze pochodzi właśnie z tego cudownego filmu.
34 lata później za "Charliego i fabrykę czekolady" wziął się sam Tim Burton, a ekscentrycznym wytwórcą czekolady, wynalazcą i magikiem został Johnny Depp, ulubiony aktor reżysera "Edwarda Nożycorękiego" i "Soku z żuka". Magiczny Willy Wonka i jego wytwórnia czekolady prosto z marzeń na stałe usadowili się w kulturze popularnej. Musicale sceniczne, gry komputerowe, nawet atrakcja w parku rozrywki w Anglii.
18 lat po premierze (nieco gorszej od oryginału) "Charliego i fabryki czekolady" z Deppem Wonka wraca, ale w nie w kolejnej ekranizacji powieści Roalda Dahla. Tę opowieść o Złotych Kuponach już znamy. Paul King, reżyser świetnego "Paddingtona" i znakomitego "Paddingtona 2", połączył siły z Simonem Farnabym (współtwórcą scenariusza do drugiej części "Paddingtona"), a rezultatem jest historia o początkach Wonki.
Bo jak właściwie zaczynał Willy Wonka? Jak dorobił się największej fabryki czekolady na świecie i stał się aż tak sławny? Skąd jego miłość do czekolady? Czy zawsze był... taki dziwaczny? I jak zaprzyjaźnił się z małymi, pomarańczowymi Umpa Lumpa? Na wszystkie te pytania odpowiada "Wonka", najnowszy film w "Wonkowej" franczyzie.
O czym jest "Wonka"? Opowiada o początkach sławy Willy'ego Wonki
Młody Willy Wonka (Timothée Chalamet) ma głowę pełną marzeń i kieszeń z zaledwie kilkoma monetami, które traci już pierwszego dnia w wielkim mieście. Willy przybywa tu w konkretnym celu: to tutaj znajduje się ulica z największymi sklepami czekolady na świecie.
Bohater chce do nich dołączyć, bo tak się składa, że tworzy świetną czekoladę (czego nauczył się przez siedem lat podróży i eksperymentowania). Ba, najlepszą na świecie. Magiczną, po której możesz wzbić się w powietrze, zyskać pewność siebie albo uświadomić sobie, że twój kolega ze szkolnej ławki jest miłością twojego życia. Willy ma w swojej walizce całą małą, przenośną wytwórnię, a w jego cylindrze znajduje się... absolutnie wszystko.
Wonka marzy o sklepie z czekoladą od dziecka, a wszystko dzięki jego zmarłej mamie (Sally Hawking), która tworzyła niezapomniane czekoladowe tabliczki. Bohater jednak nie tylko chce spełnić swoje marzenie – ma nadzieję, że kiedy odniesie sukces, mama w jakiś sposób do niego wróci. W końcu obiecała, że będzie z nim w wielkim momencie jego triumfu. Tylko jak otworzyć wielki sklep bez grosza przy duszy?
W wielkim mieście nie wszystko idzie (wróć: nic nie idzie) po myśli idealistycznego, naiwnego Willy'ego Wonki, który wierzy, że wszyscy ludzie są dobrzy i mili. Jest kantowany na kasę, ściga go policja, wpływowa konkurencja chce się go pozbyć, a dodatkowo trafia do pensjonatu, którego sprytni, niecni właściciele (Olivia Colman i Tom Davis) robią z niego niewolnika. Do tego pomarańczowy ludzik z zielonymi włosami kradnie mu czekoladę...
Willy poznaje jednak nowych przyjaciół, w tym dziewczynkę Noodle (Calah Lane), z którymi będzie walczył i o swoje marzenie, i lepszy los dla całej grupy swoich kompanów. Łatwo nie będzie, ale czekolada wzywa...
"Wonka" to świetny musical. Timothée Chalamet jest znakomity
Jeśli znacie mniej więcej świat Wonki, to wiecie, czego się spodziewać. To dziwaczność, magia, ekscentryczność i słodycz, ale przełamana chaosem i tak zwaną "życióweczką" (czytaj: smutkiem i goryczą). Dzieje się dużo, jest śmiech, wzruszenie i absurdalność.
Film Paula Kinga jest musicalem z rodzaju tych, których już się praktycznie nie robi. Jest śpiewanie (fani "Charliego i fabryki czekolady" ucieszą się, że znów usłyszymy hit "Pure Imagination"), tańczenie i rozbuchana scenografia, latający ludzie, żyrafa i zaczarowany cylinder. Słowem wszystko, co ucieszy i dzieci, i ich rodziców, i absolutnie każdego – oczywiście pod warunkiem, że lubi musicale i pozwoli sobie na trochę zabawy oraz magii.
Są oczywiście również łzawe emocje i sentymentalizm, ale Paul King, jak na Brytyjczyka przystało, umiejętnie przełamuje go humorem i ironią. Jest tu więc i przytyk w stronę Kościoła, i szpila wbita kapitalizmowi, i krytyka obżarstwa. Nie ma więc poczucia, że jest za słodko, a gdy niebezpiecznie zbliżamy się do tej granicy, twórca serwuje absurdalny żart, albo... dziwnych śpiewających mnichów.
"Wonka" naprawdę jest prześmieszny i przeuroczy, scenariusz jest bystry, angażujący i świetnie łączy się z "Charliem i fabryką czekoladą", a pełna niesamowitych detali scenografia powala na kolana (sklep Willy'ego!). Serio, warto wytężyć wzrok, bo gdzieś w tle możemy znaleźć prawdziwe cudeńka.
Muzycznie też jest bardzo dobrze, bo piosenki wpadają do głowy i mimo że aktorzy, w tym Chalamet, nie są mistrzami wokalu – to nie "Nędznicy" – to jest melodyjnie i sympatycznie. Sceny taneczne są wyborne, a efekty specjalne nie rażą aż tak, jak wydawało się po zobaczeniu w zwiastunie Hugha Granta jako Umpę Lumpę. Owszem, jest to nieco krindżowe, ale za to prześmieszny Grant swoją rolą absolutnie wygrywa i kradnie każdą scenę.
Zresztą jak praktycznie cała obsada, bo King zgromadził amerykańskie i brytyjskie gwiazdy: Keegan-Michaela Keya, Patersona Josepha, Matta Lucasa, Mathewa Bayntona, Sally Hawkins, Rowana Atkinsona, Jima Cartera, Toma Davisa czy laureatkę Oscara Olivię Colman. Wszyscy tworzą charakterystyczne, pełnokrwiste postacie, a to, co robią Colman i Davis to prawdziwy majstersztyk. Czapki z głów.
Świetna jest także mała Calah Lane, która zalicza bardzo dobry debiut i to w jakim towarzystwie! Ale oczywiście gwiazdą jest Timothée Chalamet, który zawstydzi wszystkich tych, którzy marudzili, że to on będzie nowym Wonką i twierdzili, że się do tego nie nadaje. Amerykański gwiazdor jest fenomenalny: zabawny, poruszający, charyzmatyczny. Nie sposób oderwać od niego oczu, a rola Wonki wydaje się dla niego stworzona.
Dlatego, jeśli marzycie o świetnym musicalu, pełnym humoru, magii, chaosu i wzruszeń, to lećcie na "Wonkę"! Nie pożałujecie, to jedna z najfajniejszych (i najbardziej nieoczekiwanych) premier tego roku. No, chyba że jesteście Grinchami...