- Konflikt między Obraniakiem a resztą reprezentantów? Obojętnie, co odpowiem, to będzie zła odpowiedź. To tak jak w kawale: kobieta pyta się: na ile lat wyglądam? A mężczyzna: jak na swój wiek, to bardzo dobrze. W sprawie języka polskiego Obraniaka mam takie samo stanowisko jak prezes Boniek - mówi w rozmowie z naTemat selekcjoner reprezentacji Polski Waldemar Fornalik.
Selekcjoner reprezentacji narodowej powinien być jak kapitan czołgu?
Waldemar Fornalik: Ktoś, kto prowadzi określoną grupę ludzi – a w tym wypadku grupę ludzi niezwykle ważną dla całego narodu – powinien być osobą konkretną, przejrzystą, wiedzącą, co chce robić i mającą plan działania.
Czyli jak kapitan.
Ale taki, z którym załoga czołgu może porozmawiać, podyskutować. Jeżeli jednak mamy mówić tym językiem, to oczywiście kapitan podejmuje decyzje: o tym, kiedy ruszamy do boju, kiedy odpalamy pociski, czy jest odpowiednia odległość. Ale musi być jednak otwarty na to, co dzieje się dookoła.
Mieć dobry wzrok, ale i słuch?
Niekoniecznie musi się liczyć z wszystkimi opiniami, ale musi je brać pod uwagę. Jeżeli ktoś się zamknie w swoim świecie i w momencie podejmowania decyzji będzie tylko patrzył na swoje „ja”, to szybko zapląta się we własną sieć.
Dowódca takiego czołgu, jakim jest kadra, jest zdecydowanie ważniejszy od tego z tankietki?
Wiem do czego Pan dąży i od razu zaznaczę, że klub również jest bardzo ważny. Nie można powiedzieć na przykład, że Real Madryt i Barcelona są w cieniu reprezentacji Hiszpanii. I jedni, i drudzy w tamtejszej piłce, odgrywają role kluczowe. Nasza kadra jest oczywiście niezwykle ważna, ale nie możemy zapomnieć, że Borussia czy Arsenal też mają własne interesy.
Jak czuje się Pan przed kluczową bitwą z Ukrainą? Wielokrotnie rozegrał Pan ten mecz w swojej głowie?
Nie jestem zwolennikiem rozgrywania meczów w głowie…
Nie uwierzę, że wyobraźnia nie pracowała.
Na pewno to wszystko gdzieś tam krąży. Wyobrażenie, jak ten mecz może wyglądać. Kwestia ustawienia, taktyki, kwestie personalne – od tego nie da się uciec, bo to zadecyduje o przebiegu meczu. Ale musimy zdać sobie sprawę, z kim będziemy grali.
I w tych Pana meczach układają się jakie wyniki?
Konkretnych nie ma, ale oczywiście my wygrywamy. Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej.
Powiedział Pan: „Musimy zdać sobie sprawę, z kim będziemy grać”. Ukraińcy są od nas silniejsi?
Nie chciałbym mówić, kto jest lepszy, czy gorszy, ale chcę zwrócić uwagę na pewną rzecz. W 1/16 Ligi Europejskiej grały trzy ukraińskie kluby: Dynamo Kijów, Dnipro Dniepropietrowsk i Metalis Charków. W Lidze Mistrzów wciąż jest Szachtar Donieck.
Najważniejsi zawodnicy w tych klubach to jednak Brazylijczycy.
Ale w tych kilku klubach grają też reprezentanci Ukrainy. Cały czas są w cyklu meczowym w spotkaniach międzynarodowych. I to już jest odpowiedź, z kim gramy. Naszym atutem jest oczywiście fakt, że będziemy u siebie, na naszym stadionie, z naszymi kibicami, ale to nie wystarczy. Musimy być zespołem. I to przynajmniej takim, jak w meczu z Anglią.
Która reprezentacja jest prawdziwą? Ta z meczu z Anglią, z Irlandią czy Urugwajem?
Urugwaj jest od nas zdecydowanie lepszy i tu nie ma o czym mówić. Pokazali nam, gdzie jest Urugwaj, a gdzie my.
A więc Anglia czy Irlandia?
Nasze możliwości są bliższe temu, co pokazaliśmy w Warszawie z Anglikami. Z Irlandczykami do utraty bramki graliśmy całkiem dobry mecz. Podkreślałem jednak wielokrotnie, że gdybyśmy grali w Dublinie o punkty eliminacji, to na pewno bym nie zrobił trzech zmian. Nie twierdzę, że te zmiany nam pomogły, ale to ciągle jest mecz towarzyski, okazja do testowania. Wynik jest oczywiście ważny, ale to jak drużyna funkcjonuje, jak może funkcjonować, albo jak nie powinna, jest moim zdaniem ważniejsze.
Jerzy Pilch, pisarz i scenarzysta, w niedawnej rozmowie ze mną twierdził, że polscy piłkarze nie umieją grać w meczach towarzyskich. Nie ma adrenaliny, nie ma stawki i oni dobrze nie zagrają. Nie i koniec.
Trudno się nie zgodzić z panem Jerzym. Coś w tym może być… Stawka, poczucie, że to mecz istotny sprawia, że jest dodatkowa mobilizacja. Albo powiem inaczej – zgrupowanie przed sparingiem trwa zazwyczaj dwa dni. Niektórzy zawodnicy grają jeszcze w weekend mecze ligowe. I teraz trzeba odpocząć, zresetować się, nastawić się na mecz środowy. To nie jest takie łatwe, mimo iż robimy wszystko, aby tak właśnie było. W meczu o stawkę mamy przygotowanie od poniedziałku do piątku, a w meczu towarzyskim to tylko jeden trening.
W oczach reprezentantów przed meczami z Anglią czy Czarnogórą był ogień?
Oczywiście. Zawsze może być lepiej, bo to sport, ale to byli ludzie zdeterminowani. Moim zdaniem widać było to na boisku.
Czytał Pan wywiad z Tomaszem Hajtą w „Przeglądzie Sportowym”?
No tak, i przeczytałem tam ciekawą rzecz.
Jaką?
Tomek powiedział, że mam u niego duży kredyt zaufania. Poczułem się, jakby mówił do mnie sam prezes PZPN.
Ja chciałem zapytać o inne słowa Hajty. Mówi on tak: „W tej drużynie ewidentnie coś nie gra. Byłem w kadrze przez wiele lat, wiem, co mówię (…)”, a później dodaje: . ”Kiedy Obraniak może zagrać do Lewandowskiego, zawsze wybierze inne rozwiązania. Ewidentnie ma chłopak kompleks, nie radzi sobie z tym, że Robert jest na topie”.
Z Ukrainą na boisko wyjdzie jedenastu ludzi, którzy będą ze sobą całkowicie współpracowali i nie będziemy wtedy rozmawiać o sympatiach czy antypatiach.
Nie ma konfliktu między Obraniakiem i resztą? Czy Pan go nie widzi?
Obojętnie, co odpowiem, to będzie zła odpowiedź.
To tak jak w tym kawale: „Czy przestał pan już bić swoją żonę”?
Tak. Albo kiedy kobieta pyta się: na ile wyglądam? A mężczyzna: jak na swój wiek, to bardzo dobrze wyglądasz.
No dobrze, a Lewandowski i Błaszczykowski z Piszczkiem? Tu nie jest żadną tajemnicą, że panowie się nie kochają, a to i tak delikatnie powiedziane.
No i co? Odcięto Reusa oraz Goetzego i współpraca reszty z Lewandowskim nie wyglądała już tak pięknie. Tu szukałbym przyczyn jego słabszej gry w kadrze, a nie w relacjach między tymi zawodnikami.
To są jednak piłkarze kluczowi i może ich relacje wpływają jakoś na grę reprezentacji?
Ja nie dostrzegam, żeby to przeszkadzało kadrze. Patrzę na treningi, na boisko, na obiady i wygląda to normalnie. Wszyscy ze sobą dobrze funkcjonują. Widzę przecież, kto z kim siedzi na kawie i wielkiego problemu nie ma.
A problemem jest posiadanie trzech piłkarzy z Borussii Dortmund? Bo to rodzi wielkie oczekiwania.
Idealnie byłoby mieć pięciu zawodników z Barcelony i pięciu z Realu, tak jak mają Hiszpanie. Wtedy zmontowanie teamu to łatwa sprawa. A w naszej drużynie potrzebujemy wszystkich wartościowych graczy, a więc potrzebujemy też całej trójki z Dortmundu.
Pan ma jeszcze inny problem.
Jaki?
Arkadiusz Milik gra we Bayerze Leverkusen, Rafał Wolski we Fiorentinie a Bartosz Salamon w Milanie…
Gra?
Przepraszam, są tam. Ale przeciętny kibic patrzy na te trzy nazwiska i myśli sobie: „Ale pakę ma ten Fornalik! Milan, Leverkusen. Plus dobry bramkarz, trójka z Borussii!”. A ci młodzi są rezerwowymi.
Brawo. Gdyby oni grali, nie byłoby tematu i byliby oczywiście powołani. Liczę na tych zawodników, ale mnie rozlicza się z dnia bieżącego. A tym piłkarzom brakuje może roku, może pół roku i wtedy na pewno nam się przydadzą.
Milik gra już po kilkanaście minut i bardzo dobrze. Cały czas czuje atmosferę meczu, adaptuje się w szybszym futbolu, widzi kibiców, światła stadionów. Rafał natomiast jest przygotowywany przez Fiorentinę bardzo dokładnie, spokojnie, stopniowo. On co prawda wyjechał już wyleczony, ale jeszcze nieprzygotowany do gry. Jesteśmy w stałym kontakcie z opiekunami Rafała i wiemy, że dostanie szansę gry. A co do Salamona, to prezes Boniek wie co się u niego dzieje. Milan na pewno nie zapłacił kilka milionów euro, żeby chłopak nie grał.
Wrócę do tych kibiców. Nie boi się Pan, że oni pomyślą: Fornalik oszalał. Ma gościa z Milanu…
A bierze kogoś z Polski?
Tak.
Myślę, że świadomość narodu jest większa niż nam się wydaje. Ludzie wiedzą, kto gra, czytają gazety, portale internetowe. Jasne, że te kluby robią wrażenie, bo dawno nie było takiego wysypu Polaków w renomowanych klubach. Jest Krychowiak w Reims, Wszołek mógł wyjechać do Hannoveru. Oby tylko wszyscy grali, a nie byli rezerwowymi.
Napisałem kilka miesięcy temu felieton „Plan Fornalika, czyli Polska dla Polaków”. I napisałem tam, że Pan będzie trenerem, który pozostawi w kadrze tylko tych, którzy mówią po polsku. Piję jeszcze raz do Obraniaka…
Dajmy jednak niektórym czas…
Panie trenerze, Obraniak na naukę języka polskiego miał czas od sierpnia 2009 roku. To trzy i pół roku. To ile on czasu potrzebuje? Dziesięć lat?
To proszę o to zapytać Obraniaka.
Chętnie, tylko nie mówię po francusku.
(śmiech). Z prezesem Bońkiem podobnie widzimy kilka spraw. Tyle.
Prezes Boniek mówi jeszcze tak: „Nie będę zaskoczony, jeżeli nie awansujemy na Mundial”. Nie spuścił z Pana piłkarzy powietrza?
Jeżeli tak, to tylko w pozytywnym sensie. Pan prezes patrzy na naszą piłkę realnie. Pan pamięta losowanie eliminacyjne? Był pierwszy koszyk, drugi, trzeci i… dopiero Polska. To oczywiście nie znaczy, że nie mamy szans, ale klasyfikacja określa możliwości drużyn. Dlatego nie wierzę, że ciśnienie zeszło, jeżeli już – to tylko presja. Gdybym był zawodnikiem pomyślałbym sobie, że warto sprawić – jak mówi prezes Boniek – niespodziankę: właśnie Bońkowi, kibicom i przede wszystkim sobie. Wokół reprezentacji są ważniejsze rzeczy niż jakieś słowa. Gra się przed całym narodem i dla całego narodu.