Tak akcja policji zbulwersowała Polaków. Jej bohaterem jest Dariusz Bobak z Obywateli RP, który 14 grudnia wyraził swój sprzeciw przeciwko obronie Grzegorza Brauna na rynku w Rzeszowie i został za to brutalnie zatrzymany. Na komisariacie spędził ponad dwie godziny, usłyszał dwa zarzuty. – Muszę przyznać, że ze wszystkich zatrzymań to było najbrutalniejsze – mówi w rozmowie z naTemat. Tak całe zdarzenie wyglądało z jego perspektywy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Zatrzymanie Dariusza Bobaka, znanego w Rzeszowie działacza, odbiło się szerokim echem w mediach społecznościowych. "Poseł Grzegorz Braun chodzi wolny, a policja aresztowała mojego przyjaciela" – komentowała politolożka Anna Siewierska-Chmaj.
Przypomnijmy, skandaliczny wyczyn Brauna z gaśnicą w Sejmie wstrząsnął Polską i nie tylko. Tymczasem zwolennicy skrajnie prawicowego posła Konfederacji 14 grudnia zorganizowali w Rzeszowie wiec poparcia "Murem za Grzegorzem Braunem".
Dariusz Bobak przyszedł, zaprotestował przeciw obronie Brauna i... został brutalnie zatrzymany przez policję. Zdjęcia z policyjnej akcji obiegły internet. W rozmowie z naTemat aktywista – który nie pierwszy raz został zatrzymany w czasie protestu – opowiada, jak z jego perspektywy to wszystko wyglądało.
Jak Pan się czuje?
Dariusz Bobak: W porządku, ale lekko obolały. Policja była wyjątkowo brutalna. Skuli mi ręce z tyłu i ciągnęli mnie do radiowozu twarzą do ziemi, po bruku ulicznym, podnosząc za skute ręce. Boli mnie szczególnie lewy bark i poobcierane nadgarstki od kajdanek. Zniszczyli mi też kurtkę, jest cała rozdarta. Mam całe zniszczone buty, bo też tarły po bruku. Poza tym psychicznie wszystko ok.
Jak długo tak pana ciągnęli?
Kilkadziesiąt metrów. Starałem się stawiać bierny opór, więc nie ułatwiałem im zadania. Po prostu siedziałem. Zwykle robią to w cztery osoby, teraz robili to we dwójkę. Nie było to przyjemne. Muszę, przyznać, że ze wszystkich zatrzymań mnie, to było najbrutalniejsze.
Trzy razy, łącznie z ostatnim, zatrzymywali mnie tak, że wylądowałem na komisariacie. W pozostałych przypadkach uznawano, że nie muszę się legitymować, ponieważ jestem znany policji. Przyjmuję zasadę, że jeśli w mojej opinii nie popełniam wykroczenia, to nie pozwalam się legitymować. Wiąże się z tym pewne ryzyko, bo oczywiście może się okazać, że nie mam racji. Ale do tej pory sądy zawsze potwierdzały, że mam rację.
Teraz też nie chciał się pan wylegitymować.
Tak.
Zaskoczyła Pana ta brutalność?
Zaskoczyła mnie nie tylko ta brutalność, ale sam fakt, że do takiej akcji doszło. Proszę spojrzeć, jak ta sytuacja wygląda z międzynarodowej perspektywy. Mamy wielką aferę po tym, co zrobił Braun, a w Rzeszowie odbywa się konferencja, która popiera Brauna. I co robi policja? Brutalnie zgarnia jednego człowieka, który przeciwko temu protestuje. Przecież odbiór międzynarodowy tego jest koszmarnie zły.
Co to więc było? Jak by Pan to nazwał?
Być może głupota i brak przygotowania policjantów, którzy nie są w stanie rozróżnić obywatelskiego protestu – w mojej opinii w słusznej sprawie, przeciwko ksenofobii, antysemityzmowi – od jakiejkolwiek innej burdy ulicznej, którą zwykle zabezpieczają. A z drugiej strony, podejrzewam, że być może mogą wchodzić w grę skrajnie prawicowe sympatie przynajmniej niektórych policjantów.
Proszę opowiedzieć, co tam się tak naprawdę wydarzyło.
Zupełnie przypadkiem zobaczyłem na FB, że na stronach rzeszowskich Konfederatów pojawiła się informacja o wiecu wsparcia dla Grzegorza Brauna. Był zaplanowany na godzinę 12.00, ludzie są wtedy w pracy, nie udało się zorganizować kontrmanifestacji. Pomyślałem, że pójdę sam, z pracy mam blisko, zobaczę, jak to wygląda.
Na rynku zebrało się kilkanaście osób. Mieli plakaty popierające Brauna i odnoszące się do wydarzeń w Sejmie.
Pan był zupełnie sam?
Tak. Dałem znać żonie, przyjechała już później. Zdążyła nagrać końcówkę akcji.
Krzyczał pan do nich: "Faszyści"?
– Nie. W pewnym momencie zacząłem wykrzykiwać "Precz z polskim faszyzmem". Padło też słowo antysemici. To był impuls w momencie, gdy Karolina Pikuła, jedna z najbliższych współpracowniczek Brauna zaczęła opowiadać niestworzone historie o święcie Chanuka.
Po pierwszych okrzykach podeszli do mnie tajniacy. Powiedzieli, że zakłócam porządek publiczny i żebym przestał. Stwierdziłem, że to kontrdemonstracja, do której mam prawo, bo mam prawo do wyrażenia swoich poglądów. Nie mogli mi tego zakazać. Pogrozili palcem i odeszli.
Ale po chwili, gdy w czasie konferencji padły treści antysemickie, ponownie krzyknąłem: "Antysemici" i "Precz z polskim faszyzmem". Wtedy podbiegli do mnie policjanci umundurowani. Odciągnęli mnie na bok i zażądali, żebym się wylegitymował.
Co im Pan powiedział?
Zacząłem dopytywać, na jakiej podstawie, oni nie potrafili sobie przypomnieć treści artykułów w ustawie. Stwierdzili, że zakłócam porządek publiczny, a ja, że w mojej ocenie nie.
Owszem, krzyczę, ale w wyższym celu. Chcę zaprotestować przeciw faszyzmowi i antysemityzmowi, który jest publicznie głoszony na rynku rzeszowskim. I chcę pokazać, że nie ma na to zgody. Że są ludzie, którzy się sprzeciwiają. I jest to kontrmanifestacja, do której mam prawo.
Odmówiłem więc wylegitymowania się i pójścia do radiowozu. Wtedy bardzo szybko złapali mnie za ręce, wykręcili do tyłu, skuli i zaciągnęli do radiowozu. Zawieźli na komisariat, wnieśli do pomieszczenia za kratą. Przeszukali, znaleźli dokumenty, spisali mnie. Sporządzili protokół, którego nie podpisałem.
Dlaczego?
Tam jest miejsce na uwagi zatrzymanego. Domyślnie wpisali, że nie zgłaszam żadnych zastrzeżeń. Powiedziałem, że nie podpiszę, bo zgłaszam zastrzeżenia. Dodatkowo chcę wpisać, że w czasie zatrzymania zniszczono mi ubranie i buty i bezprawnie skuto kajdankami z tyłu. Usłyszałem, że mogą wpisać, że wnoszę zastrzeżenie, ale nic więcej. Odmówiłem podpisania protokołu.
Co teraz?
Usłyszałem dwa zarzuty: odmowę wylegitymowania się i zakłócanie porządku publicznego. Zaproponowano mi mandat, którego przyjęcia odmówiłem. Policja skieruje wniosek o ukaranie do sądu. Jeśli sąd postanowi mnie ukarać, będę miał 7 dni na zgłoszenie sprzeciwu, co oczywiście wtedy zrobię. A wtedy sprawa będzie się toczyć przez zwykłym sądem.
Przegrał Pan wcześniej jakiś proces?
Nie. Tylko jeden nakazowy, ponieważ informacja przyszła, gdy byłem na wykopaliskach i nie zdążyłem odebrać listu poleconego, minął więc termin na zgłoszenie sprzeciwu. Pozostałe wszystkie sprawy, 5 lub 6, wygrałem. Jedną mam jeszcze w toku.
Co Pan zamierza teraz zrobić?
Zamierzam złożyć skargę na sposób, zasadność, legalność oraz prawidłowość zatrzymania przez policję. Chcę też złożyć skargę i wniosek zarówno o zadośćuczynienie, jak i odszkodowanie za szkody materialne. Ale też psychiczne i moralne. Zobaczę też, czy dalej będzie mnie bolała ręka.
Mamy nową władzę w kraju. Ale myślę, że do policji to jeszcze nie dotarło. I obawiam się, że to będzie długa droga. Bo wiemy, co stara władza robiła z policją. Ci ludzie powinni przejść pełne przeszkolenia od nowa.