nt_logo

Prof. Antoni Dudek #TYLKONATEMAT: Hołowni odradzam przywiązywanie się do myśli o prezydenturze

Jakub Noch

17 grudnia 2023, 20:02 · 7 minut czytania
– Jednym z największych problemów "koalicji kordonowej" jest rozwiązanie problemu prezydentury. Jeżeli bowiem dojdzie do starcia wyborczego Rafała Trzaskowskiego i Szymona Hołowni, będą oni musieli rywalizować o bardzo podobny elektorat. Donald Tusk i spółka muszą więc tak to wszystko ułożyć, aby nie rozsadzić koalicji od wewnątrz – mówi #TYLKONATEMAT prof. Antoni Dudek.


Prof. Antoni Dudek #TYLKONATEMAT: Hołowni odradzam przywiązywanie się do myśli o prezydenturze

Jakub Noch
17 grudnia 2023, 20:02 • 1 minuta czytania
– Jednym z największych problemów "koalicji kordonowej" jest rozwiązanie problemu prezydentury. Jeżeli bowiem dojdzie do starcia wyborczego Rafała Trzaskowskiego i Szymona Hołowni, będą oni musieli rywalizować o bardzo podobny elektorat. Donald Tusk i spółka muszą więc tak to wszystko ułożyć, aby nie rozsadzić koalicji od wewnątrz – mówi #TYLKONATEMAT prof. Antoni Dudek.
Prof. Antoni Dudek w rozmowie z naTemat.pl komentuje krajobraz po zmianie władzy. Fot. Wojciech Strozyk / REPORTER

Polacy oszaleli na punkcie tzw. Sejmflixa. Jak długo utrzyma się ta moda?

Prof. Antoni Dudek: Sądzę, że najpóźniej przed wakacjami popularność transmisji z obrad Sejmu znacznie spadnie. Ludzie pewnie znudziliby się tym dużo wcześniej, ale w kwietniu czekają nas wybory samorządowe, a czerwiec to walka o miejsca w Parlamencie Europejskim.


Dwie kampanie wyborcze przez pewien czas będą podkręcały atmosferę i zainteresowanie tym, co robią politycy. Oczywiści później też jakaś spora grupa widzów sejmowym transmisjom nadal będzie się przyglądała, jednak opatrzenie się tego show jest nieuniknione.

Dziś modę na Sejmflix napędzają głównie ludzie, którzy nie pamiętają już, jak wyglądały obrady przed rządami Prawa i Sprawiedliwości. Kiedyś wreszcie napatrzą się na normalne funkcjonowanie parlamentu.

Masowe zainteresowanie transmisją z obrad jest dla parlamentarzystów szansą, czy raczej niebezpieczeństwem?

Ależ to zarówno szansa, jak i zagrożenie! Swoją szansę otrzymują najlepsi, najsprawniejsi posłowie. Dawno nie było tak łatwo pokazać się wyborcom od dobrej strony. Choć tutaj oczywiście powstaje pytanie, co osoby śledzące obrady Sejmu premiują najmocniej... Mam wrażenie, że premiuje się bardziej taką zręczną retorykę i to nie jest do końca dobre.

Oczywiście parlament to jest miejsce dla krasomówców, powinniśmy tam oglądać potyczki słowne. Byłoby jednak dobrze, gdyby Polscy nie zapominali, że w gmachu przy Wiejskiej przede wszystkim powinno być tworzone dobre prawo. A proces legislacyjny, szczególnie profesjonalnie prowadzony, nie jest już niczym widowiskowym.

To mozolna praca nad projektami ustaw, którą dobry prawodawca powinien wykonywać uważnie artykuł po artykule. To wiele "nudnych" dni pracy w komisjach sejmowych, obrad których media zwykle nie relacjonują, więc i przeciętnego Kowalskiego one nie interesują.

Bardzo bym chciał, aby posiedzenia sejmowych komisji cieszyły się taką popularnością, jak obrady na sali plenarnej.

Żebyśmy w komisjach też mieli krasomówcze występy?

Nic z tych rzeczy! Przy szczególnie interesujących opinię publiczną kwestiach krasomówcy próbowali już swoich sił także w komisjach. W normalnych warunkach pracy na takie popisy jednak nie ma miejsca i na dłuższą metę są one eliminowane.

Chodzi mi o to, że gdyby obywatele na transmisje z obrad komisji patrzyli równie uważnie, co na Sejmflix, łatwiej byłoby na przykład złapać różnych posłów nadmiernie ulegającym lobbystom.

Ostatnia historia z "wiatrakową wrzutką" do przepisów przedłużających zamrożenie cen prądu wyraźnie pokazała, z jak poważnym zagrożeniem mamy do czynienia. Ja jestem zwolennikiem naprawdę maksymalnej transparentności procesu legislacyjnego.

Szymon Hołownia całkowicie skradł Donaldowi Tuskowi show ze zmianą władzy, czy premier ma jeszcze szanse załapać się na trochę powyborczej euforii?

Szymon Hołownia wciąż swoje wielkie dni ma, ale zdaje się, że na prawdziwe "show" Donalda Tuska jeszcze przyjdzie czas. Formalni marszałek Sejmu jest drugą osobą w państwie, w rzeczywistości premier jest jednak postacią znacznie bardziej wpływową.

O ile oczywiście ktoś naprawdę szefem rządu chce być, a nie jak Mateusz Morawiecki dawać jedynie twarz stanowisku, które tak naprawdę sprawował Jarosław Kaczyński. W przypadku Donalda Tuska nic takiego nie będzie miało miejsca. Nikt nie ma wątpliwości, że to rządem kieruje człowiek samodzielny i to on podejmuje decyzje.

Ciekawie między Hołownią a Tuskiem oraz w całym obozie rządzącym powinno zrobić się za półtora roku. Nawiązuję tu oczywiście do ambicji prezydenckich aktualnego marszałka Sejmu. Dziś niewątpliwie jest on gwiazdą wielkiego formatu, ale czy tej gwieździe wystarczy blasku…?

Myślę, że wszyscy wciąż pamiętamy tę pierwszą fazę pandemii i ówczesną fascynację Łukaszem Szumowskim. Wtedy nawet u zaciekłych przeciwników PiS ówczesny minister zdrowia wywoływał fascynację swoimi podkrążonymi oczami. A wszystko dlaego, że w Polsce wstępuje – proszę wybaczyć, że tak to ujmę – wyjątkowo silny mechanizm cielęcego zachwytu.

Ileż razy było tak, że cały kraj nagle się kimś zachwycał, mówiono „Boże, jaki on wspaniały”, a minęło kilka czy kilkanaście miesięcy i następował zwrot o 180 stopni. Tak było ze wspomnianym ministrem Szumowskim, ale także… już raz z Hołownią.

W kampanii prezydenckiej z 2020 roku do pewnego momentu był on właściwie murowanym faworytem do znalezienia się w drugiej turze wyborów. I jak się skończył ten polityczny sen? Dosłownie dwa tygodnie wystarczyły, aby wszystko legło w gruzach po wejściu do gry Rafała Trzaskowskiego.

To ostrzeżenia dla marszałka Hołowni, aby nie przywiązywał się do myśli o rotacji na fotel prezydencki?

Rzeczywiście przywiązywanie się do tej myśli mocno mu odradzam. Jednym z największych problemów "koalicji kordonowej" – jak od kordonu bezpieczeństwa zbudowanego wokół PiS nazywam sojusz KO, Trzeciej Drogi i Lewicy – jest rozwiązanie problemu prezydentury.

Jeżeli bowiem dojdzie do starcia wyborczego Rafała Trzaskowskiego i Szymona Hołowni, będą oni musieli rywalizować o bardzo podobny elektorat. Nikt nie powinien się łudzić, że któryś z nich będzie w stanie masowo przejąć PiS-owski elektorat Andrzeja Dudy, czy podbić serca i umysły wyborców Konfederacji.

W aktualnych okolicznościach jedynym realnym scenariuszem jest ten, w którym kandydat obozu anty-PiS zmierzy się z rywalem z Nowogrodzkiej. PiS może i straciło władzę, ale tak silnej opozycji właściwie nigdy nie mieliśmy. Ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego wciąż ma ogromne poparcie i jeśli nie wydarzy się nic naprawdę niespodziewanego, to ich kandydat może być pewien drugiej tury – niezależnie od tego, kto to będzie.

Co oznacza, że odpada scenariusz dżentelmeńksiego rozwiązania sporu Trzaskowski-Hołownia w drugiej turze wyborów prezydenckich w 2025 roku. Tusk i spółka muszą więc tak to wszystko ułożyć, aby nie rozsadzić koalicji od wewnątrz.

Wróćmy na razie do 2023 roku… Jak ocenia pan start nowego rządu?

Na pewno trzeba zauważyć falstart, którym była tzw. afera wiatrakowa – naprawdę duża wtopa, zanim tak naprawdę wszystko wystartowało. Już kilka dni później Donaldowi Tuskowi wygrzebać się z tego wydatnie pomógł jednak prezes Kaczyński ze swoim wystąpieniem bez trybu o „niemieckim agencie”. Akcja Grzegorza Brauna z gaśnicą na dobre zakończyła w mediach temat wiatraków.

Kolejne dni po zaprzysiężeniu rządu idą już gładko. Premier ma swój pierwszy sukces – pojechał do Brukseli i zgodnie z wyborczymi obietnicami wraca z pierwszymi pieniędzmi z KPO. Nikt przy tym zbyt mocno nie słucha polityków PiS, którzy grzmią, że to odcinanie kuponów od ich ciężkiej pracy i dawno wynegocjowanego porozumienia. Co nikogo na Nowogrodzkiej nie powinno dziwić…

Ludzie cieszą się, że pierwsze miliardy euro z Brukseli napływają, bo wszyscy wiedzą, jak bardzo Polska tych pieniędzy potrzebuje. Upór PiS w sprawie tzw. reform wymiaru sprawiedliwości jest natomiast jałowy. Dziś ze świecą szukać polityka tej partii, który szczerze stwierdzi, że zmiany w sądownictwie były udane. Nikt tak nie powie, bo nawet w PiS wiedza, że to jest rozgrzebane, śmierdzące bagno. Tak toksyczne, że nawet jego główny architekt się rozchorował.

Wierchuszka PiS może więc trochę pokrzyczeć, ale Polacy już na dobre wpisali sukces z KPO na konto Donalda Tuska. Zadowolenie społeczne powinno tylko wzrosnąć, gdy premier będzie odblokowywał kolejne transze – na co zdaje się, że możemy liczyć ze strony Komisji Europejskiej, nawet jeśli prezydent będzie wetował ustawy odkręcające "reformy".

W elektoracie KO-TD-Lewica słychać jednak narzekania – że Obajtek wciąż na czele Orlenu, policja pod rozkazami człowieka namaszczonego przez gen. Szymczyka, a na antenie TVP dalej propaganda…

Co Donald Tusk powinien przewidywać, bo… składał w kampanii wiele nierealistycznych – szczególnie pod względem czasowym – obietnic. Nikt z nowego rządu nie może mieć pretensji, że Polacy dopytują, czemu to wciąż nie jest zrobione, skoro ich lider wielokrotnie obiecywał, że mnóstwo rzeczy wydarzy się "następnego dnia po wyborach".

W rzeczywistości w kilka dni, tygodni, a pewnie i miesięcy pracy nie stracą wszyscy prezesi spółek, Tusk nie wymieni całego aparatu w TVP, a tym bardziej nie dojdzie do szumnie zapowiadanej wymiany prezesa NBP. Celowo wymieniam przykłady w tej kolejności, bo każdy jest coraz trudniejszy.

Z profesorskiej perspektywy cieszę się, że ludzie swojego rozczarowania nie krtyją. Polskie społeczeństwo musi nauczyć się krytycznie oceniać deklaracje polityków – także tych, których bardzo lubi. A Donald Tusk dał świetny przyczynek ku tej nauce, bo przez ostatnie miesiące złożył naprawdę długą listę nierealistycznych obietnic.

I na obecnym niezadowoleniu się nie skończy. Wkrótce Tusk powinien zmierzyć się także z koniecznością wytłumaczenia wyborcom, dlaczego kwota wolna od podatku w pierwszym roku jego rządów do 60 tys. zł raczej nie wzrośnie…

A jaki ten pierwszy rok w ogóle będzie? Czego premier powinien sobie życzyć?

Przede wszystkim tego, aby Andrzej Duda dalej był słabym prezydentem. Żeby tak, jak niegdyś dbał się prezesa Kaczyńskiego, teraz czuł respekt przed premierem Tuskiem. Gospodarz Pałacu Prezydenckiego jest niewątpliwie tą postacią, która jest w stanie najmocniej pokrzyżować kluczowe plany nowego rządu.

Drugim wyzwaniem stojącym przed premierem będzie oczywiście utrzymanie spójności w koalicji. A jak już wspomnieliśmy, w kontekście zbliżających się wyborów prezydenckich, najłatwiejsze to nie będzie.

Już w pierwszej połowie 2024 roku czekają nas też dwie kampanie wyborcze – samorządowa i europejska. Dla dalszych losów obecnej władzy szczególni istotny będzie bój o Parlament Europejski. Czy uda się odtworzyć Koalicję Europejską? Moim zdaniem to dla nich jedyny sposób, aby te wybory wygrać. Jeśli pójdą kilkoma blokami, to prawdopodobnie skończy się zwycięstwem PiS.

Od jednego z posłów PiS usłyszałem, że wiele obiecują sobie po użyciu "mocy podwójnej dudy" – czyli nie tylko prezydenckich możliwości Andrzeja Dudy, ale i siły związkowców pod wodzą Dudy Piotra.

Piotr Duda i jego "Solidarność" z pewnością jest w stanie wyprowadzić na ulice trochę ludzi lub zorganizować blokadę Sejmu, ale czy to jeden z głównych graczy na polskiej scenie politycznie…?

"Solidarność" nie jest już związkiem, który byłby w stanie zorganizować strajk generalny. Sądzę, że nawet zwykłych demonstracji Piotrowi Dudzie nie będzie łatwo zorganizować, dopóki szeregowi związkowcy nie poczują, że zagrożony jest któryś z ich istotnych interesów. "Solidarność" została przyspawana do PiS, ale nie jest od partii całkowicie zależna.

Odradzam więc politykom z Nowogrodzkiej sprowadzanie związkowców do roli posłusznego psa łańcuchowego. Dziś próba wyprowadzenia ludzi na ulice pod byle politycznym pretekstem prędzej doprowadzi do pęknięcia wewnątrz związku. Wątpię, aby Duda z "Solidarności" poratował PiS na przykład wielkim protestem w obronie pracowników TVP.

Czytaj także: https://natemat.pl/526927,marek-belka-o-zmianie-traktatow-europejskich-wyjawil-czy-niemcy-naciskali